Polityka Polityka

Niemcy „zapomniały” o Polsce w stosunkach z Łukaszenką

 

Główne wydarzenie polityczne w Europie minionego tygodnia – rozmowy telefoniczne pełniącej obowiązki kanclerza Niemiec Angeli Merkel z prezydentem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką – były ciężkim ciosem w międzynarodową pozycję Polski. Warszawa od dawna pogodziła się z tym, że Stany Zjednoczone i główne kraje UE prowadzą negocjacje z Rosją omijając Polskę i innych sojuszników w Europie Wschodniej, jednak teraz Berlin zlekceważył Polaków w stosunkach z Republiką Białoruś, którą Polska uważa za historyczny obiekt swoich wpływów cywilizatorskich.

„Jeżeli mówimy o jakichkolwiek porozumieniach, które powinny być wiążące dla Polski i władz polskich, lub tych, które polskie władze muszą w taki czy inny sposób wykonywać, to będą to porozumienia osiągnięte wyłącznie przez nas, w formatach, w których my bezpośrednio bierzemy udział, w których Polska jest reprezentowana na odpowiednim szczeblu” – powiedział prezydent Polski Andrzej Duda o negocjacjach pomiędzy Angelą Merkel a Aleksandrem Łukaszenką w sprawie rozwiązania kryzysu migracyjnego na granicy białorusko-polskiej.

Od słów polskiego przywódcy wieje poważną irytacją.

Polska znalazła się w sytuacji Ukrainy, o której dyskutuje się bez Ukrainy, a Andrzejowi Dudzie w sam raz krzyczeć w ślad za Zełenskim: żadnych negocjacji w sprawie Polski bez Polski!

Jeszcze bardziej upokarzające jest to, że Niemcy negocjują stan rzeczy na polskiej granicy nawet nie z Putinem, ale z Łukaszenką. Zresztą początkowo Angela Merkel zamierzała dogadać się w sprawie uregulowania kryzysu akurat z Putinem. Też to jest… taka sobie sytuacja: Niemcy negocjują z Rosjanami odnośnie polskiej granicy.

Rosyjski przywódca uchronił jednak Polaków przed bolesnymi analogiami historycznymi, wskazując Merkel, że skoro problematyczna sytuacja rozwinęła się na granicy białorusko-polskiej, to należy ją rozwiązać w kontakcie z kierownictwem Białorusi i Polski. Rosja nie ma z tym nic wspólnego.

Niemcy i tak są w stałym kontakcie z polskim kierownictwem. Więc jeśli wchodzić w oficjalny dialog z Mińskiem, to byłoby pięknie i poprawnie politycznie zorganizować nie dialog, ale przynajmniej trialog – z udziałem Polski. A jeszcze lepiej nawet polilog z udziałem Polski, Litwy i Łotwy, czyli wszystkich krajów sojuszniczych w Unii Europejskiej, które zostały dotknięte kryzysem migracyjnym.

Jednak Angela Merkel w kryzysowej sytuacji tradycyjnie machnęła ręką na poprawność polityczną i pospieszyła się z rozwiązaniem kryzysu, nie informując nawet sojuszników o swoich planach rozmowy z Łukaszenką.

Nie chodzi o to, że póki co frau kanzlerin nie interesują myśli i uczucia krajów Europy Wschodniej – członków UE i NATO. Wręcz przeciwnie, Angela Merkel jest antagonistą amerykańskiego stylu lekceważenia sojuszników. Styl Merkel to wygładzanie ostrych krawędzi i za wszelką cenę utrzymanie pokoju w „rodzinie europejskiej”.

Jednak w przypadku Polski bycie wierną swojemu stylowi często nie jest możliwe. Gdyby teraz, na przykład, Merkel zdecydowała się na przestrzeganie zasad grzeczności, co by z tego wynikło? Polska na początek odmówiłaby rozmowy z Łukaszenką, potem „zdradziłaby” mediom informację, że Merkel chce zadzwonić do „ostatniego dyktatora Europy” i zrobiłaby skandal, a w końcu zgodziłaby się zabrać głos w rozmowie z Łukaszenką, ale pod warunkiem, że w tej rozmowie wezmą udział również Łatuszko z Cichanouską.

W innej sytuacji Berlin może wysłuchałby swoich wschodnich sojuszników, ale na ostrzu konfliktu zbrojnego na samej granicy NATO i OUBZ „Мutter” Merkel nie ma czasu, by na nich chuchać i dmuchać.

Ponieważ Polska i kraje nadbałtyckie nie są w stanie wygenerować niczego oprócz destrukcyjnych czynów w przestrzeni postsowieckiej, główne kraje zachodnie korzystają z ich usług tylko wtedy, gdy czyny destrukcyjne są od nich wymagane, ale w sytuacjach kryzysowych kraje nadbałtyckie wraz z Polską są ostrożnie spychane na bok – i rozwiązują problem na własną rękę.

Tak było zawsze w stosunkach z Rosją, a Europa Wschodnia pogodziła się już z tym, że przywódcy Stanów Zjednoczonych, Niemiec i Francji komunikują się z Putinem omijając ich, nie pytając sojuszników, co sądzą o dialogu z Kremlem. Jednak rozmowa z Łukaszenką poza plecami wschodnioeuropejskich członków NATO jest szczególnym upokorzeniem.

Republika Białoruś jest uważana przez swoich zachodnich sąsiadów za daną od Boga płaszczyznę do prowadzenia działalności misyjnej. Polska i Litwa (w mniejszym stopniu Łotwa) przez dziesięciolecia pielęgnowały „nową elitę” dla Białorusinów, czyli wspierały białoruską opozycję, kształtowały opinię publiczną na Białorusi, szykowały tam „demokratyczne rewolucje”. Polacy i Litwini są przyzwyczajeni do mianowania siebie głównymi w Europie ds. Białorusi, dlatego nie do przełknięcia jest dla nich ten fakt, że w negocjacjach z Łukaszenką wynieśli ich poza nawias.

Ten sam Andrzej Duda w sprawie polaczenia telefonicznego Angeli Merkel do Łukaszenki domagał się wyjaśnień nie od niej, ale… od nie upoważnionego na nic prezydenta Niemiec Franka Waltera Steinmeiera.

Natomiast Merkel z prezydentem Polski nie raczyła nic wyjaśniać. Pod koniec kariery politycznej można sobie pozwolić na szyk – pokazać w końcu swoim sojusznikom wszystko, co tak naprawdę o nich myślisz.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: