Polityka Polityka

Polska i kraje nadbałtyckie przygotowują się do przyjęcia „prawidłowych” uchodźców: z Ukrainy

 

Polska i republiki nadbałtyckie szykują się na napływ uchodźców z Ukrainy. Litwa już zadeklarowała gotowość rozlokowania na swoim terytorium do 30 tysięcy osób, Warszawa pośpiesznie układa listę obiektów do tymczasowego przetrzymywania ludzi, którzy będą uciekać przed „rosyjską agresją”. Jednocześnie oba kraje nadal kategorycznie odmawiają przyjmowania azylantów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Prawo życia jest surowe: nie każdy ma szczęście mieszkać w krajach, które „atakuje” Rosja.

Zagrożenie z powodu kryzysu migracyjnego na zachodnich granicach Ukrainy jest z niepokojem dyskutowane w wielu krajach europejskich, ale akcent jest kładziony na różne sposoby. Na przykład francuski minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin poruszył ten temat w kontekście negocjacji Putina i Macrona: a mianowicie, że rozmowy obu przywódców zmniejszają ryzyko „wielkiej wojny” i niekontrolowanego napływu uchodźców do UE.

Premier Węgier Viktor Orbán wezwał również, aby za wszelką cenę zapobiec temu scenariuszowi.

„Pomyślcie: w przypadku wojny setki tysięcy, a nawet miliony uchodźców przybyłoby z Ukrainy. Taka sytuacja radykalnie zmieniłaby układ polityczny i gospodarczy na Węgrzech. Czy pamiętacie dziesiątki tysięcy ludzi, którzy przyjechali z terenów byłej Jugosławii w latach 90ch, i też to nie było łatwe. O wiele więcej przybędzie z Ukrainy, prawdopodobnie bez nadziei na powrót” – powiedział Orbán podczas dorocznego przemówienia do swoich kolegów z partii.

Jeśli Paryż i Budapeszt starają się uniknąć takiego scenariusza, Polacy wręcz przeciwnie, są już gotowi dać dach nad głową swoim ukraińskim przyjaciołom.

„Wojewodowie uruchomili kontakty z burmistrzami/prezydentami miast. Zostaliśmy poproszeni o wskazanie listy obiektów zakwaterowania dla uchodźców, liczby osób możliwych do przyjęcia, kosztów z tym związanych, czasu adaptacji budynków z rekomendacją, aby to zrobić w ciągu 48 godzin” –napisał na Twitterze Krzysztof Kosiński, sekretarz Związku Miast Polskich. Oczekuje się, że w najbardziej pesymistycznym scenariuszu Polska będzie w stanie przyjąć nawet milion Ukraińców.

Podobne procesy zachodzą też w krajach nadbałtyckich.

Litwa ogłosiła gotowość do rozlokowania 30 tysięcy „ofiar rosyjskiej agresji”, a Estonia „przygarnie” kolejne 2 tysiące.

Natomiast Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Łotwy opracowało już pełnowartościowy plan działania na wypadek migracyjnego boomu.

„Ten plan już istnieje, ale teraz ważne jest, aby zrozumieć, że Ukraina ma specyficzne okoliczności. Po pierwsze, ma ruch bezwizowy z Unią Europejską. Po drugie, nasi mieszkańcy słusznie popierają dążenie Ukrainy do wzmocnienia niepodległości i integralności terytorialnej tego kraju. Oznacza to, że z wielkim zrozumieniem potraktują potrzebę przyjęcia części ukraińskich uchodźców, jeżeli, nie daj Boże, wybuchnie wojna” – powiedziała łotewska minister spraw wewnętrznych Maria Gołubiewa.

Ogólnie rzecz biorąc, nikt nie wykazuje tak wzruszającej troski o Ukraińców jak Polska i republiki nadbałtyckie.

Plany zakwaterowania uchodźców są owinięte w „papierek” humanizmu, który był wykorzystany również po masowych protestach na Białorusi w roku 2020. Wszystkich uciekających przed „ostatnią dyktaturą Europy” w UE witano niemal świątecznymi fajerwerkami. Ale z jakiegoś powodu goście z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu na tej samej zachodniej granicy Białorusi zostali przyjęci zupełnie inaczej.

Jak na ironię losu, wciąż słychać echa kryzysu migracyjnego w Polsce i krajach nadbałtyckich (po prostu niewiele osób zwraca na nie uwagę). Kilka dni temu portal InfoMigrants opublikował artykuł o ciężkim losie nielegalnych migrantów na Litwie. Afrykanin o imieniu Eric (imię zmienione) został aresztowany „po pokojowej demonstracji w sektorach zamkniętego obozu”.

Według naocznych świadków Eric został tak dotkliwie pobity, że stracił zdolność chodzenia.

To właśnie ta osoba wcześniej opowiadała InfoMigrans o litewskiej „gościnności”. Oto kilka cytatów.

„Od czasu do czasu psy są wypuszczane na dziedziniec obozu. Nie ośmielamy się wychodzić na zewnątrz, kiedy tam są, zbyt nas przerażają. Wojskowi robią wszystko, żeby nas zastraszyć, zniechęcić. Wiedzą, że nie mamy dokąd pójść. Kiedy psy tam są, jesteśmy skazani na pozostanie w naszych pokojach.”

„Nauczyłem się rosyjskiego, kiedy byłem na Białorusi. Biegle posługuję się tym językiem, więc rozumiem, kiedy rozmawiają między sobą niektóre litewscy żołnierze. Obrażają nas, nazywają «ufoludkami» lub «małpami»”.

„Gdy jesteś chory, mówią: „Jak chcesz umówić się na wizytę u lekarza, to pędź do domu do Afryki na leczenie”. Kiedy gdzieś cię boli, długo czekają, aby zabrać cię do lekarza. Mój współlokator był w złym stanie, spędził trzy dni w swoim łóżku w Pabradė, zanim trafił do szpitala. I zakuli go w kajdanki, żeby go tam zabrać”.

„Kilka tygodni temu rozbolał mnie ząb. Wojskowi powiedzieli mi: „Podpisz ten dokument, inaczej nie wezwiemy lekarzy”. Wszyscy migranci znają ten „papier”. Nie wiemy, co jest w nim napisane, jest po litewsku i nie wolno nam go sfotografować. Ale podejrzewamy, że to jest pokwitowanie upoważniające do naszej deportacji. Nigdy tego nie podpisujemy”.

Ciekawe, czy ukraińscy uchodźcy będą przetrzymywani w takich samych warunkach?

Czy chorym „ofiarom rosyjskiej agresji” szyderczo zaoferują leczenie w ich ojczystym kraju? A może będą za plecami wyzywani od małp?

Raczej przeciwnie – surowa kara grozi tym, którzy ośmielą się obrazić nieszczęsnego Ukraińca.

Pierwszy zostanie zwolniony ze służby, a do drugiego podbiegnie z przeprosinami jakiś najwyższy litewski urzędnik. Być może osobiście premier Ingrida Šimonytė. Przy okazji uroni łzę, która zostanie pokazana w zbliżeniu w centralnych kanałach telewizyjnych.

Paradoks sytuacji polega na tym, że republiki nadbałtyckie, w przeciwieństwie do Polski, nie mają się czego obawiać. Nie graniczą z Ukrainą i w drodze do rozwiniętych krajów Europy Zachodniej też nie są. O azyl w krajach nadbałtyckich mogą ubiegać się tylko ci, którzy mają tam rodzinę bądź więzy przyjacielskie lub biznesowe. A takich znajdzie się nie więcej niż parę tysięcy na milion.

Ale Litwa, Łotwa i Estonia wciąż pędzą szybciej od dźwięku gwizdka lokomotywy, deklarując gotowość przyjęcia Ukraińców. Przecież mogli zrobić to samo w roku 2015, kiedy Niemcy próbowały podzielić ciężar migracyjny z sojusznikami.

Mogli, ale nie zechcieli – wówczas zaproponowano im przygarnięcie uchodźców „drugiej kategorii”, których kraje zostały zniszczone w wyniku agresywnych działań Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej.

Prawo życia jest surowe: nie wszystkie kraje świata są „atakowane” przez Rosję.


Ten artykuł jest dostępny w innych językach: