Polityka Polityka

Polacy wykpili plany okupacji Białorusi

 

Siły zbrojne Białorusi nie stanowią poważnego zagrożenia dla polskiej armii. Tak stwierdził Waldemar Skrzypczak, były dowódca wojsk lądowych i były wiceminister obrony Rzeczpospolitej. Według generała w przypadku wojny „jeden na jednego” Mińsk upadnie ciągu trzech dni, a Białorusini będą witać najeźdźców jako wyzwolicieli spod władzy Łukaszenki. Zwykli Polacy, sądząc po komentarzach pod wywiadem ze Skrzypczakiem, nie cieszą się z jego pomysłu: radzą generałowi, aby założył mundur i sam szedł walczyć z Łukaszenką.

W swoim kraju generał Skrzypczak jest postacią znaną. Bez przesady można go nazwać jednym z najwybitniejszych dowódców wojskowych współczesnej Polski. W latach 2006-2009 dowodził wojskami lądowymi kraju, następnie był doradcą i wiceministrem obrony (na ostatnim stanowisku odpowiadał za najbardziej odpowiedzialny obszar pracy – uzbrojenie i modernizację armii).

Ponadto w roku 2005 to właśnie Skrzypczak dowodził działającą w Iraku Wielonarodową Dywizją „Centrum – Południe”.

Ostatnio dzielny generał często występuje w roli eksperta wojskowego.

Na przykład niedawno prognozował wynik możliwego starcia zbrojnego pomiędzy Polską a „ostatnią dyktaturą Europy”.

13 listopada w wydaniu „Wiadomości” ukazał się materiał pod krzyczącym nagłówkiem: Mocne słowa generała Skrzypczaka. „Trzy dni i mamy Białoruś””.

„By doszło do konfliktu, dwie rzeczy muszą się ziścić. Putin musi stanowczo poprzeć Łukaszenkę i Łukaszenko musi użyć broni. Ale moim zdaniem do tego nie dojdzie, bo Białoruś jest za słaba. (...) W wypadku wojny bez poparcia Putina to trzy dni i mamy Białoruś.”

Tok myślenia Skrzypczaka wygląda trochę sprzecznie z logiką. Dlaczego Łukaszenko nie miałby użyć broni, skoro ma stanowcze poparcie Putina?

W tym przypadku można pominąć fakt, że „Białoruś jest za słaba”, bo za jej plecami stoi mocny, rzetelny i, jak się w Polsce uważa, agresywny sojusznik.

Oprócz tego otwarte pozostaje pytanie, w jaki sposób generał Skrzypczak obliczył termin zakończenia kampanii wojskowej. Dlaczego Białoruś upadnie w ciągu nie całych trzech dni? Jaki jest powód jej słabości i niezdolności do długotrwałego przeciwstawiania się przeważającym siłom wroga?

O tym Polski generał nie opowiada, ale zaledwie trzy miesiące temu odpowiedział za niego portal Defense24, który okresowo publikuje komentarze tego samego Skrzypczaka. Autorzy publikacji solidaryzują się z nim: armia Łukaszenki sama w sobie nie stanowi zagrożenia dla Warszawy. Jest nieliczna, brakuje jej sprzętu wojskowego, na 1200 czołgów tylko 300 jest podobno w ruchu.

Podobnie sytuacja wygląda w przypadku artylerii, transporterów opancerzonych i bojowych wozów piechoty.

„Po rozpadzie ZSRR nowo powstająca Białoruś przejęła ogromną ilość uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Tylko mała jego część jest obecnie w użyciu. (…) Z militarnego punktu widzenia samodzielnie Siły Zbrojne Białorusi nie stanowią potencjalnego zagrożenia, zdolnego w czasie ewentualnych działań zbrojnych do pokonania Sił Zbrojnych RP.” – podsumowuje Defence24.

Scenariusze rozwoju wydarzeń na wypadek konfliktu zbrojnego pomiędzy Warszawą a Mińskiem – to jest temat na osobną rozmowę, która zasługuje na szczegółowe omówienie. Niektórzy eksperci prawdopodobnie są gotowi obalić nadmiernie optymistyczne prognozy Skrzypczaka.

Z drugiej strony, w potencjalnej wojnie „jeden na jednego” (jeśli wynieść poza nawias Rosję i NATO) szanse Polski wyraźnie wyglądają na lepsze.

Rzeczywiście przewyższa sąsiedni kraj pod względem liczby personelu wojskowego i, jeśli będzie to konieczne, może zmobilizować znacznie więcej rekrutów niż Białoruś. Rządząca partia „Prawo i Sprawiedliwość” zwraca dużą uwagę co do kwestii bezpieczeństwa narodowego (pod jej kierownictwem odbywa się największa reforma wojskowa we współczesnej historii kraju).

Nie powinno dziwić, że przedstawiciele Warszawy są tak optymistyczni. Mają ku temu pewne podstawy.

Zaskakującą jest inna sprawa: generał Skrzypczak z jakiegoś powodu jest pewny tego, że podczas polskiej interwencji na Białorusi wybuchnie ludowe powstanie przeciwko reżimowi Łukaszenki.

Czyli Polacy będą odbierani nie jako wrogowie, ale jako „wyzwoliciele”. I wojny jako takiej nie będzie: tylko łatwy spacerek, który zakończy się wielką ucztą z okazji inauguracji Swietłany Cichanouskiej. Albo jakiejkolwiek innej postaci, którą zwycięscy panowie zechcą posadzić na białoruskim tronie.

Swoimi prognozami Waldemar Skrzypczak potwierdza mądrość przypisywanego Heglowi powiedzenia: „Historia uczy, że ludzkość niczego się z niej nie nauczyła”. Jak wiadomo, w roku 1941 na ziemię białoruską już przychodził pewny znany „wyzwoliciel”. Też miał nadzieję, że jego interwencja wywoła powszechny bunt narodowy przeciwko Stalinowi i rządom komunistycznym.

Analogie z rokiem 1939 wyglądają nie mniej uderzająco: to właśnie Polska stała się pierwszą ofiarą wojny, którą sama podsycała. Generał Skrzypczak woli o tym nie pamiętać.

Ale zwykłym Polakom należy oddać to, co im się należy – pomysł wojny z Białorusią jawnie im się nie spodobał. Pod publikacją w „Wiadomościach”, powołującej się na Skrzypczaka, dominującą częścią są komentarze negatywne.

Niektóre z nich są warte przytoczenia.

„Na wojnę to niech idzie rząd wybrany przez suwerena, skoro doprowadza do takiej sytuacji. Panie Mateuszu pan ma doświadczenie, tyle pan mówił o swojej walecznej przeszłości.”

„Generał ubieraj się w mundur, i idź walcz trzy dni, Polaków w to nie mieszaj.”

„Tak, biegniemy do walki o zachodnie korporacje i miejsca pracy dla Ukraińców w Polsce.”

„Siły Zbrojne Białorusi, zarówno siły lądowe, jak i siły powietrzne, są lepiej wyposażone niż wojsko polskie. Gdyby nie daj Boże była wojna, to Mińsk mógłby zająć Republikę w 8-10 dni. Na pomoc NATO nie warto liczyć.”

„Pierwszego dnia wkroczymy na Białoruś, ale trzeciego już będziemy uciekać za Odrę.”

Nie jest faktem, że te komentarze prezentują prawdziwe nastroje społeczeństwa w Polsce. Ale oczywiste jest to, że niewielu z obywateli będzie chciało sprawdzić na własnej skórze prognozy generała Skrzypczaka.

Natomiast dla polskiej partii rządzącej nadszedł czas, aby zastanowić się, jak wpłynie na jej notowania i odzwierciedli się na ich rankingu ten fakt, że przeciętni Polacy zmuszeni są dziś myśleć o perspektywach prawdziwej wojny z Białorusią.

 

 

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: