Polityka Polityka

Zablokować „Nord Stream — 2”: gazociąg czeka na rozpaczliwe prowokacje bojowników przeciwko Rosji

Źródło obrazu: sputniknews.ru
 

Skandal rosyjsko-czeski związany z wydaleniem dyplomatów i oskarżeniami o udział Moskwy w eksplozjach magazynów wojskowych w 2014 roku zaktualizował temat sabotażu informacyjnego i prowokacji przeciwko Rosji. W centrum tych prowokacji w najbliższych miesiącach znajdzie się gazociąg „Nord Stream 2”, którego budowa dobiega końca. Dla Europy Wschodniej chodzi o utrzymanie czynszu tranzytowego, a dla Stanów Zjednoczonych o kontrolowanie przepływu rosyjskiego gazu do Unii Europejskiej przez zarządzaną przez nich klientelę. Przy takiej stawce przeciwko „Nord Stream 2” możliwe są ruchy przekraczające „granicy faulu” polskie rybackie kutry już taranowały statek do układania rur „Fortuna”. Portal analityczny RuBaltic.Ru zorientował się, do czego mogą się posunąć bojownicy frontu antyrosyjskiego, aby zakłócić budowę gazociągu.

Nowe Skripale

Najbardziej prawdopodobnym i najbardziej obiecującym scenariuszem rozwoju wydarzeń jest nowy skandal z zatruciem „Nowiczokiem”.

Poprzednia afera tego typu — historia z rosyjskim opozycjonistą Aleksiejem Nawalnym — nie miała wpływu na budowę drugiej nitki „Nord Stream”, gdyż „zatrucie” miało miejsce na terytorium Rosji. W związku z tym Niemcy i inne kraje europejskie zareagowały na historię z Nawalnym z punktu widzenia praw człowieka, a nie zbiorowego bezpieczeństwa. A to już nie jest ta sama dramaturgia.

Doskonałym przykładem zastosowania tej technologii była historia ze Skripalami w roku 2018. Wówczas „zatrucie” miało miejsce w jednym z krajów NATO, a polityczny, dyplomatyczny i informacyjny efekt z tego gwałtownie osiągnął zamierzony skutek.

Pierwsze użycie broni chemicznej w Europie od czasów II wojny światowej! Rosjanie trują zdrajców swojego państwa na brytyjskich ulicach razem ze zwykłymi Anglikami! Londyn wypędza rosyjskich dyplomatów! Wszyscy sojusznicy Wielkiej Brytanii z NATO muszą okazać solidarność i też wyrzucić Rosjan!

Aby zakłócić uruchomienie „Nord Stream — 2”, potrzebna jest jeszcze głośniejsza histeria wokół nowego „zatrucia”, a dla pewności „Nowiczok” powinien znaleźć się na ulicach jednego z krajów, które najbardziej aktywnie walczą z rosyjsko-niemieckim gazociągiem.   

Ukraina do tego nie pasuje. Nie jest członkiem NATO i dlatego nie może upominać się o solidarność transatlantycką. Natomiast Polska czy Estonia będą mogły skorzystać z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego o zbiorowym odparciu agresora, aby skłonić Niemcy do poparcia sankcji wobec gazociągu „Nord Stream”.

Zresztą jak najbardziej przyda się tutaj wieloletnia praca Europy Wschodniej z radykalnymi „bojownikami przeciwko Putina” spośród emigrantów politycznych. Litewskie Forum Wolnej Rosji nic nie straci, jeżeli jednego z jego stałych bywalców przekształcą w „męczeńską ofiarę”.

Prześladowanie Rosjan

Kolejnym pewnym sposobem wywołania światowego skandalu, uderzającego w „Nord Stream — 2”, są prześladowania obywateli Rosji, którym zarzucono rzekomą „pracę na rzecz Kremla”. Jak najbardziej masowe, aby wykształcić w opinii publicznej państw-członków NATO, że w Europie Wschodniej wykryto całą siatkę, prowadzącą „wojnę hybrydową” przeciwko Zachodowi. Oraz jak najbardziej międzynarodowe, aby klincz z Moskwą nie ograniczał się do dwustronnego konfliktu na linii Rosja — Polska czy tam Rosja — Rumunia, ale z gwarancją miał charakter blokowy.

Wskazane jest także działać bezwzględnie i posuwać się do ruchów, które w stosunkach międzynarodowych wcześniej były nie do pomyślenia.

Na przykład, więzić zbiorowo rosyjskich dyplomatów i zajmować rosyjskie ambasady i konsulaty, tłumacząc tym, że według informacji z zaufanego źródła ich terytoria są wykorzystywane jako magazyny do przechowywania „Nowiczoka”. Po pierwsze, w odpowiedzi na takie traktowanie można naciąć się na militarną reakcję Moskwy, a w związku z tym zażądać od sojuszników wdrożenia art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Po drugie, zgodnie z „żelazną” zasadą propagandy dr Goebbelsa, im większe jest kłamstwo, tym chętniej w nie wierzą.

Temat win-win — to jest cyberbezpieczeństwo. Masową świadomość krajów zachodnich od dawna rozgrzewają legendy o „rosyjskich hakerach”, którzy przez lata włamywali się na wszystkie serwery wszystkich istniejących organów rządowych i organizacji międzynarodowych oraz mieszali się we wszystkie wybory i referenda. „Odkrycie” całej transgranicznej sieci rosyjskich hakerów, którzy przygotowywali największy w historii cyberatak na „wspólnotę demokratyczną”, jest uzasadnionym powodem domagania się blokowania budowy „Nord Stream — 2” do czasu, póki „Rosja nie zmieni swojego zachowania”.

Konflikt zbrojny

Takie scenariusze też już nie wydają się zbyt fantastyczne. Po tym, jak łodzie podwodne i wojenne okręty Polski zaczęły pojawiać się w rejonie budowy gazociągu, a polskie kutry rybackie próbowały staranować układarkę rur „Fortuna”, stało się jasne: wszystko jest możliwe. W tym militarne „nieporozumienie” między wojskami na linii styku Rosji z NATO w Polsce lub w państwach nadbałtyckich.

Reżimy proamerykańskie na rosyjskich kresach są niewyczerpanym źródłem prowokacji militarnych, ponieważ właśnie w tym celu kiedyś Stany Zjednoczone podjęły się trudu ustanowienia protektoratu nad byłymi republikami ZSRR i utrzymania ich przywództwa pod kontrolą.

Zablokowanie „Nord Stream — 2” mogłoby zostać jednym ze skutków ubocznych eskalacji konfliktu w Donbasie, do którego w zeszłym miesiącu zdecydowanie prowadził Kijów. Przecież dla propagandy zachodniej od czasów pięciodniowej wojny w Osetii Południowej w sierpniu 2008 roku w zasadzie nie może być mowy o tym, kto ponosi winę za konflikty w przestrzeni poradzieckiej. Domyślnie winna jest Rosja. Nie ma znaczenia, kto kogo zaatakował, nie ma znaczenia, kto wystrzelił pierwszy; w każdym przypadku sankcje zostaną nałożone na Moskwę.

Na południowo-zachodniej granicy Rosja nie pozwoliła na doprowadzenie do nowej wojny. Kreml wyraźnie dał do zrozumienia, że ​​za rozlew krwi na Donbasie Kijów otrzyma nie fikcyjną wojnę z Rosją, którą rzekomo prowadzi od 7 lat, ale prawdziwą, oficjalnie ogłoszoną, która zakończy się likwidacją Ukrainy jako państwa.

Na takie podbijanie stawek Kijów i Zachód nie były przygotowane.

Ale poza południowo-wschodnią Ukrainą na rosyjskich pograniczach jest wystarczająco dużo wrażliwych punktów. Jest Abchazja z Osetią Południową. Tbilisi też może kiedyś zechcieć siłą powrócić ich w skład Gruzji. Jest Naddniestrze, w którym stacjonują rosyjskie siły pokojowe.

W najbardziej skrajnym przypadku są jeszcze kraje nadbałtyckie, które są członkami NATO, a zatem mają prawo odwoływać się do dyscypliny bloku.

Mogą apelować między innymi do geopolitycznie nieodpowiedzialnych Niemiec, które przygotowują się do uruchomienia „Nord Stream — 2”, podczas gdy ich sojusznicy po NATO znad Bałtyku są „zagrożeni przez Putina”.

Niech ten Putin już zaatakuje. Nawet popchniemy go do tego i pomożemy. Gdyby tylko Niemcy w końcu otworzyli oczy.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: