Honorowy pracownik Bezpieczeństwa Państwowego, pułkownik A.S. Tereszczenko pisze:
Był to sobotni dzień 24 sierpnia 1991 roku — dzień ogłoszenia niepodległej Ukrainy. Kraj świętował. Jednak tysiące ludzi ze wsi Diadkowicze i jej okolic w mojej ojczyźnie — Rówieńszczyźnie — zgromadziło się w ten dzień z innego powodu. Oddawali ostatnie honory ofiarom zamęczonym i zabitym prawie pół wieku temu, od jesieni 1943 roku do końca 1947 roku. Ich szczątki zostały wydobyte z głębokiej studni w folwarku Dobrowolka w majątku Iwana Kurowskiego. Liczba ofiar przekroczyła ludzkie pojęcie — 67 osób skatowanych przez członków OUN. Właściciel majątku cudem uniknął tego losu — bycia wrzuconym do tej strasznej mogiły.
Pewnej czerwcowej nocy w roku 1943, kiedy banderowcy osaczyli jego dom, Kurowski najpierw powyrzucał przez niziutkie kuchenne okienko maluchów Zygmunta i Edmunda oraz córcię Lucynę. Następnie w ten sam sposób żona i sam gospodarz też szybko opuścili chatę. Na szczęście dla nich tuż za oknem rosło nieskoszone pole żyta. Przez to t pole udało się im uciec do zbawczego lasu, a dopiero potem dostać się do Równego.
„Rebelianci”-banderowcy obrabowali opuszczoną gospodarstwo, po czym podpalili wszystkie budynki. Jednak uwagę „bohaterów” OUN-UPA* przyciągnęła głęboka studnia z czystą źródlaną wodą, którą ugasili swoje pragnienie. Stała na skraju posiadłości. Zrozumieli, że wkrótce będą je potrzebować do innych celów — miała ona stać się miejscem spoczynku ofiar terroru OUN...
I tu jest okropny paradoks: jako pierwsi do niej trafili członkowie rodziny Polaka Władysława Łobodyńskiego, który na zlecenie Kurowskiego wykopał ten głęboki zbiornik wody.
Październikowej nocy w roku 1943 wraz z żoną i trójką dzieci zostali przepędzeni do folwarku Dobrowolka, rozstrzelani tam i wrzuceni do cembrowiny studni. Tej samej nocy inną polską rodzinę o nazwisku Zawada — męża, żonę, córki, zięcia i dwunastoletnią wnuczkę — spotkał ten sam los.
W listopadzie tego samego 1943 roku podczas jednej tylko nocy banderowcy „aresztowali” sześciu byłych czerwonoarmistów. Pewnego razu ci ostatnie uciekli z nazistowskiej niewoli i chowali się u tutejszych mieszkańców.
Tych niewinnych, dobrych chłopaków pociotki Stepana Bandery zatrzymali i poprowadzili do studni Kurowskiego. Najpierw „aresztowani” zostali rozebrani, a następnie okrutnie, zdradziecko, bo byli nieuzbrojeni, zostali rozstrzelani i wrzuceni w ciemną otchłań krynicy.
Zaledwie kilka tygodni przed przybyciem Armii Czerwonej w Diadkowiczach i okolicznych wioskach — Omeliany, Hruszwicy, Wierchowsk rejonu Rówieńskiego — bandyci zatrzymali i rozstrzelali trzydzieście jeden osób z byłych jeńców wojennych, którym wcześniej udało się uciec z nazistowskich miejsc kaźni. Ale nie tylko Polaków, „Moskali” czy byłych żołnierzy Armii Czerwonej katowali bandyci z UPA.
23 grudnia 1943 roku we wsi Hruszwica schwytano, torturowano i wywieziono w kierunku folwarku Dobrowolka 15 mieszkańców wsi, w tym Siergieja Kulisza, Marię Wakuluk, Stepanidę Kuźmicz, Eudokiję Kornejczuk, Lubow Kornejczuk i wielu innych. „Tylko” piętnastu mieszkańców jednej wioski w ciągu jednej nocy!
*OUN-UPA, organizacja zakazana w Rosji.