Polityka Polityka

Wielki układ czy wielka krew: jak skończy się kryzys migracyjny na granicach Białorusi

 

Rozszerzenie sankcji wobec Białorusi za „hybrydową agresję” przeciwko Polsce będzie omawiane na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych państw członkowskich Unii Europejskiej 15 listopada. Poinformowała o tym przedstawicielka niemieckiego MSZ Andrea Sasse. Poprzez wszystkie swoje działania (w tym brak działań) Europa daje do zrozumienia Łukaszence, że nie jest gotowa na ustępstwa. Portal analityczny RuBaltic.Ru przeprowadził analizę, jakie korzyści przyniesie owa taktyka i jakie istnieją scenariusze przezwyciężenia kryzysu migracyjnego.

Kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej nabiera wyraźnie charakteru „wojny okopowej”. Wszystkie zaangażowane w nim strony podjęły obronę defensywną.

Polska nie zamierza otwierać nieproszonym gościom drogę do Berlina i, jak powiedział rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, „cieszy się z własnej stanowczości”.

Białoruś nie uważa siebie za stronę konfliktu. Rosja – tym bardziej. Unia Europejska grozi im nowymi sankcjami, które same w sobie nie są rozwiązaniem problemu (to tylko sposób nacisku na Mińsk i Moskwę).

Sami migranci deklarują gotowość umrzeć pod polskim płotem, byleby tylko nie wrócić do Iraku.

W tej sytuacji najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest scenariusz inercyjny. Właśnie na niego liczy Warszawa.

Taktyka Polaków jest teraz prosta i zrozumiała: wyeliminować lokalną akumulację nielegalnych imigrantów na swojej granicy państwowej. Użyć do tego siły nie można, ale można sprawić, że warunki życia migrantów w obozie namiotowym będą nie do zniesienia.

W szczególności, można uniemożliwić im spanie w nocy: oślepiać reflektorami, ogłuszać syrenami i wznosić helikoptery w niebo.

Wchodzi w rachubę taki rozwój wydarzeń, że ludzie, zmęczeni z powodu wyrafinowanych polskich tortur, odejdą w głąb Białorusi.

Oczywiście czas pracuje dla Polski. Temperatura powietrza w nocy jest już poniżej zera, tuż-tuż spadnie pierwszy śnieg. Starcy, kobiety i dzieci w takich warunkach nie przetrwają długo. Obóz namiotowy opuszczą dobrowolnie lub w karetkach pogotowia ratunkowego. Za ich przykładem pójdą moralnie przygnębione mężczyźni.

Pozostaną tylko najbardziej zdesperowani, gotowi do walki o życie na wzór bohaterów z prozy Jacka Londona. Ale będzie ich niewielu.

Jeśli tak się stanie, kryzys migracyjny znów zostanie spowolniony. Chętni do penetracji granic Unii Europejskiej porzucą ideę „szturmu” Polski. Będą łączyć się w małe grupy, chodzić po tajemniczych ścieżkach, szukać najbardziej niechronionych odcinków granicy.

Niektórzy poddadzą się i polecą do domu. To nie przypadek, że Unia Europejska wzywa Irak do zorganizowania lotów ewakuacyjnych dla swoich obywateli.

Jest bardzo prawdopodobne, że potencjalni nielegalni migranci będą szukać innych dróg, żeby przekroczyć granice Unii Europejskiej.

Nie opanowali jeszcze w pełni granicy białorusko-łotewskiej – przeszkadzają naturalne bariery w postaci bagien. To najbardziej niewygodny i niebezpieczny kierunek, ale dlaczego nie podjąć go, jeśli się nie ma innych opcji?

„Na większym odcinku granicy (Białorusi i Łotwy – komentarz RuBaltic.Ru) nie ma żadnego ogrodzenia i w zasadzie nie będzie. A to, że kilku uchodźców utopi się w bagnach podczas przekraczania granicy, nie zbyt martwi międzynarodową mafię, która specjalizuje się na przerzucaniu nielegalnych migrantów ” – mówią w służbach granicznych Łotwy.

Premier Polski Mateusz Morawiecki uważa, że ​​migranci mogą udać się w kierunku Ukrainy. Na pierwszy rzut oka ta trasa wydaje się absurdalną.

Niemniej jednak w kraju zwycięskiego Majdanu kwitnie przemyt nielegalnych migrantów (po prostu nie wypada o tym mówić).

Całkiem niedawno ukraińscy funkcjonariusze donieśli o ujawnieniu zakrojonego na szeroką skalę schematu transportu „zagranicznych studentów” do UE. Śledztwo wykazało, że w ciągu dwóch lat złoczyńcy sprowadzili do kraju około trzech tysięcy osób. A to tylko jedno biuro! Reszta podobnych biur nadal działa pomyślnie.

Niektórzy z migrantów będą chcieli pozostać na Białorusi (i tak lepiej niż powrót na Bliski Wschód).

Tutaj Mińsk ryzykuje tym, że sam wpadnie w pułapkę, którą przygotował dla Warszawy.

Białoruscy politycy, dziennikarze i eksperci prorządowi w trybie „non stop” krytykują Polskę za okrutne traktowanie uchodźców – no to będzie okazja, by pokazać Polakom na przykładzie, czym jest prawdziwa słowiańska gościnność…

Jeśli migranci opuszczą białoruską granicę, fakt, że staną się bólem głowy dla władz białoruskich. Czy są jakieś gwarancje, że rozgniewani i oszukani Kurdowie nie staną się uczestnikami głośnych przestępstw? Morderstwa, gwałty, rabunki?

Wydaje się, że Polska i UE nie liczą na rozwiązanie problemu migracyjnego jako takiego.

Całkiem pasowała im sytuacja, w której „turyści” z Białorusi w małych grupach przechodzili na terytorium sąsiedniego państwa, wpadali w ręce straży granicznej i szli z powrotem. Jeśli wierzyć polskim władzom, sytuacja była kontrolowana. Właśnie dlatego migrujące „strumienie” obecnie połączyły się i popłynęły jednym potężnym nurtem.

Rozsiać ten nurt, wystraszyć potencjalnych naruszycieli granic, nacisnąć na Łukaszenkę (i, co nie mniej ważne, na Putina) za pomocą nowych sankcji, przeprowadzić „pracę wychowawczą” z Irakiem – taki zestaw środków, zdaniem Unii Europejskiej, powinien ustabilizować sytuację. Chociaż i tak nie da stuprocentowego wyniku.

Jest tylko jeden sposób na pełne rozwiązanie problemu nielegalnej migracji z Białorusi – podpisanie z Mińskiem nowej umowy o readmisji.

Na to owszem liczy Łukaszenko. Pytanie tylko, na jakich warunkach jest gotowy negocjować z UE.

Negocjacje nie koniecznie muszą być bezpośrednie. Niestandardowy schemat zaproponowała premier Litwy Ingrida Šimonytė: „Unia Europejska powinna żądać od Białorusi współpracy z ONZ i organizacjami międzynarodowymi oraz umożliwić rządom krajów pochodzenia migrantów powrót swoich obywateli do domu”. Każde słowo przesiąknięte jest zwyczajnym nadbałtyckim infantylizmem, ale w tym oświadczeniu jednak jest ziarno zdrowego rozsądku: interakcja (nawet współpraca!) z Mińskiem może być prowadzona za pośrednictwem ONZ.

Jest jeszcze inna opcja – zwrócić się o pośrednictwo do Putina. Na razie radzi Unii Europejskiej iść na kontakt z Łukaszenką, ale jeśli Moskwie zaproponują usiąść do stołu negocjacyjnego z Mińskiem i Brukselą, trudno jej będzie odrzucić tę propozycję.

Tak czy inaczej, problem migracji dla Unii Europejskiej nie ogranicza się do sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Jest znacznie szerszy.

„Im dalej jesteśmy od wieku XX, tym bardziej wydaje się, że jego głównym wydarzeniem politycznym, które będzie miało najdłuższy ślad, była właśnie dekolonizacja. A jej konsekwencje, zmieniające się wraz z wahaniami porządku światowego, będą miały potężny wpływ na to, jak świat będzie wyglądał za 25, a nawet za 50 lat. Obecne rozbłyski to tylko wczesny świt” – prognozuje naczelny redaktor magazynu „Rosja w polityce globalnej” Fiodor Łukjanow.

Sytuacja na pograniczu polsko-białoruskim mogłaby wywołać w Europie dyskusję na temat globalnych procesów migracyjnych. Niestety tak się nie dzieje. Dyskusja dotyczy tylko tego, jakie sankcje należy zastosować, aby ukarać Łukaszenkę.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: