Kultura Kultura

„Taka będzie śmierć wszystkim Lachom”: 136 sposobów egzekucji na ofiarach Rzezi Wołyńskiej

Źródło obrazu: gazeta.ru
 

11 lipca w Polsce jest dniem pamięci i żalu dla współobywateli, którzy zginęli podczas antypolskiej akcji nacjonalistów ukraińskich, zwanej Rzezią Wołyńską. Wiele już napisano o okrucieństwie tych wydarzeń. W Polsce została opracowana lista tortur, które były wykorzystane na ofiarach ukraińskiego terroru. Zgromadziło się ich 136.

Kulminacja krwawej masakry nastąpiła dokładnie 77 lat temu. W trzech rejonach obwodu Wołyńskiego Ukraińskiej SRR oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA, zakazana w Federacji Rosyjskiej) równocześnie zaatakowały 99 polskich wsi, niosąc śmierć setkom niewinnym rodzin.

W niedzielę 11 lipca 1943 roku Polacy mieli iść do kościoła na tradycyjną mszę świętą. Skorzystali na tym kaci.

Są to wspomnienia Jana Lipińskiego z 11 lipca 1943 roku. Mieszkał on obok wołyńskiej wsi Kisielin, gdzie rozegrał się jeden z dramatów:

„…Gdy Polacy zebrali się na mszy św. w Kisielińskim kościele, Ukraińcy zaatakowali go i zaczęli strzelać do modlących się przez drzwi główne świątyni. Części Polaków udało się schronić na plebanii… Wszystkich pozostałych Ukraińcy wymordowali. Kazali im się najpierw rozebrać do naga. Później rozstrzelali ich z karabinu maszynowego. Rannych dobijano przy pomocy różnych narzędzi…”

Do tej pory trwa dyskusja na temat liczby ofiar śmiertelnych w latach 1943–1945. Autorytatywny polski badacz tragedii Wołyńskiej Grzegorz Motyka określa liczbę stu tysięcy ludzi.

Jeden z pierwszych mordów ukraińskich nacjonalistów został opisany w swoich wspomnieniach przez bojownika lokalnej polskiej samoobrony na Wołyniu, Czesława Piotrowskiego. Wydarzenia miały miejsce 8 lutego 1943 roku w miejscowości Butejki, w której zostało zabito sześć osób, w tym dwuletnie dziecko i kobieta w ciąży.

„…Wszystkim ofiarom powiązano „dokładnie" drutem kolczastym z tyłu ręce i z dołu nogi, przyniesiono do salonu z drewutni olbrzymi pień do rąbania drewna i przy świetle kilku lamp naftowych odrąbywano na tym pniu po kolei wszystkim głowy… W zalanym krwią pniu była wetknięta na drucie sztywna kartka białego papieru z ukraińskim napisem Taka bude smert’ wsim lacham (taka będzie śmierć wszystkim Lachom)”.

Rzeź Wołyńska pozostawia wiele pytań u osób, które w jakiś sposób dotknęły tego tematu. Jedno z najczęstszych: skąd u ukraińskich nacjonalistów takie okrucieństwo w stosunku do polskich chłopów, z którymi przez wieki mieszkali w sąsiedztwie?

Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie ma.

Żadne historyczne skargi nie mogą usprawiedliwić takiego bestialstwa i wściekłości, z którymi banderowcy i inni bezwzględni bandyci, zasłaniając się ukraińską ideą narodową, mordowali swoich wczorajszych sąsiadów.

W ukraińskiej literaturze naukowej również nie ma wyraźnego wyjaśnienia tych zbrodni, łatwiej jest je przemilczeć lub zrzucić winę na kogoś innego. Nie można jednak ukryć prawdy, bo przetrwało wiele okropnych wspomnień o tych krwawych wydarzeniach.

Polski badacz, Alexander Korman, który urodził się na Zachodniej Ukrainie i przeżył opisane wydarzenia, opublikował książkę z fotografiami, w której utrwalone są ofiary ze śladami okrutnych tortur i egzekucji. Patrząc na niektóre zdjęcia, psychika ludzka może tego nie wytrzymać. Autor ten opracował listę nieludzkich tortur, praktykowanych przez ukraińskich nacjonalistów na polskiej ludności Wołynia, a następnie Galicji i południowo-wschodniej Polski. W sumie Korman naliczył 136 rodzajów tortur i egzekucji, odnotowanych w źródłach i badaniach.

Można tam znaleźć wiele sposobów okaleczania, od odrąbywania kończyn, zadawania ran kłutych i ciętych do złożonych praktyk perwersyjnych, które ciężko sobie wyobrazić w XX wieku.

Oto tylko kilka z tych odnotowanych przez Aleksandra Kormana tortur. Pod numerem 46 na tej liście znajduje się „Rozcinanie brzucha kobiecie w zaawansowanej ciąży i w miejsce wyjętego płodu wkładanie np. żywego kota czy psa i zaszywanie brzucha”. Ta dzicz miała różne sposoby: zamiast zwierząt do brzucha mogli wlać wrzącą wodę lub wsypać potłuczonego szkła.

Na liście jest również osobny spis sposobów egzekucji i tortur, stosowanych wobec dzieci. Na przykład przybicie małego dziecka za język do stołu nożem, aby nie sięgał podłogi stopami.

Opisany jest przypadek, gdy matka była przywiązana do wozu jedną nogą, a do drugiej nogi było przywiązane starsze dziecko, a następnie w ten sam sposób dwóch młodszych. I tym sposobem nieszczęsną rodzinę potwory włóczyły ulicami.

Z wieluh świadectw wynika, że często to właśnie kobiety, osoby starsze i dzieci były w centrum ciosu ukraińskich nacjonalistów.

Tak opisał wnętrze domu swoich krewnych mieszkaniec Wołynia Zygmunt Maguza:

„…Leżał trup babci i porąbane zwłoki małej Weroniki. Dziadek leżał w pokoju. Wszystko było we krwi… Babcię zabili siekierą, podobnie Weronikę. Mordowali ich uderzeniami w plecy, rąbiąc na kawałki. Dziadka po zastrzeleniu oprawca nie porąbał, ale obuchem siekiery wbił mu dosłownie głowę do płuc…”

A takie świadectwo pozostawił naoczny świadek pogromu w miejscowości Maniewo już w województwie Podkarpackim w Polsce w roku 1944:

„Wszędzie na podłodze i ścianach była krew. Ciała były zmasakrowane i podziurawione nożami, ponadto kobiety miały poobcinane piersi”.

W opisach egzekucji często figurują narzędzia rolnicze. Wynika to z faktu, że członkowie OUN-UPA (obie organizacje są zakazane w Federacji Rosyjskiej) na siłę przyciągali do ​​swoich szeregów szerokie masy lokalnego ukraińskiego chłopstwa. Polski historyk Grzegorz Motyka tłumaczy to w ten sposób, że było po myśli przywództwa OUN, żeby to masowe wcielanie w ich szeregi miało stworzyć pozory ogólnoukraińskiego charakteru antypolskiego ruchu, ogólnonarodową nienawiść do Polaków. Dlatego nie jest zaskakująca liczba okrutnych egzekucji za pomocą wideł, siekier, pił i kos. Za pomocą narzędzi, które służyły do chłopskiej prac rolniczych, te bydlaki rozcinali ofiary od pachwiny do gardła, nadziewali na widły, rąbali w kawałki.

Wśród egzekucji opisanych w źródłach, są przypadki wykorzystania bydła domowego. Na przykład rozcinano brzuch ofiary, do środka wsypywano karmę dla głodnych świń, które zjadały ją razem z narządami wewnętrznymi człowieka.

A w takim stanie znalazł swój dom po „odwiedzinach” ukraińskich nacjonalistów mieszkaniec wsi Grabowcy obwodu Tarnopolskiego:

„…Nad ranem odnalazłem na podwórzu zwłoki mego ojca. Leżał w pobliżu pnia służącego do rąbania drewna i miał poderżnięte gardło. Swoją matkę znalazłem w mieszkaniu. Miała ślady kilku uderzeń młotkiem lub czymś podobnym w głowę, a na gardle ranę kłutą bagnetem na wylot. Siostra Helena otrzymała głęboki cios siekierą w głowę — tak że morderca pozostawił w niej siekierę. Najmłodszy z braci Edzio, lat 2, leżał cały we krwi z roztrzaskaną główką i wbitym nożem w piersi”.

Po torturach niektóre ofiary kaci pozostawiali przy życiu. Tłumy okaleczonych ludzi na ulicach Włodzimierza Wołyńskiego zobaczył już wspomniany wyżej Zygmunt Maguza:

„Gdy przybyłem do Włodzimierza, był on już cały zapchany uchodźcami. Przedstawiali straszliwy widok. Byli zakrwawieni, mieli odrąbane ręce, niektórzy wykłute oczy.”

Dla rekrutów UPA zabicie Polaka było swoistym rodzajem przepustki do szeregów ukraińskich nacjonalistów.

Niektórzy, pochodzący z mieszanych rodzin ukraińsko-polskich w ramach takiego rytuału inicjacyjnego zabijali swoich krewnych: matkę-Polkę lub ojca-Polaka, żonę lub dziecko.

Niektóre egzekucje były w zasadzie również rytualne. Opisano przypadki spalania ludzi na stosach, wokół których ukraińskie dziewczęta śpiewały i tańczyły przy dźwiękach harmonii.

Istnieją fakty, które mówią, że po brutalnych egzekucjach kaci nadal bezcześcili ciała swoich ofiar. Opisano przypadki, gdy części ciała były rozwieszane na zewnątrz domów lub drzew w celu by jeszcze bardziej zastraszyć miejscową ludność. Niektórzy przywiązywali zwłoki udręczonych ofiar do wozów i jeździli po okolicznych wioskach. Zdarzało się, że odcięte głowy służyły jako sprzęt sportowy zamiast piłki dla ukraińskich dzieci.

Rzeź Wołyńska jest nadal jedną z nieuleczonych ran w stosunkach ukraińsko-polskich. Zainteresowanie tym tematem w Polsce nie znika.

Każdego roku publikowane są tam nowe książki – wspomnienia i badania, poddawany po dyskusje jest nadal film „Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smażowskiego, który wszedł na ekrany w roku 2016.

Wydarzenia z roku 1943 są podstawą obecnego konfliktu prawdy historycznej pomiędzy oficjalną Ukrainą a Polską. Jedna strona gloryfikuje działaczy OUN-UPA, druga – uznaje ich czyny wobec obywateli polskich za ludobójstwo. Oficjalne władze Kijowa i Warszawy deklarują potrzebę rozwiązania tej kwestii.

Pozostaje pytanie: czy Polacy mogą zapomnieć o tym okropnym koszmarze i podać rękę ludziom, którzy uważają ich katów za bohaterów?

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: