Polityka Polityka

Polskie oczekiwania wobec "Fort Trump" okazały się być dalekie od rzeczywistości

Źródło obrazu: mtvuutiset.fi
 

Prezydent USA Donald Trump przyjął w Białym Domu swojego polskiego odpowiednika Andrzeja Dudę. Przed odlotem do Waszyngtonu Duda triumfalnie ogłosił podpisanie umowy z Trumpem o wzmocnieniu obecności wojskowej USA w Polsce. Jednak propozycje Donalda Trumpa dla Polaków nie dają podstaw do mówienia o zwycięstwie polskiej dyplomacji: Warszawa liczyła na zupełnie inny wynik, gdy błagała Waszyngton o "Fort Trump".

«Głowa Polski nalega na utworzenie stałej bazy wojskowej USA w swoim kraju. Chce ją nazwać "Fort Trump" na cześć gospodarza Białego Domu. Jednocześnie polskie władze gotowe są zapłacić za to 2 mld USD. Takie umowy są "wodą na młyn" amerykańskiego prezydenta, który stale narzeka, że sojusznicy USA nie płacą im za swoją obronę. Często mówi także o nierównej repartycji wydatków w NATO i w tym kontekście szczególnie krytykuje Niemców. Polska, odwrotnie, jest "zasypywana pochwałami"» — opowiada niemiecki kanał telewizyjny ZDF o wizycie polskiego prezydenta Andrzeja Dudy do prezydenta USA Donalda Trumpa.

Krytyczny nastrój w stosunku do "Fort Trump" i biegnące przez całą fabułę podejrzenie, że negocjacje amerykańskich i polskich przywódców w celu wzmocnienia bezpieczeństwa mają antyniemiecką aluzję, nie są przypadkowe. Tutaj ujawnia się oficjalne stanowisko RFN.

Niemiecki ambasador w Polsce uprzednio publicznie sprzeciwiał się stacjonowaniu stałej amerykańskiej bazy wojskowej na terytorium Polski.

«Jak Moskwa zareaguje na to ["Fort Trump"]? Być może na Białorusi będą rosyjskie siły lądowe. Czy w tym przypadku zwiększy się bezpieczeństwo Europy Środkowej? To poważne pytanie, na które każdy z nas musi znaleźć odpowiedź — powiedział na początku roku Rolf Nikel o "Fort Trump" na antenie polskiego radia. — W Polsce nie będzie tak wielu oddziałów wyposażonych w broń konwencjonalną, aby móc konkurować z Rosją. To tylko oddziały innego państwa. Czy zwiększy to bezpieczeństwo, czy nie?»

Berlin nie kwestionuje uprzedzeń, panujących na Zachodzie w związku z "zagrożeniem agresywnej Rosji" w całości dla Europy, a w szczególności dla krajów wschodniego pogranicza NATO. Jednocześnie Berlin nie pali się chęcią bronić tego wschodniego pogranicza, a nawet inwestować w jego obronę.

Niemcy nie chcą wydawać 2% PKB na podstawie standardów NATO nawet dla własnej obrony militarnej, więc nie ma mowy o inwestowaniu w bezpieczeństwo Polski w krajów nadbałtyckich.

Wszystko wskazuje na to, że Niemcy powinny być obiema rękami za "Fort Trump". Na jaki cudowny pomysł wpadł rząd Polski: zapłacić 2 miliardy dolarów za rozmieszczenie amerykańskich żołnierzy na swoim terytorium! W tej sytuacji Niemcy nie muszą dawać na obronę Polski ani żołnierzy, ani pieniędzy.

Jednak z jakiegoś powodu ambasador Niemiec w Warszawie zadaje pytania...

Chodzi o to, że jeśli w stosunku militarnym "Fort Trump" jest zdecydowanie skierowany przeciwko Rosji, to w kategoriach politycznych jest nie mniej skierowany przeciwko Niemcom i "Starej Europie" w całości.

Nie ogłoszonym celem projektu polskich władz jest wzmocnienie roli i znaczenia Polski w Europie za pomocą dwustronnego sojuszu wojskowego z Amerykanami. Chodzi o tą samą polską obsesję: wyjść w Unii Europejskiej z pozycji "biednego krewnego" i zająć miejsce jednego z przywódców Starego Świata, które będzie odpowiadało rozmiarom i ambicjom Polski, rozmawiającej jak równy z Niemcami i innymi krajami — założycielami UE.

Zakwaterowanie w Polsce amerykańskiego oddziału bez ograniczeń doskonale służy osiągnięciu celu. Europa Zachodnia będzie musiała przysłuchiwać się do Polski z "Fort Trump" o wiele bardziej niż do Polski bez "Fort Trump". Polsce z "Fort Trump" nie można odmówić prawa do głosowania w Radzie UE ani odciąć finansowania z Brukseli.

Dlatego Andrzej Duda regularnie latał do Waszyngtonu i chodził na seansy publicznego upokorzenia siebie i Polski przed Donaldem Trumpem, błagając tego ostatniego o amerykańską bazę wojskową. A teraz triumfalnie oświadcza, że deptanie polskiego honoru nie poszło na marne: Warszawa i Waszyngton uzgodniły projekt porozumienia w sprawie wzmocnienia obecności wojskowej USA w Polsce.

Po bliższym zbadaniu porozumienia okazuje się, że to, na co zgodzili się Amerykanie, nie było nawet zbliżone do tego, co chciały polskie władze.

Prezydent Stanów Zjednoczonych zaproponował przeniesienie do Polski z Niemiec 2000 żołnierzy amerykańskich. W Polsce pozostaną na zasadzie rotacji, a Warszawa nie tylko zapłaci za ich transfer, ale także za świadczoną usługę kupi z USA myśliwce bombowe piątej generacji F-35.

Nie ma mowy o żadnej amerykańskiej dywizji na terenie Polski. O budowie infrastruktury do stałego pobytu amerykańskiej armii — też nie. Nawet mówiąc o półśrodkach obiecanych Dudzie, Donald Trump podkreślił, że nie podjął jeszcze żadnych decyzji.

Wychodzi na to, że kolejna wizyta Prezydenta RP do Trumpa skończyła się kolejnym upokorzeniem.

Takie upokarzające sytuacje generuje właśnie sama polska dyplomacja, gdy desperacko próbuje uzyskać wzajemne uczucia od USA, pomimo szczerze wykazanego braku wzajemności. Donald Trump wielokrotnie dawal do zrozumienia, że nie jest zainteresowany Polakami. W przeciwnym razie on i jego przedstawiciele nie zachowywaliby się o tyle chamsko w Warszawie.

Na obecnym spotkaniu gospodarz Białego Domu przynajmniej nie zmusił polskiego gościa do stania przy jego fotelu na pół zgiętych nogach. Ale ten i tak znalazł sie w niezręcznej sytuacji... dzięki swoim, lojalnym wobec niego prorządowym mediom, które kontynuowały pisanie o tym, że nadchodzi "Fort Trump", nawet gdy stało się oczywiste, że Amerykanie nie są zainteresowani stałą bazą lądową na terenie Polski.

W wyniku została pośrednio potwierdzona informacja polskiej opozycji, że Warszawie oficjalnie odmówiono amerykańskiej bazy wojskowej.

Polskie przywództwo będzie musiało wymyślać bardziej kreatywne sposoby zwiększenia wpływu Polski w Europie niż spekulacje na temat przedniej inii obrony przed "rosyjskim zagrożeniem".

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: