Polityka Polityka

Pierwszy Blinken do kosza*: Stany Zjednoczone wylały na Ukrainę kubeł zimnej wody

Źródło obrazu: sharij.net
 

Pierwsza wizyta w Kijowie nowego szefa Departamentu Stanu USA okazała się bardzo wątpliwa nie tylko dla Ukrainy, ale także dla wszystkich innych amerykańskich satelitów w Europie Wschodniej. Sekretarz stanu Antony Blinken zademonstrował nową taktykę Waszyngtonu: maksymalizację zysków z jego podopiecznych przy jednoczesnej minimalizacji kosztów utrzymania. Ukraina, kraje nadbałtyckie i inne „Tabaki” będą musiały nadal „powstrzymywać” Rosję, nie licząc na odwzajemnioną pomoc Amerykanów.

Jeśli odrzucić górnolotne słowa amerykańskiego emisariusza o niezłomnym poparciu dla suwerenności, niepodległości oraz integralności terytorialnej Ukrainy, to Kijów nie otrzymał z wizyty amerykańskiego sekretarza stanu praktycznie nic.

Wszelkie zadania dyplomatyczne, które ukraińskie kierownictwo zamierzało wykonać za pomocą wizyty Blinkena, pozostały niezrealizowane.

Po pierwsze, wysoko postawiona osoba nie powiedziała ani słowa o gotowości Ameryki do przyjścia z pomocą Ukrainie w przypadku wojny z Rosją. Cały temat fundamentalnego wsparcia Niezależnej w walce z „rosyjską agresją” sprowadził się do stwierdzenia sekretarza stanu, że Stany Zjednoczone „zbadają sprawę” dostarczenia dodatkowej broni dla ukraińskiej armii.

Szef ukraińskiego MSZ przed spotkaniem mimowolnie napomknął, że będzie prosił o te dostawy swojego amerykańskiego odpowiednika. Czyli słowa szefa Departamentu Stanu faktycznie oznaczają: tak,tak, zbadamy tą sprawę, odpieprzcie się!

Po drugie, nie było szczególnego wzruszenia w związku z wybraną przez Kijów „właściwą stroną historii”. Sekretarz stanu USA nie był w najmniejszym stopniu pod wrażeniem ukraińskiej drogi reform, ale był coraz bardziej krytyczny.

Według Blinkena Ukraina stoi teraz przed dwoma wyzwaniami: zewnętrznym i wewnętrznym. Oczywiście, że zewnętrzny — to jest Rosja. Ale jest też „zagrożenie od wewnątrz — to korupcja, oligarchowie i inne osoby, które swoje interesy przedkładają ponad interesy narodu ukraińskiego”.

Pytanie brzmi, po co to mówić podczas podróży reprezentowanej jako akt poparcia dla Ukrainy, która przez dwa miesiące krzyczała, że ​​Rosja skoncentrowała swoje wojska na granicy i zamierza zaatakować? Bardzo to proste. Zwolnić się od zobowiązań.

Jeżeli nadal kradniecie jak kradliście pod rządami Janukowycza, a jednocześnie nie potraficie pokazać „historii sukcesu” po 7 latach „europejskiego wyboru”, to nie macie szczególnego prawa moralnego, by coś wymagać i żądać od Stanów Zjednoczonych.

Najpierw nauczcie się słuchać tego, co wam mówią, i robić dokładnie to, co każe wam nasza ambasada. Zwolniliście nagle szefa Naftohazu. Ale czy Stany Zjednoczone wyraziły na to zgodę?

Po trzecie, nie złożono żadnych obietnic, że Ukraina stanie się członkiem NATO. Co gorsze, stara-nowa kuratorka Ukrainy Wiktoria Nuland, która przyleciała do Kijowa wraz ze swoim szefem, zdaniem jednego z uczestników spotkania z Amerykanami w Radzie Najwyższej, nakazała „nie wałkować” tematu wejścia tego kraju do NATO.

„Sygnał odpowiedzi od Nuland — nie wałkujcie tematu NATO, angażujcie się w reformy, wywieszka wam nic nie da” — przekazał dziennikarzom uczestnik spotkania.

Wywieszka?! Oznacza to, że dla urzędników Departamentu Stanu członkostwo tego kraju w NATO — to tylko prestiżowy status formalnych sojuszników Waszyngtonu, a nie fakt, że Stany Zjednoczone są zobowiązane stanąć po stronie sojusznika w wojnie z agresorem zgodnie z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego.

Nie są do tego zobowiązani i nie staną. „Wywieszka wam nic nie da”.

Taka odpowiedź na pytania — to jest kubeł zimnej wody nie tylko dla Ukrainy, ale także dla krajów, które są już członkami NATO i promieniują przekonaniem, że Stany Zjednoczone, wypełniając swoje formalne zobowiązania, będą walczyć za nich z mocarstwem nuklearnym.

W praktyce zadaniem USA jest minimalizacja kosztów wspierania tych krajów. Zyski z ich polityki powinny być maksymalizowane, a ich wsparcie zredukowane do rytualnych zaklęć na temat solidarności.

Niech Ukraina, Polska i kraje nadbałtyckie nadal przyczyniają się do „powstrzymania” Rosji. Amerykanie nadal będą wykorzystywać kontrolowane przez siebie reżimy na granicy z Rosją jako kartę przetargową w wielkiej geopolitycznej grze z Moskwą, ale nie oznacza to, że same antyrosyjskie reżimy coś zyskają na uczestnictwie w cudzej grze.

Podobne relacje nie można nazwać nie tylko sojuszem, ale nawet zależnością wasala. Przecież suweren ma również zobowiązania wobec poddanego.

Podejście, które Waszyngton pokazał w odniesieniu do satelitów w Europie Wschodniej, nazywa się niewolnictwem.

Będziecie robić to, co jest potrzebne nam, a w zamian nie otrzymacie nic poza retorycznymi okrzykami „Ameryka wróciła” i „Putin — zabójca”. Jak zaczniecie pytać: gdzie jest bardziej merytoryczne wsparcie, znajdziemy dla was kontr pytania. Jeśli zdecydujecie się prowadzić własną politykę — szybko przypomnimy wam, na rzecz kogo pracujecie.

Kraje nadbałtyckie, Rumunia, Ukraina i inne oczywiście marzyły o czymś innym, kiedy sprzedawały swoją suwerenność Stanom Zjednoczonym. To nie przypadek, że politycy z Europy Wschodniej od dziesięcioleci na miejscu i nie na miejscu odwołują się do planu Marshalla. „Ukraina potrzebuje planu Marshalla”, „Europa potrzebuje planu Marshalla, aby przezwyciężyć kryzys po pandemii” i tak dalej.

Dla satelitów Ameryki Plan Marshalla jest symbolem bajkowego wzbogacenia, jakie może dać podporządkowanie Amerykanom. Przecież dało już Europie Zachodniej po II wojnie światowej, a teraz może dać także Europie Wschodniej.

Tylko nie daje. Minęło już 30 lat, a tropikalny deszcz dolarów nigdy nie przeszedł nad „Nową Europą”.

NATO w tym sensie — to ten sam plan Marshalla, tylko nie w strefie gospodarki, ale w strefie bezpieczeństwa. Można sprowokować Rosję do wojny, ale walczyć za ciebie będą inni, a prowokator będzie musiał tylko skonsumować owoc zwycięstwa.

Rzeczywistość jest taka, że ​​prowokator zostanie zniszczony w pierwszej kolejności i nikt nie będzie o niego walczył.

Ponieważ samobójstwo podopiecznych na ołtarzu „powstrzymywania” Rosji leży w interesie Stanów Zjednoczonych, ale walczyć lub mścić za nich – to są już wydatki nie do przejścia.

-------------------------------

*gra słow: blin (ros.) = naleśnik (pol.), odniesienie do podobno brzmiącego nazwiska sekretarza stanu USA (Blinken) oraz narodowego ogólnosłowiańskiego przysłowia (Первый блин комом (ros.)= Pierwszy naleśnik do kosza (pol.) – komentarz RuBaltic.ru

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: