Gospodarka Gospodarka

Energetyka w Europie będzie się rozwijać zgodnie z kierunkiem, nakreślonym przez Putina

Źródło obrazu: ria.ru
 

Zbliżający się kolaps energetyczny w Europie wywołał wzrost zainteresowania przemówieniem prezydenta Rosji Władimira Putina podczas Rosyjskiego Tygodnia Energetycznego. Putin popularnie wytłumaczył Europejczykom, jaka powinna być energetyka, aby nie powodowała kryzysów takich jak obecny, a koncepcja Putina jest sprzeczna z całą polityką energetyczną UE ostatnich dziesięcioleci.

„Przypomnę, że dopóki wiodącą pozycję zajmowała produkcja atomowa i gazowa, takich kryzysów nie było. Nie miały skąd się wziąć. Dodam, że w Rosji, dzięki Bogu, takie problemy na dzień dzisiejszy są po prostu niemożliwe do wyobrażenia. Długoterminowe podejście do rozwoju kompleksu paliwowo-energetycznego pozwala nam zapewnić ceny energii elektrycznej dla ludności i przedsiębiorstw na najniższym poziomie w Europie. Średnia cena energii elektrycznej w Rosji w przeliczeniu na euro wynosi około 20 euro za MW/h. Na Litwie – 256 euro, w Niemczech i Francji – 300, w Wielkiej Brytanii – 320” powiedział Władimir Putin, przemawiając na forum międzynarodowym „Rosyjski Tydzień Energetyczny”.

Europejskie media rozparcelowały to przemówienie na cytaty. Krytyczna sytuacja w sektorze energetycznym jest już dla wszystkich oczywista, podczas gdy ich właśni, europejscy politycy i urzędnicy nie potrafią jednoznacznie wyjaśnić ani przyczyn kryzysu, ani tego, jak z niego wyjść.

Putin pod tym względem dał alternatywę.

Zaproponował alternatywną politykę energetyczną, której istotą jest zapewnienie stabilnych i nieprzerwanych dostaw energii. Akurat tą, którą Europa niszczyła przez co najmniej 15 lat, za co obecnie doznała kryzysu energetycznego.

Pod wieloma względami Europejczycy stoją przed perspektywą zamarznięcia tej zimy z powodu rusofobii.

Bo to właśnie rusofobia dała początek największym energetycznym decyzjom Unii Europejskiej ostatnich dziesięcioleci, inspirowanych przez Stany Zjednoczone i promowanych przez kraje Europy Wschodniej.

Chodzi tutaj o Trzecim Pakiecie Energetycznym Unii Europejskiej, budowie terminali LNG i ogólnie o temacie „niezależności energetycznej od Rosji”. Istotą tej „wielkiej kampanii” było wyciśnięcie, a jeszcze lepiej, całkowite wyparcie Rosji z europejskiego rynku energetycznego.

Dlatego była wymyślona liberalizacja rynku gazowego i energii elektrycznej, odrzucenie kontraktów długoterminowych z „Gazpromem”, przejście na giełdę energetyczną i energię alternatywną. Co więcej, zarówno na „zieloną”, jak i na najbardziej szkodliwą dla środowiska.

Ci sami ludzie, którzy teraz promują „Zielony Ład”, osiem lat temu prowadzili kampanię na rzecz wydobycia gazu łupkowego w Europie poprzez szczelinowanie hydrauliczne. I nie ma dla nich w tym żadnej sprzeczności!

Bo mianownik ich działalności jest ten sam: napchać kieszenie na projektach redystrybucji europejskiego rynku energetycznego – i to nie na korzyść Rosji.

Największym i najbardziej wiarygodnym uzasadnieniem dla tej działalności było uzasadnienie geostrategiczne. Jednolity europejski rynek energetyczny, jednoczący UE i Rosję, łamie zasadę „solidarności transatlantyckiej” i ogranicza obecność USA w Starym Świecie. Dlatego konieczne jest odejście od rosyjskiej energetyki i przejście na inne źródła energii.

I przede wszystkim – na amerykański gaz skroplony. Zamiast długoterminowych kontraktów z „Gazpromem” kupować osobno każdą partię LNG, a to na pewno obniży średnią cenę na rynku.

To ostatecznie spowodowało walkę z dwiema nitkami „Nord Stream” i innymi nowymi gazociągami Rosji. „Solidarność z Ukrainą” – to jest przykrywka dla najbardziej naiwnych.

Putin w tym samym przemówieniu na Rosyjskim Tygodniu Energetycznym bardzo prosto wyjaśnił politykę Moskwy. „Gazprom” może zwiększyć transmisję gazu przez ukraiński system przesyłowy, ale jest to po prostu niebezpieczne, ponieważ ten system nie był naprawiany od dziesięcioleci. Rura po prostu pęknie pod wpływem zwiększonego ciśnienia, a „Europa całkowicie zgubi tę trasę”.

Taki jest cel bojowników przeciwko nowym gazociągom o zachowanie monopolu Ukrainy na tranzyt rosyjskiego gazu. Poczekać, aż rura tranzytowa pęknie po wielu dekadach eksploatacji bez naprawy, a Europa nie będzie miała innego wyjścia, jak przejść na amerykańskie LNG i inne źródła energii nierosyjskiego pochodzenia.

Wreszcie jest jeszcze inny scenariusz – energia atomowa. W Europie Wschodniej pozbywali się jej również pod hasłami antysowieckimi i antyrosyjskimi. „Dziedzictwo okupacyjne”, „zagrożenie drugim Czarnobylem”, „nie dla agentów Kremla w energetyce” itd… Istotą całego tego hałasu było wypędzenie z Europy nie tylko „Gazpromu”, ale też „Rosatomu”.

To znaczy uczynić jeszcze mniej Rosji w Europie.

Obecnie cała ta polityka jest całkowicie zdyskredytowana obiektywną rzeczywistością na rynku energii.

A europejskie podejście do energii, pod nieubłaganą presją rzeczywistości, zaczyna się zmieniać w kierunku, o którym mówi Putin.

Węgry podpisały długoterminowy kontrakt z „Gazpromem”, który zapewnił im gaz po cenie kilkakrotnie niższej niż na giełdzie. Gaz ten będzie dostarczany na Węgry z pominięciem Ukrainy, aby zagwarantować, że nie „wyparuje” z dziurawej rury, nie zostanie rozkradziony i nie wybuchnie po drodze.

„Historii sukcesu” terminali LNG w dzisiejszej Europie nikt już nie opowiada. „Zielona energetyka” też wyszła z mody. Całokształt myśli jest skierowany na to, jak obniżyć cenę gazu rurociągowego, który i bez tego już jest najtańszy. O kosztach alternatywnych źródeł energii nawet nie ma mowy.

Wróciły do łask te rodzaje energii, które wcześniej zostały snobistycznie i z pogardą wyrzucone ze „statku nowoczesności” jako energetyczne relikty. Niemcy entuzjastycznie próbują przekupić węgiel z Chin, do tego… rosyjski. W Estonii odradza się wielokrotnie już pogrzebana energetyka łupków bitumicznych.

Wreszcie energetyka jądrowa też nagle przestała być uważana za szkodliwą dla środowiska.

Paliwo jądrowe, odwrotnie, obecnie jest reklamowane Europejczykom jako najczystsze względem środowiska.

O ile, oczywiście, nie wybucha.

Własne programy jądrowe obecnie opracowują i Polska, i Estonia. Bez dwóch zdań, że to nie Rosjanie, ale Amerykanie wdrożą im zaawansowaną energetykę, tego nie trzeba dodawać, ale tu ważna jest zasada. Czarnobyl i Fukushimę upominać jest mauvais ton, „Rosatom” nie jest już uważany za kwintesencję zła tylko dlatego, że buduje elektrownie jądrowe po całym świecie.

Litwa na tym „święcie pokojowego atomu” stoi na uboczu i gorzko łka. Sytuacja na Litwie to jest idealny przykład tego „ślepego zaułka” w energetyce, w który dzisiaj wpadła Europa.

Wilno wymieniło na błyszczące sreberka po czekoladzie to, co obecnie uznaje się za naprawdę wartościowe: stabilne gwarantowane dostawy energii po stałej cenie oraz własne źródła taniej energii. Litwa miała to wszystko w postaci Ignalińskiej Elektrowni Jądrowej, a teraz zamiast tego biopaliwa, „turbiny wiatrowe”, terminal LNG, wyśrubowane ceny na ogrzewanie, zamknięcie fabryk i wiatr w głowach litewskich polityków z planami wyjścia z pierścienia energetycznego BRELL.

W przyszłości Europa będzie mogła rozwijać swój sektor energetyczny tylko według tego kierunku, który był wskazany przez Putina.

I to nie Putin ją do tego popycha, ale sama rzeczywistość. Można porzucić rzeczywistość: zakazać „Nord Stream”, zmusić sankcjami Rosję do zwiększenia dostaw przez ukraiński system przesyłu gazu, wprowadzić nowe sankcje za awarię tego systemu i zrezygnować z jakiejkolwiek energii poza panelami słonecznymi. Rzeczywistość i tak wyprzedzi i odpłaci głodem i zimnem tym, którzy zdecydują się z nią walczyć.

Co właśnie teraz się dzieje.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: