Unia Europejska powinna pomóc Polsce w zabezpieczeniu jej wschodniej granicy. Stwierdził to minister spraw wewnętrznych Niemiec Horst Seehofer, zwracając uwagę na słuszność działań Warszawy w walce z nielegalną migracją. Kilka dni wcześniej przed sądem na Sycylii stanął były szef włoskiego MSW Matteo Salvini, który w roku 2019 uniemożliwił opuszczenie statku uchodźcom na wyspie Lampedusa. Za ten czyn politykowi grozi 15 lat więzienia. Logicznie rzecz biorąc, prezydent Polski Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki powinni usiąść z nim na tej samej ławie oskarżonych.
Matteo Salvini – lider włoskiej partii „Liga Północna” – pracował w pierwszym rządzie Giuseppe Conte. Krótko przed dymisją wywołał głośny skandal, za który grozi mu długi wyrok więzienia.
„Były włoski minister spraw wewnętrznych i przywódca skrajnej prawicy Matteo Salvini stanęł przed sądem za rzekome nielegalne zablokowanie zejścia na brzeg z łodzi ratunkowej ponad 100 migrantów, znajdujących się w ciężkich warunkach sanitarnych” – donosi Al Jazeera.
Chodzi o wydarzeniach z sierpnia 2019 roku, kiedy to hiszpańska organizacja non-profit (NGO) „Open Arms” uzbierała na Morzu Śródziemnym kilka grup „tonących” uchodźców, wciągnęła ich na pokład i postanowiła wysadzić na ląd na włoskiej wyspie Lampedusa. Ale Matteo Salvini włączył „reżim Żyrinowskiego”: statkowi zabroniono wejścia do portu.
Dopiero 19 dni później, po interwencji miejscowej prokuratury, nielegalni migranci mogli zejść na ląd. Za „znęcanie się” nad uchodźcami Matteo Salvini może teraz „trafić za kraty” nawet na 15 lat.
Nawiasem mówiąc, Włochy jeszcze w roku 2018 zakazały wchodzenia do swoich portów statkom organizacji non-profit, które „ratują” nielegalnych migrantów.
Przedstawiciele „Open Arms” nie mogli nie wiedzieć o tym. Musieli też słyszeć o aresztowaniu przez włoskie władze kapitana statku „Sea-Watch-3”, Niemki Caroli Rackete, która dostarczyła uchodźców na Lampedusę zaledwie miesiąc przed opisanymi wyżej wydarzeniami. Ale kolejna „taksówka dla uchodźców” ruszyła tą samą trasą.
„Powiedzieli „nie” zejściu na Malcie. Odmówili jednemu z hiszpańskich portów, a potem – drugiemu. Powiedzieli „nie” na propozycję Hiszpanii – a statek jest hiszpański – aby wysłać hiszpański okręt wojenny do Włoch, żeby zabrać migrantów i przywieźć ich do Hiszpanii. W ten sposób statek „Open Arms” stworzył zagrożenie życia 147 migrantów na pokładzie” – powiedział Matteo Salvini.
Zresztą i tak będzie winny. „Ratowanie ludzi nie jest przestępstwem, tylko obowiązkiem nie tylko kapitanów, ale całego państwa” – stwierdził podczas rozprawy założyciel i dyrektor „Open Arms” Òscar Camps.
Ważne sprecyzowanie: ratować ludzi powinno państwo włoskie, a nie polskie. Z jakiegoś powodu obecnie gorąco wspierano Polskę w jej pragnieniu ochrony przed nielegalnymi migrantami.
Nawiasem mówiąc, jednym ze świadków w sprawie Salviniego jest słynny hollywoodzki aktor Richard Gere. W sierpniu 2019 roku popłynął swoim jachtem po Morzu Śródziemnym i wszedł na pokład „Open Arms” znakiem solidarności z uchodźcami. Ciekawe, czy nie chce dziś zamieszkać w obozie namiotowym na granicy polsko-białoruskiej, wdychając gaz łzawiący i słuchając szumu helikopterów?
Widać, nie chce...
O „Open Arms” warto porozmawiać osobno. Są to „wolontariusze”, którzy od 2015 roku ratują migrantów na Morzu Śródziemnym. Otrzymują pieniądze jako darowizny, z których część prawdopodobnie pochodzi od tych samych ludzi, których ratuje „Open Arms”.
Schemat jest prosty i sprawdzony. Uchodźcy na jakiejś kiepskiej łodzi „rozbijają się” niedaleko wybrzeży Libii. Tam – o cud! – czekają na nich „Open Arms”. Następnie statek pokonuje setki kilometrów, aby dostać się do słonecznej Italii. Oczywiście, no gdzie jeszcze?..
W ten sposób pracuje wiele innych organizacji non-profit. Mają skądś statki, mają duże zapasy paliwa. Mają również kapitanów statków, którzy najwyraźniej nie pracują za „dziękuję”.
Prawdę mówiąc, Salvini nie krępował się otwarcie o tym mówić. „Ratowanie tonących uchodźców” – to jest lukratywny biznes, polegający na przemycaniu nielegalnych migrantów.
Ale w Europie „Open Arms” jest uważana za wysoce szanowaną organizację wolontariacką. Otrzymuje prestiżowe nagrody. Ubrania z jej nazwą noszą znane osoby (np. jeden z najlepszych trenerów piłkarskich naszych czasów, Josep Guardiola). Jej założyciel, Òscar Camps, w 2015 roku został wybrany Człowiekiem Roku przez hiszpańską gazetę El Periódico. A tuż przed procesem Matteo Salwiniego w Rzymie pokazano cały film o „Open Arms”. Na jednym ze zdjęć Òscar Camps ze swoją partnerką pozuje na czerwonym dywanie przed premierą.
„Prawdziwa historia organizacji charytatywnej, która uratowała ponad 62 000 migrantów i uchodźców na Morzu Śródziemnym, została pokazana w ten weekend na Festiwalu Filmowym w Rzymie i spotkała się z entuzjastycznymi recenzjami” – donosił 18 października kanał telewizyjny Euronews.
W tym samym miesiącu, na kilka dni przed oblężeniem granicy polsko-białoruskiej, w Europie miało miejsce inne znaczące wydarzenie: kapitan statku został skazany na karę więzienia za powrót migrantów do Libii.
Chodzi o włoski statek dostawczy, który pracował u wybrzeży Libii, uratował migrantów i wysadził ich w porcie w Trypolisie. Jak się okazało, było to nielegalne (uchodźcy powinni byli zostać odprowadzeni w bezpieczne miejsce).
Rezultatem jest sprawa karna przeciwko kapitanowi, proces i jeden rok więzienia.
Teraz możemy zrobić podsumowanie.
Elementarna logika wskazuje, że prezydent Polski Andrzej Duda i premier Morawiecki, którzy kopiują działania Matteo Salviniego, powinni usiąść obok niego na ławie oskarżonych.
Natomiast Łukaszenkę – wręcz przeciwnie – należy nazwać wolontariuszem i podziwiać się jego szlachetności! Przecież pomaga nieszczęśnikom dostać się do Unii Europejskiej.
Musi otrzymać przynajmniej jeden medal. Zresztą wzruszający film też nie zaszkodzi. Taki, żeby publiczność w Europie płakała i klaskała.