Gospodarka Gospodarka

Strzał w nogę: zablokowanie „Nord Stream – 2” wywołało wybuch cen na gaz w Europie

 

Waszyngton ma zamiar zablokować uruchomienie „Nord Stream – 2” z powodu działań Rosji. O tym powiedział prezydent USA Joe Biden. Proces certyfikacji gazociągu rzeczywiście został zawieszony, ale sami Niemcy roztropnie odmawiają nazywania tego sankcjami. Nic w tym dziwnego, bo po wiadomości o zawieszeniu certyfikacji ceny gazu dla europejskich odbiorców gwałtownie wzrosły.

Uznanie przez Moskwę republik Donbasu radykalnie zmienia układ sił w walce o uruchomienie „Nord Stream – 2”. Portal analityczny RuBaltic.Ru już pisał, że w ubiegłym roku niemiecka Federalna Agencja ds. Sieci zawiesiła na czas nieokreślony certyfikację gazociągu. Dla Rosji była to raczej dobra wiadomość, gdyż chodziło o przeformatowanie struktury projektu w celu obejścia norm Trzeciego pakietu energetycznego UE.

Początkowo „Nord Stream – 2” AG wystąpił w roli niezależnego operatora rurociągu, następnie niemiecki regulator zalecił „Gazpromowi” powołanie kolejnej spółki zależnej.

Warto zauważyć, że sekretarz prasowy prezydenta Federacji Rosyjskiej Dmitrij Pieskow nie widzi tła politycznego w tym, co się dzieje. Natomiast szef ukraińskiego „Naftohazu” Jurij Witrenko oskarżył Rosję o próby obejścia europejskiego ustawodawstwa gazowego i wezwał Stany Zjednoczone do wprowadzenia sankcji wobec nieistniejącej już spółki.

W ten sposób rozwiązano kwestie czysto techniczne (co więcej, rozwiązywał je „Gazprom” w ścisłej współpracy z niemiecką Federalną Agencją ds. Sieci). Ale potem wydarzyły się dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, po wyborach parlamentarnych w Niemczech przedstawiciele Partii Zielonych, którzy są konsekwentnymi przeciwnikami „Nord Stream – 2”, otrzymali część tek ministerialnych i miejsce w koalicji. Po drugie, na Zachodzie zaczęła się histeria wokół „rosyjskiej inwazji” na Ukrainę.

W tych warunkach uruchomienie nowego gazociągu eksportowego stało się politycznie bezcelowym.

Niemcy nie spieszyli się z zakończeniem procedury certyfikacyjnej, zdając sobie sprawę, że do następnego sezonu grzewczego obejdą się bez „Nord Stream – 2”. 21 lutego podpisano dekrety prezydenta Federacji Rosyjskiej o uznaniu DRL i ŁRL, a już następnego dnia Stany Zjednoczone pospieszyły „pogrzebać” znienawidzoną putinowską rurę.

Rosyjskie media cytują nijakiego wysokiego rangą urzędnika amerykańskiej administracji, który przemawiał na specjalnej konferencji telefonicznej dla dziennikarzy: „Przeprowadziliśmy w nocy konsultacje z Niemcami. W efekcie rosyjski gazociąg „Nord Stream – 2” nie będzie działał. To 11 miliardów dolarów zmarnowanych na kontrolowany przez Rosję gazociąg”.

Joe Biden osobiście też zabrał głos w tym temacie: „Z powodu działań Rosji współpracujemy z Niemcami, aby gazociąg „Nord Stream – 2” – jak wcześniej obiecywałem – nie został uruchomiony. (…) Jesteśmy zjednoczeni w naszym wsparciu dla Ukrainy. Jesteśmy zjednoczeni w naszym sprzeciwie wobec rosyjskiej agresji. I jesteśmy zjednoczeni w naszej determinacji w obronie sojuszu NATO”.

Jednak Niemcy tej informacji jeszcze nie potwierdziły. Berlin, jak zwykle, nie spieszy się z rąbaniem znad ramienia.

Początkowo Federalna Agencja ds. Sieci stwierdziła, że ​​w ogóle nie planuje zmian w procesie certyfikacji „Nord Stream – 2”. I to jest logiczne: niemiecki regulator nie angażuje się w politykę. Ale decyzja polityczna została jednak podjęta, gdy rząd niemiecki nakazał zawieszenie certyfikacji gazociągu.

„Dzisiaj poprosiłem Federalne Ministerstwo Gospodarki o wycofanie z Federalnej Agencji ds. Sieci raportu o zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego. Brzmi to jak kwestia techniczna, ale jest to niezbędny krok, aby certyfikacja gazociągu nie mogła się odbyć teraz. Bez tego certyfikatu „Nord Stream – 2” nie może zostać uruchomiony – powiedział niemiecki kanclerz Olaf Scholz.

Kluczowym słowem jest tutaj „teraz”. Na razie nie mówimy o ostatecznym zawieszeniu projektu.

„To z pewnością nie oznacza, że ​​na „Nord Stream – 2” nałożono sankcje lub że nigdy nie zostanie on uruchomiony – powiedział niemiecki minister gospodarki i wicekanclerz Robert Habeck. Podobną opinię podziela szef niemieckiej komisji ds. klimatu i energii Bundestagu Klaus Ernst, który nawet w nowych realiach murem stoi za koniecznością uruchomienia gazociągu.

Najwyraźniej teraz proces certyfikacji rozpocznie się od nowa. Z inicjatywy Scholza niemieckie Ministerstwo Gospodarki wycofuje stary raport o zgodności „Nord Stream – 2” z interesami bezpieczeństwa energetycznego Niemiec (dokument ten został przygotowany jeszcze za kadencję Merkel). Teraz trzeba przygotować nowy raport, który uwzględni uznanie przez Rosję republik Donbasu, groźbę „rosyjskiej inwazji” na Ukrainę oraz trudną sytuację na unijnym rynku gazowym ostatnich miesięcy. Zdaniem przeciwników projektu wszystkie te czynniki powinny przechylić szalę na korzyść rezygnacji z „Nord Stream – 2”.

Według Amerykanów sprawa została już rozwiązana. W tym przypadku Niemcy po prostu znalazły optymalny algorytm działań, który pozwala zablokować uruchomienie gazociągu. Scholz i Co po prostu nie mogą tego ogłosić z wyprzedzeniem (wyrok niemieckiego regulatora powinien wyglądać na bezstronny).

Ale jest też inna, nie mniej prawdopodobna wersja: niemiecki rząd tak naprawdę nie zdecydował jeszcze, co zrobić z drugą nitką „Nord Stream – 2”.

Odrzucenie projektu zapowiada Niemcom nową rundę kryzysu energetycznego. To nie przypadek, że były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zagroził Europie podwyżką cen gazu do 2000 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. I to chyba nie jest najbardziej pesymistyczna prognoza.

Kraje UE czeka bolesne wyjście z sezonu grzewczego, kiedy zapasy w ich podziemnych magazynach będą na rekordowo niskim poziomie. Wiosną rozpoczną się przygotowania do przyszłego zimna, które mogą „buksować” z powodu starć z „Gazpromem”, wybuchowej sytuacji na Ukrainie oraz braku umowy tranzytowej między Rosją a Polską. Całkiem możliwe, że nawet 2000 dolarów za tysiąc metrów sześciennych nie będzie za rok dla Europejczyków najgorszą ofertą. Dodajmy do tego wielomiliardowe roszczenia nie tylko ze strony „Gazpromu”, ale także jego europejskich partnerów.

Jak by nie było to dziwne, z politycznego punktu widzenia podejście niemieckie jest również uzasadnione.

Na Zachodzie panuje opinia, że ​​uznania przez Putina DRL i ŁRL nadal nie można nazwać „rosyjską inwazją” na Ukrainę. Od właściciela Kremla oczekuje się dalszych działań: czy zgłosi użycie sił zbrojnych na terytorium Donbasu? Jak dokładnie będą działać wówczas siły zbrojne Federacji Rosyjskiej? Czy będzie próba rozszerzenia ŁDRL do granic obwodów Donieckiego i Ługańskiego, do których Moskwa ma otwarte roszczenia? Odpowiedzi na te pytania zadecydują o przyszłości „Nord Stream – 2”.

 

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: