Gospodarka Gospodarka

Ekspert ds. energetyki: Putin chce sprzedawać gaz do Europy za pośrednictwem rosyjskiej giełdy za ruble

Źródło obrazu: s.yimg.com
 

Rosyjski „Gazprom” nie manipuluje cenami gazu i w pełni wywiązuje się ze swoich umownych zobowiązań. O tym powiedział zastępca szefa Komisji Europejskiej Frans Timmermans. Jednak jego punktu widzenia nie podziela wielu zachodnich polityków, którzy nadal oskarżają Rosję o używanie „broni energetycznej”. O tym, kto sprowokował kryzys gazowy w Europie, w jaki sposób Władimir Putin wystraszył traderów (spekulantów giełdowych) i dlaczego „Gazprom” musi rozwijać własną giełdę portalowi analitycznemu RuBaltic.Ru opowiedział rosyjski ekspert ds. energetyki Aleksander SOBKO.

- Panie Aleksandrze, widzieliśmy, że giełdowe ceny gazu w Europie zbliżyły się już do 2000 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Ale potem nastąpił gwałtowny spadek (od 1000 do 1200 dolarów). Co więcej, stało się to po spotkaniu roboczym prezydenta Rosji, które było poświęcone kwestiom energetycznym. Czy można to nazwać „efektem Putina”?

- Wzrost cen prawie do 2000 dolarów za tysiąc metrów sześciennych gazu był spowodowany pewnymi ruchami traderów. A na traderów zawsze działają ingerencje werbalne. W tym przypadku mówimy o roboczym spotkaniu Putina, kiedy on przyznał możliwość zwiększenia dostaw gazu do Europy.

2000 dolarów jest już przekracza zdrowy rozsądek, zakrawa na kuriozum.

Takie ceny nie są opłacalne dla samego „Gazpromu”, ponieważ prowadzą do zniszczenia popytu, w szczególności do zamknięcia zakładów nawozów azotowych.

Gdyby sytuacja na europejskim rynku energetycznym była normalna, słowa Putina nie odniosłyby silnego efektu. Ale wybrzmiały w ten moment, gdy traderzy przepchnęli ceny do niezdrowego poziomu. Tutaj wszystko się zbiegło. Chociaż być może ceny by spadły same po sobie.

- W kontekście kryzysu gazowego w Europie często słyszymy słowo „traderzy”. Ale niewiele osób rozumie, kim są ci tajemniczy ludzie i jaki jest ich sposób działania. Czy Pan może to wytłumaczyć?

- W rzeczywistości jest to tradycyjnie zamknięta historia. Ale możemy coś wyciągnać z mediów. Poinformowano, że traderzy w Europie ucierpieli, ponieważ otwierali krótkie pozycje na kontraktach futures (innymi słowy, sprzedawali gaz, którego fizycznie nie mają). Musieli to zrobić w ramach strategii hedgingowych, które prowadzili na rynku globalnym.

Uwaga: Hedging jest narzędziem ochrony inwestycji, otwarcie transakcji na jednym rynku w celu rekompensacji wpływu ryzyka cenowego na innym rynku.

Kiedy ceny zaczęły rosnąć, traderzy wyszli na minus. Tak, mają zabezpieczenie. Byli gotowi do wzrostów (ceny mogą spadać lub rosnąć, najważniejsze jest przeczekać ten moment wzrostu). Ale kiedy wzrost staje się szalony, wsparcie finansowe traderów wysycha. W efekcie struktury bankowe, które realizują te kontrakty są zobowiązane do zamknięcia pozycji i odkupu kontraktów futures. Z tego powodu ceny rosną jeszcze bardziej, bo gdzieś trzeba kupić ten kontrakt futures – popyt rośnie. Następuje tak zwany short squeeze.

Kiedy wszystkie krótkie pozycje kontraktów futures zostaną zamknięte, rynek się uspokoi. Najprawdopodobniej właśnie tak się stało na europejskim rynku gazu.

Ale w tym momencie pojawiło się oświadczenie rosyjskiego kierownictwa, które wystraszyło traderów, grających na wzrost, tzw. byków.

Nastąpiła więc warunkowa normalizacja cen. Chociaż oczywiście nadal są dalekie od normalności.

- Ostatnio dyskutowano wersję, że Rosja może po prostu nie mieć nadwyżki gazu na eksport do Europy. Coś można przepompować przez „Nord Stream – „2 po jego uruchomieniu. Ale to „coś” niekoniecznie spełni oczekiwania Europejczyków. Może nieco przesadzamy ze znaczeniem „Nord Stream – 2”?

- To jest rozsądna uwaga. W zasadzie wszystko zależy od tego, jakiej wizji sytuacji się trzymamy.
Ostatnio, gdy ceny gazu rosły (w lipcu-sierpniu utrzymywały się na poziomie około 500 z haczykiem dolarów za tysiąc metrów sześciennych), „Gazprom” nie zwiększał woluminów dostaw eksportowych. Ceny rozsądne, kontrakty realizowane, wszystko w porządku.

Można przypuszczać, że była to swego rodzaju próba wpłynięcia na Europę – przekonania jej o konieczności jak najszybszego uruchomienia „Nord Stream – 2”.

Ale kiedy ceny przekroczyły 1000 dolarów, myślę, że „Gazprom” byłby gotowy zaspokoić rosnący popyt w Europie, gdyby istniały odpowiednie rezerwy.

Chciałbym jeszcze raz podkreślić: dla „Gazpromu” jest to nieopłacalne. Ultrawysokie ceny tworzą niepotrzebne napięcia, prowadzą do degradacji popytu, stymulują poszukiwanie alternatywnych źródeł energii itp. Rosja kieruje na siebie bezpodstawne oskarżenia o manipulacje.

Ale czy „Gazprom” miał możliwość zwiększenia eksportu do Europy? Kilka publikacji w autorytatywnych wydaniach stwierdziło, że nie jest to możliwe. Rosja stanęła przed zadaniem napełnienia własnych podziemnych magazynów gazu w przededniu nowego sezonu grzewczego.

Po prostu przyzwyczailiśmy się do tego, że „|Gazprom” ma zawsze dużo nadmiaru paliwa.

Ale te nadwyżki stopniowo się zużywały, ponieważ Europa zadeklarowała przejście na energię odnawialną. Wówczas „Gazprom” pomyślał: „Dlaczego musimy inwestować w nadwyżkę mocy produkcyjnych? Będziemy ściśle przestrzegać umów (możliwe coś dodamy trochę z góry)”.

Ponadto ostatnie lata były dla „Gazpromu” ciężkie. Rok 2020 – to zupełnie osobna historia, ale w roku 2019 średnia cena giełdowa gazu na rynku europejskim wynosiła zaledwie 160 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Oczywiście w takich warunkach kompania zmuszona była oszczędzać pieniądze i nie dokonywać zbędnych inwestycji.

W każdym bądź razie uruchomienie „Nord Stream – 2” nie jest szybką historią. Pewne procedury techniczne muszą przejść, zajmą czas (nie jeden czy tam dwa dni).

Po ukraińskiej trasie można pompować nawet dzisiaj, ale tego się nie robi. Może problem tkwi w geografii. Oczywiście nie mamy pełnego obrazu. Ukraińska trasa – to jedna historia, północna – to zupełnie inna. Być może z pól zorientowanych na trasę północną łatwiej jest zwiększyć woluminy dostaw. Ale to już spekulacje.

Rosyjski minister energetyki Aleksander Nowak ogłosił niedawno, że gdy tylko „Gazprom” napełni swoje podziemne magazyny, będzie mógł wrócić do spotowej sprzedaży gazu w Europie.

Nie zdziwiłbym się, gdyby ten moment zbiegł się z uruchomieniem „Nord Stream – 2”.

Ale zobaczymy.

- Podczas spotkania z prezydentem ten sam Nowak zasugerował dostarczenie dodatkowych ilości gazu do obrotu za pośrednictwem giełdy w Sankt-Petersburgu, a Putin poparł jego pomysł. Niewiele osób zwróciło na to uwagę. Dlaczego właśnie giełda w Sankt-Petersburgu?

- To bardzo poprawne pytanie. Owszem, istnieje giełda w Sankt-Petersburgu i istnieje elektroniczna platforma handlowa (ETP) „Gazpromu”, za pośrednictwem której rosyjski gaz jest sprzedawany z punktem dostawy za granicą. To prawie giełda. Chociaż sprzedawca tam tylko jeden – „Gazprom”.

Międzynarodowa Giełda Towarowa w Sankt-Petersburgu prowadzi sprzedaż gazu na rynek krajowy. To, co było omawiane na spotkaniu roboczym Putina, nie jest do końca jasne, ale szczegóły nie są tutaj zbyt ważne.

Rozumiemy istotę sprawy: przeniesienie do Rosji procedur handlowych związanych z dostawami rosyjskiego gazu. W dłuższej perspektywie może to być handel za ruble (były już precedensy).

Ale generalnie dobrze jest mieć własny hub i własną giełdę. W Europie do tego dąży wiele krajów. Dlaczego więc Rosja i „Gazprom” miałyby rozwijać obce struktury, zagraniczne? Jak chcecie więcej naszego gazu – kupujcie go na naszych platformach handlowych.

Właśnie o to chodziło w tej sugestii.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: