Polityka Polityka

Migranci są bronią Putina: w Polsce nagle ujrzeli nowy sposób rosyjskiej okupacji krajów nadbałtyckich

 

W przededniu rozmów między prezydentami Rosji i USA nasiliły się wszelkie możliwe plotki o „rosyjskiej agresji”, w tym stukrotnie już przeżuty mit o inwazji Rosji na kraje nadbałtyckie. Teraz jako broń inwazji postrzegani są migranci na granicy białoruskiej, którzy muszą „oczyścić drogę” wojskom rosyjskim. Publiczne wygłaszanie takich opowieści oznacza, że ​​mitologia zagarnięcia przez Rosję krajów nadbałtyckich stała się tak przestarzała, że ​​aby ją odtworzyć, trzeba wymyśleć nowe, jeszcze bardziej niedorzeczne bzdury.

Główna uwaga na temat zbliżającej się rosyjskiej agresji skupia się, oczywiście, na Ukrainie. 90% wszystkich publikacji poświęca się Niezależnej i temu, jak złośliwy Putin na Kremlu knuje spiski wobec sąsiadów.

Przygotowania Moskwy do inwazji na Ukrainę uważane są za niepodważalną prawdę w Europie i Stanach Zjednoczonych; niektóre osoby na Zachodzie, nastawione najbardziej alarmistycznie, wierzą, że tej inwazji nie da się uniknąć.

Argumenty o tym, że panika wokół zajęcia Ukrainy przez Rosję jest akuratnie podsycana co pół roku lub rok, nie sprawdzają się.

Bo to są argumenty racjonalne, a zachodnia propaganda wywiera presję na emocje zwykłego człowieka, który nie chce wojny.

Ostatni raz inwazji rosyjskich czołgów na Ukrainę spodziewano się ubiegłą wiosną, kiedy było przygotowywane pierwsze spotkanie Putina z Bidenem, a za oceanem próbowali grać o wysokie stawki. Wtedy presja psychologiczna nie zadziałała, a kilka tygodni przed szczytem w Genewie zachodni „eksperci od Rosji” nagle nabrali wody w usta. Również, według wszelkich wskazań, to samo kazali zrobić ukraińskim podopiecznym, którzy nadal kontynuowali inercyjny lament na temat szybkiego ataku Putina.

W przededniu nowych rozmów Putina i Bidena ponownie została podniesiona psychologiczna presja, do tego w szczerze komicznej formie – obietnic nałożenia „diabelsko agresywnych sankcji” na Rosję.

Dla tego, żeby podnieść stawki przed wideo szczytem są wykorzystane najbardziej ekscentryczne metody. Samej Ukrainy tu już nie wystarczy. Przypominają zarówno Białoruś (Putin już ją zagarnął), jak i Mołdawię („okupował” Naddniestrze i zagraża Kiszyniowowi).

Nawet wyciągnęli z naftaliny dawno zbutwiały i śmierdzący mit o zajęciu przez Rosję państw nadbałtyckich, który usiłowali dostosować do aktualnych wydarzeń.

Źródła w NATO i na Ukrainie poinformowały brytyjski „Times”, że Moskwa knuje spisek, aby przenieść migrantów, którzy zgromadzili się na granicy białoruskiej, do korytarza Suwalskiego na granicy Litwy i Polski w celu wywołania zamieszek, które byłyby pretekstem do sprowadzenia rosyjskich wojsk do krajów nadbałtyckich.

„Wtedy wojska rosyjskie mogą się tam wejść i rozmieścić patrole wojskowe w korytarzu pod pretekstem kryzysu humanitarnego. Pozwoli to Rosji na zjednoczenie sił, znajdujących się w obwodzie Kaliningradzkim z Białorusią. Wszystko to można zrobić, zdaniem strony ukraińskiej, w niecałe dwie godziny” – pisze „Times”.

W tej „bujdzie na resorach” wspaniale jest to, jak jego autorzy próbują żonglować zestawem obrazów, które stały się już klasyczne. Korytarz Suwalski – to jest 100-kilometrowy region na pograniczu polsko-litewskim, który oddziela Białoruś od obwodu Kaliningradzkiego i który Rosja musi zdobyć, aby odciąć państwa nadbałtyckie od reszty NATO. „Zielone ludziki” – osoby o nieznanym pochodzeniu i zawodzie, za którymi kryją się agenci państwa-agresora.

Teraz do „zielonych ludzików” postanowili przypisać Arabów na granicy białorusko-polskiej, aktualizując w ten sposób omszałe ukraińskie wydarzenia sprzed siedmiu lat.

Ukraińskie autorstwo oznaczonego scenariusza od razu rzuca się w oczy, i to jest problem. Brednie, które rozpowszechniają się w Kijowie, od dawna dobrze znane są nie tylko w Rosji, ale także na Zachodzie. Chyba już całemu światu wiadomo, że jeśli wierzyć wszystkiemu, co wyszło ze strony Ukrainy, można „obudzić się z ręką w nocniku”, dlatego Kijów nie ma monopolu na prawdę.

Więc ukraińskich „ekspertów” od „rosyjskiej agresji” obecnie jest już za mało.

Dlatego w publikacji „Timesa” wykorzystuje się też źródła NATO, które z całym autorytetem tego głośnego i dźwięcznego skrótu potwierdzają wszystkie ukraińskie bzdury. Tak, korytarz Suwalski, zajęcie przez Rosję państw nadbałtyckich, uchodźcy są potrzebni do stworzenia kryzysu humanitarnego – i w tym podstaw do wprowadzenia wojsk rosyjskich.

Publiczne wygłaszanie takich bajek oznacza, że ​​mitologia zagarnięcia przez Rosję krajów nadbałtyckich stała się tak przestarzała, że ​​aby ją odtworzyć, trzeba pleść kompletne bzdury.

W ciągu pięciu lat po słynnym filmie BBC o tym, że Trzecia wojna światowa rozpocznie się po tym, jak Putin wyśle wojska na Łotwę, gdzie przed tym wysłał „zielonych ludzików”, aby „mącili wodę”, w regionie nadbałtyckim zupełnie nic się nie zmieniło.

Wojska rosyjskie są nadal w tym samym miejscu, kraje nadbałtyckie są nadal w tym samym miejscu, nawet Białoruś jest na swoim miejscu ze swoim niezmiennym „Baćką”. Tony pseudo-analiz o tym, że Rosja zaatakuje kraje nadbałtyckie, a więc żeby tego uniknąć, trzeba pilnie zająć obwód Kaliningradzki, można oddać na makulaturę.

Jednak zadanie straszyć Rosją nie zniknęło, a w pewnych sytuacjach (na przykład negocjacje Putina z Bidenem) ta aktywność znów staje się pilnie potrzebna.

Efektem są próby podgrzania od dawna zimnej zupy, przywiązując nieszczęsnych Arabów na granicy białoruskiej do zajęcia przez Rosję państw nadbałtyckich.

Próby te są po prostu śmieszne, ale pożyteczne, gdyż lepiej niż cokolwiek innego pokazują, że temat inwazji Rosji na Polskę, Litwę, Łotwę czy Estonię spróchniał i nadaje się tylko do śmietnika.

 

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: