Polityka Polityka

Po zniszczeniu Trumpa Partia Demokratyczna USA weźmie się za Polskę

Źródło obrazu: media.breitbart.com
 

Polska zamierza zabronić sieciom społecznościowym usuwania wiadomości i kont użytkowników, jeśli nie naruszają one prawa krajowego. Tym środkiem Warszawa zareagowała na zablokowanie Donalda Trumpa na Twitterze, Facebooku i innych amerykańskich portalach społecznościowych. Represje wobec „trumpistów” szczerze przerażają polskie kierownictwo, bo są następni na „listach zakazów”. Konserwatywna Polska, na czele której stoi „Prawo i Sprawiedliwość”, jest dla liberalnego establishmentu na Zachodzie takim samym ideologicznym wrogiem, jak Donald Trump i jego zwolennicy, którzy zajęli Kapitol.

„O tym, które poglądy są słuszne, a które nie, nie mogą decydować za nas algorytmy czy właściciele korporacyjnych gigantów” — skomentował premier Mateusz Morawiecki wiadomości o blokowaniu kont Donalda Trumpa i jego zwolenników.

Podobne wypowiedzi wybrzmiały też z ust przywódców Niemiec, Francji i innych państw NATO, które mimo całej niechęci do Trumpa obawiały się skali politycznego wpływu sieci społecznościowych, które w pewnym momencie mogłyby się obrócić przeciwko nim samym.

Jednak polski komentarz odnośnie wydarzeń amerykańskich okazał się o wiele bardziej ostrzejszy od wszystkich innych wypowiedzi.

Według premiera Morawieckiego „cenzurowanie wolnego słowa, domena totalitarnych i autorytarnych reżimów, powraca dziś w formie nowego, komercyjnego mechanizmu zwalczania tych, którzy myślą inaczej”. W identycznie brzmiących wypowiedziach komentują prześladowania „trumpistów” w Stanach Zjednoczonych tylko sami „trumpiści”.

To jest rzeczą jasną, dlaczego rząd Polski tak bardzo wystraszył się wydarzeń w Ameryce.

Po tym, jak zespół Joe Bidena zwalczy wewnętrzną opozycją wobec liberalnego globalizmu w samych Stanach Zjednoczonych i jego ręce dosięgną Europy, Polska będzie jednym z pierwszych krajów, które zostaną uderzone.

W ciągu pięciu lat rządów prawicowej konserwatywnej partii „Prawo i Sprawiedliwość”, Polska Jarosława Kaczyńskiego stała się tak samo toksyczna dla liberalnego Zachodu, jak Donald Trump oraz brytyjscy konserwatyści, którzy wyciągnęli Wielką Brytanię z Unii Europejskiej.

Tych dwóch mężów stanu prowadziło niemal identyczną politykę, zwłaszcza że Polska Kaczyńskiego usilnie demonstrowała swój sojusz z Ameryką Trumpa. Związek, który w ostatnich latach uzyskał nie tylko wymiar militarno-strategiczny, geopolityczny i gospodarczy, ale także ideologiczny, pod względem geopolitycznym był skierowany nie tylko przeciwko Rosji, ale także przeciwko Niemcom i UE.

Rządy „Prawa i Sprawiedliwości” nie tylko podkreślały, że Polska jest krajem chrześcijańskim, ale faktycznie uczyniły Kościół organem władzy, a katolicyzm oficjalną ideologią. Działacze „PiS” nazwali islam zagrożeniem dla zachodniej cywilizacji i naśladując Trumpa odmówili przyjęcia muzułmańskich uchodźców w Polsce, nazywając ich potencjalnymi terrorystami.

Co do spraw walki o tradycyjne wartości z próbami całkowitego zakazu aborcji w Polsce, tworzenia „stref bez LGBT” i porównywania ideologii mniejszości seksualnych do bolszewizmu, zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego zadowoliliby najbardziej nieubłaganych konserwatystów w Stanach Zjednoczonych: mormonów, ewangelików oraz zwolenników teorii spiskowej QAnon.

Dla Unii Europejskiej Polska i Węgry po Brexicie pozostały „wewnętrznym Trumpem” — głównym zagrożeniem dla jedynej liberalnej ideologii. Do tego, gdy sam Trump siedział w Białym Domu, z ekipą Kaczyńskiego w Warszawie nic nie można było zrobić — Polska została kluczowym sojusznikiem USA w Europie kontynentalnej.

Niewątpliwie, że taką ona i pozostanie — zgodnie z obiektywną logiką geopolityczną.

Jednak ekipa Bidena zrobi wszystko, by zmienić niekompatybilny ontologicznie reżim w Warszawie i pracować w przyszłości nie z „dobrymi katolikami” Kaczyńskiego, ale z bliskimi jej ideologicznie i stylistycznie liberałami.

Polski rząd otrzymał „czarny bilet” od nowego gospodarza Białego Domu jeszcze przed wyborami, kiedy Biden wymienił Polskę wśród nowych dyktatorskich reżimów w Europie, z którymi nie wstydzi się mieć do czynienia jego przeciwnik Donald Trump. Twitter i Facebook w ostatnich miesiącach banowały zwolenników Kaczyńskiego z taką samą pasją jak banowały przed tym zwolenników Trumpa.

Dlatego Ministerstwo Sprawiedliwości Polski przygotowuje projekt ustawy zakazującej blokowania polskich obywateli na portalach społecznościowych w przypadkach, gdy ich wypowiedzi nie są sprzeczne z ustawodawstwem krajowym. Nie ukrywa się, że bodźcem do stworzenia takiego prawa było blokowanie kont Donalda Trumpa — „politycznie motywowane, obłudne i równoznaczne cenzurze”.

Proponowany środek jest pierwszą próbą obrony „PiS” przed nadchodzącym „nowym liberalnym porządkiem” w Polsce. Nawiasem mówiąc, Rosja przyjęła już podobną ustawę pod koniec ubiegłego roku. Tak więc polscy konserwatyści znów kopiują Kreml. I znów fanatycznie będą temu zaprzeczać.

Natomiast na Zachodzie i w samej Polsce „moralny przywódca” Kaczyński oraz prezydent Andrzej Duda będą desperacko trollowani przez „putinizację”. Chociaż do Putina obydwóm jak do księżyca.

Polska, podobnie jak Rosja, próbuje żyć własną racją stanu, nie dostosowując się do narzucanych z zewnątrz standardów odnośnie tego, co jest dobre, a co złe.

Tylko do tego potrzebna jest prawdziwa suwerenność i pełnowartościowa niepodległość, które ma Rosja, a Polska nie ma.

Polska nawet nie zaczęła jeszcze walczyć o niepodległość od „Washington Regional Committee”. I nie jest faktem, czy w ogóle zacznie.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: