Gospodarka Gospodarka

Europa rozdziera szaty: rosyjski gaz płynie do Chin

Źródło obrazu: rusdialog.ru
 

Unia Europejska opracowuje tajny plan „wojny gazowej” z Rosją. Ogłosił to sprawozdawca prasowy z brytyjskiego „Times” Bruno Waterfield. Według niego, autorzy inicjatywy proponują stworzenie strategicznych rezerw „niebieskiego paliwa” w celu ochrony Europy przed wahaniami na międzynarodowych rynkach energii. Paradoks polega na tym, że do niedawna Europa miała te strategiczne rezerwy – konsumenci rosyjskiego gazu zawsze mogli liczyć na dostawy dodatkowych woluminów. Teraz tak nie jest. „Gazprom” napełnia własne magazyny gazu i zwiększa dostawy do Chin poprzez „Siłę Syberii”. Dla Europy rosyjskiego gazu już brak.

„Europejscy ministrowie energetyki dyskutowali nad ambitnym planem zakupu strategicznych rezerw gazu jedynym blokiem, próbując przeciwdziałać wysiłkom Rosji, zmierzającej do ograniczenia dostaw i podniesienia cen” – pisze Bruno Waterfield. – Dzisiejsze posiedzenie Unii Europejskiej miało dotyczyć zmian klimatycznych, ale zamroczyły go niedobór gazu i kolejne podwyżki cen, które grożą kryzysem energetycznym tej zimy. Kluczowym bodźcem kryzysu jest zmniejszenie woluminów eksportu gazu ziemnego z Rosji do Europy Północnej po zmniejszeniu ilości magazynowych z powodu długiej zimy ubiegłego roku”.

Sprawozdawca prasowy z „Times” albo nie posiada informacji, albo celowo wprowadza w błąd swoich czytelników.

Nie ma żadnego zmniejszenia dostaw gazu rurociągowego z Rosji do Europy.

Wręcz przeciwnie, „Gazprom” ściśle wypełnia swoje zobowiązania, wynikające z umów i zwiększa wolumin eksportu.

Przez osiem i pół miesiąca bieżącego roku rosyjski monopolista wysłał do krajów spoza WNP 138,6 miliardów metrów sześciennych gazu – nieco mniej niż w rekordowym 2018 roku (141,3 miliardów metrów sześciennych). Dostawy do Turcji wzrosły o 157,7%, do Niemiec – o 35,8%, do Rumunii – o 347,6%, do Bułgarii – o 52,3%.

Jednak Europie wciąż tego wszystkiego brakuje: rezerwy gazu w jej PMG znajdują się na najniższym od wielu lat poziomie.

Aby naprawić sytuację, Hiszpania proponuje utworzenie „wspólnego funduszu” paliwowego – zakupić strategiczne rezerwy gazu, które ochronią Europę przed niestabilnością na światowych rynkach energetycznych. Wtedy Rosja nie będzie już mogła szantażować swoich zachodnich partnerów.

Paradoks polega na tym, że do niedawna Europa miała te strategiczne rezerwy, chociaż nie w formie fizycznej.

Konsumenci rosyjskiego gazu zawsze mieli możliwość zamówienia dodatkowych woluminów. Sam „Gazprom” zadeklarował gotowość dostarczać Europejczykom paliwo przekraczając swoje zobowiązania według umów.

„Kompania od lat podkreślała, że posiada nadwyżki mocy produkcyjnych i proponuje je jako premię dla rozwoju współpracy gazowej między Rosją a Unią Europejską. Ale te nadwyżki mocy powstały wiele lat temu z powodu przeinwestowania na tle zbyt optymistycznej oceny przyszłego popytu i stopniowo z biegiem lat prawdopodobnie zostały już zużyte – sugeruje rosyjski ekspert ds. energii Aleksander Sobko.

Koncepcja „wojny gazowej” z Rosją, opisana przez Waterfielda, opiera się na przestarzałych stereotypach.

Na Zachodzie Rosja wciąż jest postrzegana jako studnia bez dna, z której można czerpać nieograniczone ilości węglowodorów (nie zapominając o sporadycznym pluciu do tej studni).

Kto pomógł Europie poradzić sobie z bezprecedensowym mrozem w okresie stycznia-lutego bieżącego roku, kiedy jej podziemne magazyny były w połowie puste? „Gazprom”. Kto powinien uzupełnić niedobór gazu w Europie przed rozpoczęciem nowego sezonu grzewczego? „Gazprom”.

Nie chodzi jednak o to, że rosyjski monopolista z jakiegoś powodu wstrzymuje eksport.

Być może, po prostu nie ma nadwyżek gazu, by zaspokoić gwałtownie rosnące potrzeby Europy.

Aktywność produkcyjna „Gazpromu” związana jest z planowaną sprzedażą jego produktów w Rosji i za granicą. Mówiąc najprościej, kompania musi obliczyć, ile gazu może sprzedać. Jaki jest sens osiągania rekordowych woluminów produkcji, jeśli dla tych ilości nie ma rynków zbytu?

Możemy się tylko domyślać, jakimi liczbami kierował się w tym roku „Gazprom”. Ale raczej nie spodziewał, że w Europie wystąpi tak dotkliwy niedobór gazu.

Według wstępnych danych za osiem i pół miesiąca bieżącego roku kompania zwiększyła produkcję o 17,8% (czyli o 53,9 miliardów metrów sześciennych). Mniej więcej tyle samo w wyrażeniu procentowym (17,4%) zwiększył się eksport do krajów spoza WNP. Rosną dostawy gazu do Chin przez „Siłę Syberii” – przynajmniej regularnie przekraczają dzienne zobowiązania, wynikające z umów „Gazpromu”.

Wreszcie rośnie również konsumpcja na rosyjskim rynku krajowym. W wielu regionach ogrzewanie zostało włączone tydzień wcześniej niż w zeszłym roku. Sama Rosja musi przygotować się na zimę, która według prognoz synoptyków zapowiada się bardzo surową. „Gazprom” nie ukrywał, że w tym roku planuje wpompować rekordowe ilości paliwa do krajowych PMG.

Według prognoz ekspertów proces ten potrwa do końca października i dopiero wtedy Rosja będzie mogła dostarczać więcej gazu do Europy.

„„Gazprom” koncentruje się na rynku krajowym, usiłując nie destabilizować rosyjskich dostaw, mimo perspektywy rekordowych zysków za granicą. „Gazprom” nie ma zbyt wielu dodatkowych wolnych mocy produkcyjnych, aby natychmiast zwiększyć produkcję” – zauważa analityk z Wood & Co. Ildar Dawletszyn.

Tymczasem sfrustrowana Europa wymyśliła teorię spiskową, według której Moskwa stosuje szantaż energetyczny w celu szybkiego uruchomienia „Nord Stream – 2”. Oczywiście to stwierdzenie nie jest pozbawione logiki. Pytanie jednak pozostaje otwarte, jakie ilości gazu Rosja w zasadzie jest gotowa zaproponować swoim zachodnim partnerom.

Europa może winić tylko i wyłącznie samą siebie w tym, że rosyjska „wirtualna rezerwa” jest ograniczona.

Jest to bezpośredni wynik walki o „niezależność energetyczną”, którą aktywnie toczy od 10-15 lat. UE przyspieszyła rozwój sektora odnawialnych źródeł energii (OZE) jako alternatywy dla tradycyjnego wytwarzania i pozyskała potężne terminale LNG. W rezultacie turbiny wiatrowe i panele słoneczne nie zdały egzaminu zza silnych mrozów, a dostawcy skroplonego gazu ziemnego w kluczowym momencie rzucili się do regionu Azji i Pacyfiku (APR) – tam, gdzie ceny na zasoby energetyczne są jeszcze wyższe.

Wojna prawna z „Gazpromem” toczyła się co najmniej od czasu wprowadzenia do prawa europejskiego w roku 2009 Trzeciego pakietu energetycznego. Apogeum sztucznych ograniczeń wobec rosyjskiego paliwa stanowiło przyjęcie znowelizowanej unijnej dyrektywy gazowej, która powinna ograniczyć przepustowość „Nord Stream – 2”.

Te i inne działania skłoniły Federację Rosyjską do uświadomienia sobie, że plany zwiększenia eksportu gazu na Zachód są nierealne.

Utrzymanie nadmiaru mocy produkcyjnych jest nieracjonalne, gra nie jest warta świeczki. Ale teraz bojownicy o „niezależność energetyczną” od Rosji są oburzeni, że „Gazprom” nie zwiększa swojego udziału na europejskim rynku gazowym. Zwiększa – jest źle, nie zwiększa – jest również źle.

Z rozpaczy UE knuje plany stworzyć fizyczną rezerwę gazu. Z przejściem przez obecny sezon grzewczy te plany nie mają nic wspólnego – chodzi o strategicznej decyzji. Logiczne pytanie: z jakich źródeł Europa będzie zapełniać rezerwowe PMG? Czy nie będzie do tego konieczny import tego samego rosyjskiego gazu?

Aby przezwyciężyć zależność energetyczną od „Gazpromu”, konieczne będzie zwiększenie importu produktów „Gazpromu”. Jak to się mówi, absurd goni absurd.

Europa albo nie widzi najprostszego rozwiązania, albo nie chce go widzieć: trzeba po prostu nie upolityczniać branży energetycznej, nie rzucać kłód pod nogi najbardziej wiarygodnego dostawcy gazu, nie ograniczać jego przewag konkurencyjnych. To jest właśnie ten przypadek, gdy niewidzialna ręka rynku sama wszystko ureguluje.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: