Gospodarka Gospodarka

Aresztować „Nord Stream — 2”: Polska postawiła Rosji ultimatum

Źródło obrazu: yandex.ru
 

Polska grozi zajęciem aktywów „Gazpromu” zaangażowanych w projekt „Nord Stream 2”, jeśli ten odmówi zastosowania się do decyzji arbitrażu w Sztokholmie. Według wiceministra majątku państwowego Janusza Kowalskiego Warszawa ma wszystkie narzędzia prawne, aby zmusić Moskwę do zapłaty grzywny w wysokości 1,43 miliarda dolarów i spowolnić budowę znienawidzonej „rury Putina”. Czym Rosja odpowie na to?

Długotrwały spór między „Gazpromem” a polskim PGNiG dotyczy metodologii ustalania cen gazu, która jest określona w tak zwanym kontrakcie Jamalskim. Zrewidować jego warunki Polska zamierzała jeszcze w roku 2014, ale dogadać się poza sądem nie udało się. Następnie postanowiła dochodzić odszkodowania za „nieuczciwą” cenę gazu za pośrednictwem arbitrażu w Sztokholmie.

Pozew został złożony w roku 2017, a rok później sąd podjął dość dziwną tymczasową decyzję. Mówiło się w niej o prawie PGNiG do żądania od „Gazpromu” zmiany metody określenia ceny. Z drugiej strony arbitraż nie stwierdzał, że strona rosyjska była zobowiązana do przestrzegania tych wymogów.

Wszystkie kropki nad i były postawione pod koniec marca. „Sąd arbitrażowy dokonał przeglądu argumentów PGNiG i potwierdził, że cena gazu w ramach kontraktu Jamalskiego była nierynkowa i zawyżona” — poinformowali w PGNiG.

Według ostatecznego wyroku, zdaniem strony polskiej, „Gazprom” jest zobowiązany wypłacić prawie 1,5 miliarda dolarów i w przyszłości stosować nową formułę do obliczania wartości swoich produktów (w odniesieniu do hubów Europy Zachodniej).

Kilka dni temu konflikt wybuchł z nową siłą. PGNiG powiedział, że „Gazprom” nie tylko nie spieszy się z wypłatą odszkodowania, ale obciążył ją rachunkiem za zużycie gazu na podstawie starej formuły, która została anulowana przez sąd arbitrażowy w Sztokholmie.

Według strony polskiej Warszawa musi odpowiedzieć na to niezwykle ostro.

Jedną z opcji jest zajęcie aktywów „Gazpromu” w Europie.

Swojego czasu ukraiński „Naftogaz”, który miał analogiczny wyrok arbitrażu w Sztokholmie, używał tego samego narzędzia.

„Moim zdaniem najlepszą opcją jest właśnie takie ostre zajęcie. Dziś PGNiG również podąża w tym kierunku — mówi Janusz Kowalski, wiceminister aktywów państwowych w Polsce. — Można powiedzieć, że wszystkie kluczowe projekty realizowane w Europie przez „Gazprom” i jego spółki zależne mogą ostatecznie służyć efektywnemu spłacaniu długów wobec Polski”.

Jeśli Rosjanie „nie będą przestrzegać prawa”, urzędnik najpierw proponuje przejęcie akcji „Nord Stream AG” i „Nord Stream 2 AG”, co może opóźnić wdrożenie „Nord Stream — 2”.

W ten sposób Warszawa na jednym ogniu upiecze dwie pieczenie — otrzyma dźwignię naciskową nad „Gazpromem” i spowolni budowę „rury Putina”. Kiedy jeszcze pojawi się taka wyjątkowa okazja?

Jednak w podstępnym planie zemsty Janusza Kowalskiego występuje kilka niedociągnięć. Po pierwsze, dlaczego należy zatrzymać aktywa spółki operatora „Nord Stream — 2”? Przecież „Gazprom” posiada aktywa na terytorium samej Polski – rosyjska kompania ma 48% gazociągu „Jamał —Europa”. Jako „zakładnika” można będzie go łatwo wziąć.

Kijów nie miał takiej możliwości, ponieważ ukraiński GTS należał do państwa, „Gazprom” nie miał z nim nic wspólnego. Z tego powodu szef „Naftogazu”, Andriej Kobolew fatygował się o zajęciach przed zachodnimi partnerami (w tym przed Polakami).

Po drugie, nie jest całkiem jasne, gdzie pan Kowalski się spieszy. Jego propozycja szantażowania Rosji jak również wcześniejsze skargi PGNiG na to, że nie otrzymali odszkodowania, pojawiły się przed terminem odwołania się od decyzji arbitrażowej w Sztokholmie.

„Gazprom” nigdy nie oświadczył, że zakwestionuje werdykt, dotyczący kontraktu Jamalskiego, ale ten scenariusz wydaje się najbardziej prawdopodobny. Odwołanie najprawdopodobniej zostanie złożone w ostatnim dniu. Fakt, że cena gazu dla Polski jest wciąż obliczana według starej formuły, jest kolejnym tego potwierdzeniem.

Dalej sytuacja będzie się rozwijać zgodnie ze znanym nam ukraińskim scenariuszem: „Gazprom” będzie próbował udowodnić swoją prawdę w wyższej instytucji.

I nikt nie zmusi go do wypłaty odszkodowania, dopóki proces się nie skończy.

Ponadto zatrzymania akcji swojego dłużnika PGNiG również nie uzyska. Przejdźmy do doświadczenia tego samego sporu prawnego pomiędzy „Gazpromem” a „Naftogazem”. W maju 2018 roku ukraińska spółka rozpoczęła zajęcie aktywów Gazpromu w Europie, przy tym aktywa „Nord Stream AG” oraz „Nord Stream 2 AG” akurat zostały zamrożone w Szwajcarii (więc Janusz Kowalski nie jest pierwszym, który wymyślił ten niezwykły sposób walki z „Nord Stream — 2”). Ale w następnym miesiącu szwedzki Sąd Apelacyjny zakazał „Naftogazowi” przymusowego odzyskania 2,6 miliarda dolarów od „Gazpromu” do czasu zakończenia rozpatrywania skargi.

Inną kwestią jest to, że orzeczenie arbitrażu Sztokholmskiego na temat kontraktu Jamalskiego prawdopodobnie nie zostanie zmienione.

Z dużym prawdopodobieństwem za rok albo półtora Moskwa będzie zmuszona w jakiś sposób rozliczyć się z Polską. Alternatywą może być wyjście zpod jurysdykcji arbitrażu Sztokholmskiego — to jest opcja na tyle ekstremalna, że ​​„Gazprom” nawet nie rozważa jej i nie będzie rozważał.

Natomiast w tym samym ukraińskim kazusie jest wyraźnie pokazane, jaką logiką kieruje się strona rosyjska w tej sytuacji. Z pewnością spróbuje wykorzystać czas, który wygra, aby umówić się z Polską na pozasądowe rozwiązanie konfliktu.

Janusz Kowalski pewnie przewiduje taki rozwój wydarzeń i deklaruje niedopuszczalność jakichkolwiek kompromisów w kwestii wypłaty odszkodowania. Szalejąca rusofobia ze strony polskich władz jest gwarancją, że dotrą do końca. Chociaż nie można wykluczyć opcji ugody pozasądowej.

„Unieważnić” roszczenia Warszawy mogłaby nowy kontrakt na tranzyt rosyjskiego gazu. Obecna umowa wygasa już w maju.

Polska oczekiwała, że ​​Rosja rozpocznie negocjacje w sprawie warunków korzystania z gazociągu „Jamał — Europa” od 2020 roku, jednak Rosja nie ma pilnej potrzeby zawarcia nowej umowy.

Ze względu na nadpodaż ofert, wyjątkowo ciepłą zimę i epidemię koronawirusa nawet zakontraktowane zdolności ukraińskiego GTS nie są w pełni wykorzystane. Tym częściowo można wytłumaczyć dziwną sytuację z „Nord Stream — 2”: niby „Akademik Czerski” ruszył się do jego dobudowy, ale potem kilkakrotnie zmieniał kurs.

Dlaczego — osobne pytanie, ale „Czerskiemu” nie ma się gdzie spieszyć. Do następnego roku „Nord Stream —2” Rosji zdecydowanie nie jest przydatny.

W komentarzu dla portalu analitycznego RuBaltic.Ru ukraiński ekspert ds. energii Dmitry Marunicz zasugerował, że Rosja i Polska mogą dojść do porozumienia już po przerwaniu tranzytu. Częścią tych negocjacji w pełni może być decyzja arbitrażu Sztokholmskiego.

Całkiem skutecznym może okazać się takie rozwiązanie: korzystna stawka tranzytowa w zamian za „unieważnienie” roszczeń, wynikających z kontraktu Jamalskiego. Jest tylko jedno pytanie: czego chce Polska konstruktywnej współpracy lub konfrontacji z „Gazpromem”.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: