Polityka Polityka

Wilno domaga się od Łotwy i Estonii życia zgodnie z prawem litewskim

Źródło obrazu: baumarket.by
 

Republiki nadbałtyckie nadal nie mogą uzgodnić swojego stanowiska w sprawie Białoruskiej Elektrowni Jądrowej (BelNPP). Ryga i Tallin proponują kompromisowe warunki handlu energią elektryczną z krajami trzecimi, ale Wilno odrzuca je pod pretekstem, że nie odpowiadają tzw. ustawie anty-Ostrowieckiej. Innymi słowy, Litwa domaga się od Łotwy i Estonii… przestrzegania prawa litewskiego.

Kolejna runda negocjacji w sprawie Białoruskiej Elektrowni Jądrowej pomiędzy Litwą a Łotwą odbyła się 1 lipca. I najwyraźniej zakończyła się brakiem jakichkolwiek efektów. Według Dainiusa Kreivysa obie strony zgadzają się, że handel białoruską energią elektryczną w krajach nadbałtyckich powinien być ograniczony. Ale jak można to osiągnąć?

„Z dzisiejszej dyskusji widzimy, że strona łotewska nadal twierdzi, że handluje rosyjską energią elektryczną, która jest dostarczana na Litwę przez połączenie Litwa — Białoruś. Ale twierdzą, że ten przepływ jest rosyjski tylko dlatego, że ma rosyjskie certyfikaty — skarżył się szef litewskiego Ministerstwa Energetyki.

Dla zrozumienia jego słów jest ważny kontekst. Chodzi o to, że umowę o handlu energią elektryczną z krajami trzecimi Litwa, Łotwa i Estonia zawarły jeszcze w zeszłym roku. Tylko Litwini odmówili jej zatwierdzenia. Akurat mieli zmianę władzy — na miejsce „rolników”, zadowolonych z proponowanej metodologii, przybyli bezkompromisowi konserwatyści. W rezultacie Łotwa i Estonia stosują nowe zasady handlu energią elektryczną, a Litwa — nie.

Według Kreivysa na nadbałtyckim rynku energii rozwinęła się paradoksalna sytuacja.

Fizycznie przepływy energii elektrycznej z Białorusi na Litwę nie zostały wstrzymane, ale formalnie handel odbywa się na giełdzie w Rydze (konserwatyści odziedziczyli taki system po „rolnikach”, którzy wierzyli, że ten system pomaga zapewniać bojkot elektrowni jądrowej ). Łotysze sprzedają białoruski prąd pod przykrywką rosyjskiego. Litwini są nieszczęśliwi, ale nic nie mogą na to poradzić.

Stanowisko Rygi w tym sporze jest jasne, logiczne i spójne. Jeszcze w 2019 roku rząd Krišjānisa Kariņša przeniósł handel energią elektryczną z krajami trzecimi na granicę łotewsko-rosyjską (wcześniej wszystkie operacje odbywały się przez Litwę). Władze państwa nie kryją obaw, że blokada Białoruskiej Elektrowni Jądrowej może doprowadzić do kryzysu energetycznego w krajach nadbałtyckich.

Tego samego obawiają się również Estończycy. „Poszliśmy na rękę Litwie dość daleko, aby ograniczyć przepływy białoruskiej energii elektrycznej na nasz rynek. Jesteśmy gotowi pójść jeszcze dalej, ale mamy pytanie: gdzie przebiega ta linia, ponieważ Rosja może stracić zainteresowanie [sprzedawaniem energii elektrycznej państwom nadbałtyckim], a następnie linie mogą zostać wycofane z eksploatacji” — powiedział kilka dni temu minister gospodarki i komunikacji Estonii Taavi Aas.

„Konieczne jest, abyśmy nie podejmowali ryzyka zagrażającego dostawom energii. Dlatego zdecydowaliśmy, że do 2026 roku musimy spokojnie odseparować się, a nie rzucać talerzami o ścianę. Oczywiście gotowość Litwy do podejmowania ryzyka jest większa niż nasza i Łotwy – dodaje szef estońskiego operatora systemowego Elering Taavi Veskimägi.

Bardzo rozsądne spostrzeżenie, biorąc pod uwagę, że republiki znad Bałtyku nadal są częścią pierścienia energetycznego BRELL.

Ich sieci elektryczne działają w trybie synchronicznym z Rosją i Białorusią. Oznacza to, że dla skutecznej blokady Białoruskiej Elektrowni Jądrowej nie wystarczy „zerowania” połączenia litewsko-białoruskiego — trzeba też odgrodzić się od Federacji Rosyjskiej. Łotwa i Estonia jednak na taki rozwój wydarzeń nie są gotowe.

Trudno zrozumieć, do czego dąży Litwa. Konserwatyści krytykują wariacki system handlu białoruską energią elektryczną za pośrednictwem łotewskiej giełdy, ale nadal z niego korzystają. Przyznają przy tym, że dziś nie da się realizować tak zwanej anty-Ostrowieckiej ustawy i… nadal usiłują wdrożyć ją.

W ostatnich negocjacjach Kreivys powiedział, że Litwa jednak nie sprzeciwia się handlowi krajów nadbałtyckich z Rosją za pośrednictwem łotewskiej platformy handlowej. Ale wielkość importu należy ograniczyć do „dopuszczalnych parametrów połączeń technicznych” – 320 megawatów. Łotwa i Estonia zaproponowały kompromisową zmianę współczynnika przepustowości z 0,62 do 0,47, ale Litwa domaga się jego jeszcze większego obniżenia.

„Nasza ustawa jest bardzo przejrzysta – żeby [białoruska energia elektryczna] w zasazdie nie wchodziła na rynek krajów nadbałtyckich. Więc gdyby Łotwa korzystała tylko z własnych połączeń międzysystemowych — współczynnik 0,32-0,33, to ta białoruska energia elektryczna w ogóle nie byłaby importowana” — mówi Dainius Kreivys.

Stwierdzenie to jest bardzo kontrowersyjne. Sami litewscy konserwatyści uznawali, że białoruska energia elektryczna może być (i na pewno będzie!) dostarczana do krajów nadbałtyckich przez połączenie rosyjsko-łotewskie. Taka techniczna możliwość istnieje. Litwini natomiast nie będą w stanie odróżnić rosyjskich elektronów od białoruskich, nawet jak będą patrzyć na nie pod mikroskopem.

Istnieje oczywiście system certyfikatów pochodzenia energii elektrycznej, który już formalnie funkcjonuje. Ale ani Łotwa, ani Litwa nie mogą zweryfikować autentyczności tych dokumentów.

Nic nie stoi na przeszkodzie, aby Rosja eksportowała produkty Białoruskiej Elektrowni Jądrowej, wydając im „fałszywe” certyfikaty. Konserwatyści również mówili o tym, gdy byli jeszcze w opozycji. A teraz z jakiegoś powodu nabrali wody w usta.

Ponadto, po wynikach ostatnich negocjacji, Kreivys wydał bardzo dziwny cytat: „W ustawie anty-Ostrowieckiej przewidziana jest konieczność zapewnienia stabilności technicznej, niezawodnej pracy i bezpieczeństwa nadbałtyckiego systemu elektroenergetycznego, dlatego Litwa zapewni przesył energii elektrycznej przez połączenie litewsko-białoruskie, które odpowiada tym technicznym potrzebom”.

Jak uporządkować te słowa, aby były rozumiane? Ustawa anty-Ostrowiecka zabrania handlu energią elektryczną z krajami trzecimi, które eksploatują „niebezpieczne” elektrownie jądrowe. Kreivys upiera się, ze ustawa ma być wykonana. Ale jednocześnie Litwa nadal będzie „zapewniać przesył energii elektrycznej przez połączenie litewsko-białoruskie”.

Litwa będzie łamała ustawę anty-Ostrowiecką, aby… wykonywać ustawę anty-Ostrowiecką.

Można się pośmiać z Kreivysa, ale jest on tylko zakładnikiem sytuacji, która była sprowokowana przez posłów litewskiego Sejmu. To właśnie oni postanowili prawnie ograniczyć import białoruskiej energii elektrycznej po uruchomieniu Białoruskiej Elektrowni Jądrowej. O tym, że wprowadzenie tego zakazu w praktyce zostanie niemożliwe, wybrańcy narodowi nie raczyli bowiem pomyśleć.

Negocjacje Kreivysa z kolegami z Łotwy i Estonii ujawniają kolejny interesujący aspekt anty-Ostrowieckiego ustawodawstwa, które tak naprawdę nakłada pewne obowiązki na rządy krajów sąsiednich. Łotwa i Estonia proponują kompromisowe warunki handlu energią elektryczną z krajami trzecimi, ale Kreivys odrzuca je ze względu na niezgodność z litewskim prawem.

Absurd, który stał się rzeczywistością: Łotwa i Estonia są zmuszone do uregulowania swojego sektora energetycznego zgodnie z ustawami, przyjętymi przez Sejm Litwy.

Z takim samym sukcesem może na przykład zobowiązać sąsiadów do zakupu określonych ilości skroplonego gazu ziemnego przez terminal LNG w Kłajpedzie. Ale po co marnować czas na drobiazgi! Nim będzie za późno, trzeba sporządzić Niemcom ustawę, zakazującą eksploatacji „Nord Stream — 2”. Niemcy to są praworządni ludzie, ustawy nie złamią...

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: