Polityka Polityka

Walczcie o nas: Wielka Brytania rości sobie prawa do Polski i krajów bałtyckich

Źródło obrazu: extra.ie
 

Premier Wielkiej Brytanii Theresa May chce zażądać od Polski i krajów bałtyckich, by przekonały UE do złagodzenia warunków Brexitu. Ze strony brytyjskiego premiera to coś więcej niż gest rozpaczy. Londyn przypomina swoją wielowiekową geopolityczną opiekę nad Europą Wschodnią i żąda od rządów objętego opieką regionu wdzięczności: zostać brytyjskimi agentami w Unii Europejskiej.

Brytyjski tabloid Daily Mail informuje, że szefowa rządu Theresa May zamierza zaapelować do krajów bałtyckich, aby przekonać inne kraje UE by zrezygnowały z poparcia Irlandii w negocjacjach w sprawie warunków wycofania się Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

Według Daily Mail, Theresa May ma nadzieję nakłonić kraje bałtyckie (do których gazeta także dolicza Polskę), by stanęły za Brytyjczykami i lobbowały w Brukseli za wznowieniem negocjacji w sprawie warunków Brexitu.

Argumenty pani premier są bardzo ciekawe: dlaczego w całej Zjednoczonej Europie chce prosić o pomoc wyłącznie Polskę oraz kraję bałtyckię?

W krajach regionu Morza Bałtyckiego stacjonuje 900 brytyjskich wojskowych, którzy muszą bronić Polskę, Litwę, Łotwę i Estonię przed «rosyjską agresją», więc kraje bałtyckie powinny odpłacić Wielkiej Brytanii za usługę i bronić jej interesów w Unii Europejskiej.

Londyn już konsultuje się z Francją i Niemcami na temat możliwości nowych negocjacji w sprawie warunków Brexitu. Paryż i Berlin nie robią żadnych ustępstw – umowa jest cenniejsza od pieniędzy, więc muszą się dostosować do uzgodnionej umowy. Stanowisko Brukseli jest również bezkompromisowe: przewodniczący Komisji Europejskiej, Jean-Claude Juncker na wszystkie prośby Theresy May o nowych negocjacjach, twierdzi, że porozumienie w sprawie wycofania się Wielkiej Brytanii z UE zostało podpisane i nie podlega rewizji ani dyskusji.

Rząd brytyjski znajduje się w rozpaczliwej sytuacji. Parlament Jej Królewskiej Mości zagłosował równocześnie za tym, żeby nie wychodzić z Unii Europejskiej bez umowy, oraz za tym, żeby nie wychodzić z Unii Europejskiej według zawartej umowy. Zakazał również przeniesienia daty Brexitu z 29 marca, kiedy zostało wyznaczone brytyjskie odejście z UE.

Pozycja Theresy May w tej sytuacji jest nie do pozazdroszczenia. Albo kijem, albo pałą. Brexit może «zerwać gwint» systemu politycznego i gospodarki Wielkiej Brytanii: teraz Brytyjczycy w panice skupują artykuły pierwszej potrzeby, czekając na falę separatyzmu w Irlandii Północnej i przygotowują się do ewakuacji królowej.

Żądanie pomocy od Polski i państw bałtyckich ze względu na wszystko może wydawać się gestem rozpaczy kobiety, która dostała ataku nerwowego. Ale to tylko na pierwszy rzut oka. Intencje Theresy May obiektywnie wynikają z całego doświadczenia interakcji Imperium Brytyjskiego z krajami Europy Wschodniej.

Od czasu pojawienia się Europy Wschodniej w polityce światowej sto lat temu, kraje tego regionu znajdowały się pod geopolityczną opieką brytyjskiej korony, więc Londyn, po Brexicie, spodziewa się zachować swój wpływ na Polskę i kraje bałtyckie.

Dzisiejszy amerykański protektorat w Europie Wschodniej dziedziczy międzywojenny brytyjski protektorat. Międzywojenna Polska — Druga Rzeczpospolita — była zorientowana w polityce europejskiej przede wszystkim na Wielką Brytanię, postrzegając ją jako głównego sojusznika zarówno przeciwko Niemcom, jak i ZSRR.

Koncepcję polityki zagranicznej obecnej partii rządzącej, Prawa i Sprawiedliwości, w tym sensie wyróżnia ciągłość z epoką Piłsudskiego: zakładała także związek Polski z Wielką Brytanią, żeby przeciwstawić się dominacji Niemiec w Unii Europejskiej. Ogólnobrytyjska wola opuszczenia UE była oczywiście skrajnie nieprzyjemną niespodzianką dla Warszawy.

Z krajów bałtyckich, które pojawiły się na politycznej mapie świata po I wojnie światowej, przede wszystkim Londyn stworzył «kordon sanitarny» przed przeniknięciem bolszewizmu do Europy. Nowo utworzone Estonia, Łotwa i Litwa miały oddzielić Rosję Sowiecką od Europy, być wieczną, małostkową przeszkodą we współpracy między Rosją a Niemcami i nie pozwolić im wspólnie przezwyciężyć smutnych konsekwencji wojny.

Tutaj także widoczne są ślady ciągłości z dniem dzisiejszym.

Wielka Brytania bardziej niz wszystkie inne kraje Europy pomagała postradzieckim krajom bałtyckim w osiedleniu się jako «strefy buforowej» przeciwko Rosji.

Wspierała ona wszystkie bałtyckie rozmowy o «rosyjskim zagrożeniu», wysłała swoje wojska do państw bałtyckich, jako pierwsza poparła wszystkie antyrosyjskie inicjatywy Litwy, Łotwy i Estonii: sankcje, trzeci pakiet energetyczny, i tak dalej.

Brytyjski wpływ na wewnętrzną politykę republik bałtyckich w skali jest drugi po amerykańskim. Z ostatnich przykładów: Brytyjska Fundacja Wywiadu i Obrony przeprowadziła badania nastrojów Rosjan, mieszkających w krajach bałtyckich, a Ambasada Brytyjska w Tallinie zaprosiła estońskich urzędników do zapoznania się z wynikami tych badań i wysłuchania wytycznych brytyjskich doradców.

Gdzie indziej można sobie wyobrazić taką sytuację: zagraniczny wywiad w sposób otwarty zbiera informację o nastrojach mniejszości narodowych, a ambasador wzywa urzędników państwowych kraju, do którego jest wysyłany, do siebie «na dywanik»? W stosunkach brytyjsko-bałtyckich zdarzało się jeszcze nie to: w 2004 r. poddany Jej Królewskiej Mości Janis Każocyńsz został szefem łotewskiego kontrwywiadu i uzyskał dostęp do łotewskich tajemnic państwowych bez porzucenia brytyjskiego paszportu.

Takie paradoksalne dla stosunków międzynarodowych przypadki wyjaśniane są jako wieloletnia tradycja wpływu Brytyjczyków na sprawy bałtyckie, a także jako wpływ na kraje bałtyckie Stanów Zjednoczonych, dla których mglisty Albion jest nie tylko głównym sprzymierzeńcem w Europie, ale ojczyzną przodków.

Jednak Brexit sprawia, że Brytyjczycy myślą o nowych zasadach gry.

Po wycofaniu się Wielkiej Brytanii z UE państwa bałtyckie powinny zostać agentami wpływu Londynu w Unii Europejskiej i reprezentować brytyjskie interesy narodowe w Brukseli.

Apel Theresy May do sprzymierzeńców bałtyckich o wsparciu Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej i wypowiedzeniu się za nowymi negocjacjami w sprawie Brexitu, powinien być pierwszym krokiem w kierunku tej strategii.

Władze brytyjskie, zgodnie z doniesieniami prasowymi, obawiają się, że ich argument za «obroną przed rosyjską agresją» będzie postrzegany jako groźba wycofania wojsk Zjednoczonego Królestwa z państw bałtyckich i oddania Litwinów, Łotyszy i Estończyków do rozszarpania przez Putina. Jednak obawiać się muszą czegoś zupełnie innego.

Lobbowanie interesów Wielkiej Brytanii, która zatrzasnęła drzwi i opuściła UE, będzie miało konsekwencje dla bałtyckich polityków, którzy liczą na zajęcie wysokich stanowisk w Komisji Europejskiej. Podobnie jak w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi, Wilno, Ryga i Tallin będą miały problem podwójnej lojalności.

Dla kogo będą nadal pracować: dla kontynentalnej niemiecko-romańskiej Europy, która ich chociaż ubogo ale wyżywia, czy dla Wielkiej Brytanii, która pozostawiła «rodzinę europejską», aby nie wypłacać korzyści z budżetu UE na utrzymanie państw bałtyckich i nie przyjmować litewskich i łotewskich imigrantów?

Wydaje się mało prawdopodobne, że kwestia ta zostanie rozstrzygnięta na korzyść Londynu.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: