Gospodarka Gospodarka

Ukraina znalazła sposób na to, aby gaz nie popłynął przez „Nord Stream – 2”

Źródło obrazu: thetimes.co.uk
 

Ukraina nie zamierza przestać walczyć z „Nord Stream 2”. O tym powiedział prezes „Naftohazu” Jurij Witrenko. Według niego Kijów będzie dążył do tego, aby omijający Ukrainę gazociąg do Europy nigdy nie był uruchomiony, nawet jeśli zostanie dobudowany. Nowa strategia „Naftohazu” nie uwzględnia jednak jednego ważnego szczegółu: sama Europa jest zainteresowana tym, by dostawy gazu przez „Nord Stream 2” rozpoczęły się jak najszybciej.

„Jak to się mówi, przegrana bitwa nie oznacza przegranej wojny. A nasza „wojna” z „Nord Stream – 2” wciąż trwa. Niestety budowa ta została wznowiona w styczniu tego roku. Więc, też niestety, ta budowa zostanie ukończona w najbliższej przyszłości ” – przyznaje Jurij Witrenko.

Ale nie zamierza posypywać głowy popiołem. W głowie prezesa „Naftohazu” dojrzał nowy plan walki: Ukraina będzie dążyć do tego, by „Nord Stream – 2” nigdy nie zaczął działać. I do tego podobno ma jakąś „dźwignię”.

„Doprowadzimy do tego, że operator systemu gazotransportowego „Nord Stream – 2” nie będzie certyfikowany” – obiecuje Witrenko. – „Bo jesteśmy w stanie udowodnić, że ta kompania jest kontrolowana przez „Gazprom” i Putina. A prawodawstwo europejskie akurat mówi, że jedna osoba lub grupa osób nie może kontrolować zarówno produkcji, jak i transportu gazu. I to jest nawet zapisane we wspólnym oświadczeniu Stanów Zjednoczonych i Niemiec. Mówią, że zrobią wszystko, aby europejskie prawodawstwo, w szczególności Trzeci Pakiet Energetyczny, było stosowane zarówno w odniesieniu do litery prawa, jak i ducha prawa”.

Owszem portal analityczny RuBaltic.Ru już pisał, że umowy między Stanami Zjednoczonymi a Niemcami w sprawie „Nord Stream – 2” zawierają bardzo niewygodny dla „Gazpromu” punkt: Niemcy zobowiązują się do rozszerzenia na gazociąg norm zaktualizowanej dyrektywy gazowej UE.

Nie oznacza to jednak, że „Gazprom” (a raczej jego zależna spółka „Nord Stream – 2 AG) w zasadzie nie będzie mogła eksploatować rurociągu.

Chodzi o sztuczne ograniczenie przepustowości „Nord Stream – 2”. 50% jego mocy będzie musiało zostać zarezerwowane dla niektórych alternatywnych dostawców, których, oczywiście, po prostu nie istnieje. Po porozumieniach między Merkel a Bidenem główna intryga tkwi w tym, czy Niemcy będą w stanie ominąć europejskie prawo i załadować gazociąg do pełna. Ale nawet jak się to nie uda, „Nord Stream – 2” i tak nie pozostanie pusty.

Kwestię certyfikacji dla „Nord Stream – 2 AG” w ogóle należy rozpatrywać osobnie. Certyfikat – to jest dokument, potwierdzający niezawodność i bezpieczeństwo obiektu. „Gazprom” naprawdę ma trudności z otrzymaniem tego dokumentu. Na początku tego roku norweska firma „DNV GL” wstrzymała wszelkie działania mające na celu sprawdzenie „Nord Stream – 2”. Decyzja ta została podjęta „zgodnie z sankcjami USA”, które formalnie nadal obowiązują. Dlatego pytanie pozostaje otwarte: kto będzie się zajmował certyfikacją gazociągu?

Z drugiej strony, jest mało prawdopodobne, aby Waszyngton nałożył sankcje na organizację, która wyda pozwolenie na eksploatację „Nord Stream – 2”.

Niemcy z pewnością uznają to za złamanie „dżentelmeńskiej umowy” pomiędzy Merkel a Bidenem. Więc certyfikacja „Nord Stream 2 – AG” to tylko kwestia czasu.

Oczywiście proces może się przeciągnąć. Ale sama Europa jest obecnie zainteresowana tym, żeby dostawy przez „Nord Stream – 2” rozpoczęły się jak najszybciej. W kluczowym hubie TTF w Holandii ceny spotowe gazu ustanowiły rekord wszech czasów – 484 dolarów USA za tysiąc metrów sześciennych. Częściowo sprowokował to sam „Gazprom”, który wypełniając swoje kontraktowe zobowiązania, nie zaspokaja rosnącego popytu na „niebieskie paliwo” w Europie. W szczególności nie rezerwuje dodatkowych zdolności ukraińskiego GTS.

Tymczasem dostawcy LNG „szturmują” region Azji i Pacyfiku, gdzie ustalono najwyższe ceny na gaz. Europa ich nie interesuje. Ewentualnie może zainteresować, jeśli Europejczycy będą gotowi zapłacić 550 dolarów za tysiąc metrów sześciennych.

Na razie zapełnienie PMG w Niemczech, Francji, Austrii i innych krajach regionu przed nadchodzącym sezonem grzewczym zależy od „Gazpromu”.

I ten ostatni umiejętnie to wykorzystuje. Z jednej strony maksymalizuje swoje zyski dzięki wysokim notowaniom na europejskich hubach, z drugiej – stwarza korzystne warunki do uruchomienia nowego gazociągu. Elena Burmistrowa, Generalny dyrektor „Gazprom Export”, powiedziała wprost: dodatkowe wnioski europejskich konsumentów zostaną rozstrzygnięte po uruchomieniu „Nord Stream – 2”.

W notatce analitycznej „Operatora GTS Ukrainy” (OGTSU) działania „Gazpromu” określane są jako manipulacja europejskim rynkiem gazu i nadużywanie pozycji monopolisty, chociaż w rzeczywistości nie ma podstaw do wysunięcia roszczeń rosyjskiej kompanii. Jej „monopol” jest wynikiem szczęśliwego zbiegu okoliczności i funkcjonowania czysto rynkowych mechanizmów, które pozwalają dostawcom LNG ignorować potrzeby Europy.

Pierwsze dostawy przez „Nord Stream – 2” spodziewane są już w październiku. Według Dyrektora ds. badań „Vygon Consulting” Marii Biełowej, jeśli rurociąg będzie działał bez ograniczeń, do końca roku przez niego będzie można przepompować 7 miliardów metrów sześciennych gazu. Pomoże to ustabilizować ceny na europejskich hubach.

Prawdą jest również odwrotna sytuacja: opóźnienia w certyfikacji „Nord Stream – 2” są obarczone poważnymi trudnościami dla UE w sektorze energetycznym.

„Jeśli „Nord Stream – 2” nie zacznie działać do końca roku, Europie zabraknie 33 miliardów metrów sześciennych niezbędnego dla niej rosyjskiego gazu. A im dalej będzie odkładane rozwiązanie problemu z uruchomieniem i certyfikacją operatora „Nord Stream – 2”, tym większe wolumeny gazu będzie potrzebować Europa w zimie.

Dlatego status „Nord Stream – 2” na najbliższe lata powinien zostać określony i ustalony przed rozpoczęciem nowego roku gazowego, czyli w październiku. W imię długoterminowej gry „Gazprom” może poświęcić swój rekord eksportowy”, – zauważa Bełowa.

Na tym tle Witrenko i spółka będą twierdzić, że „Nord Stream – 2 AG” nie może w ogóle zostać certyfikowany (ani przed Nowym Rokiem, ani po).

Zapewne sprawa dojdzie na rozprawy sądowej – poważnej odnośnie formy, ale absolutnie bezużytecznej w swojej treści.

Ponieważ „Naftohaz” nie ma żadnych argumentów na rzecz odmowy certyfikacji operatora „Nord Stream – 2”. Jedyne, co może osiągnąć Witrenko, to tylko zniesławić swój kraj.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: