Rosja przerwała pracę swojej stałej misji przy NATO. Ten krok ze strony Moskwy oznacza odrzucenie nadmiernej poprawności dyplomatycznej. NATO nie jest pełnoprawną organizacją międzynarodową – to tylko instrument w rękach Stanów Zjednoczonych. Więc Rosja będzie rozmawiać z Amerykanami zarówno o NATO, jak i o członkach NATO, takich jak republiki nadbałtyckie, zza których dialog Moskwy z Sojuszem Północnoatlantyckim był wcześniej uważany za szczególnie cenny.
Na początku tego miesiąca sekretariat NATO poinformował o wydaleniu ośmiu rosyjskich dyplomatów ze swojej kwatery głównej i redukcji dwóch kolejnych miejsc w rosyjskiej misji dyplomatycznej. Warto zauważyć, że ta decyzja przeszła w Rosji prawie niezauważona. Wydalenie dyplomatów stało się już stałą praktyką, wszyscy są do tego przyzwyczajeni, wydalenia te nie prowadzą do żadnych konsekwencji poza wzajemnym wydaleniem dyplomatów z drugiej strony.
Tym bardziej interesująca jest ostra i wyraźnie nieproporcjonalna reakcja Moskwy.
Faktycznie Rosja wykorzystała démarche urzędników Sojuszu jako pretekst do położenia kresu historii stosunków z NATO jako organizacją międzynarodową.
„W odpowiedzi na działania NATO zawieszamy prace naszej stałej misji przy NATO, w tym pracę głównego przedstawiciela wojskowego, prawdopodobnie od 1 listopada, a może potrwa to jeszcze kilka dni” – powiedział 18 października rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow.
Oprócz misji wojskowej kończy się również praca Rosyjskiego Biura Informacyjnego w Monsie (kwatera główna NATO na przedmieściach Brukseli). W rzeczywistości Mons opuszczają wszyscy upoważnieni przedstawiciele oficjalnej Moskwy. Siergiej Ławrow szczególnie podkreślił tę okoliczność, wskazując, że jeśli pracownicy kwatery głównej Sojuszu Północnoatlantyckiego będą potrzebowali pilnie skontaktować się z Moskwą, mogą zwrócić się do ambasadora Rosji w Belgii.
Inaczej mówiąc, Rosja będzie współpracować tylko z państwami, ale nie z organizacjami międzynarodowymi, które te państwa stworzyły w celu walki z Moskwą.
Ostatnio władze rosyjskie są konsekwentne w tej kwestii. Kilka miesięcy temu Moskwa faktycznie odmówiła uznania Parlamentu Europejskiego, zakazując przewodniczącemu tej organizacji, która przekształciła się w gigantyczny antyrosyjski bałagan, wjazdu do Federacji Rosyjskiej.
Następnym logicznym krokiem jest odmowa uznania Unii Europejskiej i zgoda na to, żeby mieć do czynienia wyłącznie z jej krajami członkowskimi: Niemcami, Francją, Polską i innymi. Przecież te ostatnie też nie uznają EUG i podkreślają, że będą miały do czynienia tylko z Kazachstanem, Armenią i innymi jej krajami członkowskimi.
Co do NATO, tutaj decyzja rosyjskiego MSZ nie jest aż tak surowa, jeśli spojrzeć na nią z dynamiką.
Moskwa zrobiła krok, do którego dążyła już od dawna.
Po zimnej wojnie postsowiecka Rosja zgodziła się uznać NATO za stronę negocjacyjną i partnera międzynarodowego, otwierając swoją misję dyplomatyczną przy kwaterze głównej Sojuszu. Wstąpiła też do Rady Partnerstwa Euroatlantyckiego między NATO a jego krajami partnerskimi. Uczestniczyła w operacjach pokojowych pod auspicjami NATO w ramach programu „Partnerstwo dla Pokoju”. Utworzyła Radę „Rosja – NATO”, której głównym osiągnięciem (dla NATO, nie dla Rosji) było uzyskanie przez Sojusz bazy tranzytowej pod Uljanowskiem w celu przerzutu wojsk do Afganistanu.
Cały ten kierunek doprowadził do umocnienia pozycji i legitymizacji organizacji, która powstała jako instrument zimnej wojny, a po jej zakończeniu stała się jednym z głównych instrumentów globalnej dominacji USA, które ogłosiły się zwycięzcami w tej wojnie.
Po rozpadzie ZSRR istnienie NATO nie miało innego sensu, poza zgromadzeniem wasali wokół Waszyngtonu. Natomiast, żeby dyscyplina w bloku była nienaruszona, wasalom trzeba było dać jednoczącego wroga. Tylko Rosja mogła być takim wrogiem dla krajów europejskich – członków Sojuszu.
Czyli Moskwa od wielu lat szła na współpracę z organizacją, która z natury jest wrogo nastawiona wobec niej i nie może się zmienić z obiektywnych powodów.
Co więcej, im dalej rozwijały swoje stosunki NATO i Rosja, tym bardziej wrogie stawało się NATO wobec Rosji.
Moment uświadomienia tej tendencji w stosunkach zapoczątkował proces odwrotny. Za punkt startowy można uznać „monachijskie przemówienie” Władimira Putina z roku 2007, kiedy prezydent Rosji nazwał bezzasadnym jednobiegunowy porządek światowy kierowany przez Stany Zjednoczone i NATO jako jedną ze swoich instytucji.
W kolejnych latach wszystkie wspólne programy zostały wycofane, prace Rady „Rosja – NATO” zostały przerwane, a dialog polityczny skrócony. Misja Rosji przy NATO w ciągu 7 lat została zredukowana z 70 do 10 osób, a w ostatnich trzech latach w Monsie w ogóle nie było szefa misji Federacji Rosyjskiej.
Teraz w tej długiej historii degradacji stosunków postawiono finalną kropkę. Moskwa pozbawiła się nadmiernej poprawności dyplomatycznej.
NATO nie istnieje jako niezależny gracz i podmiot do negocjacji. Istnieją tylko Stany Zjednoczone, które wykorzystują tę organizację do osiągania swoich celów. No to Rosja będzie rozmawiała bezpośrednio z Amerykanami.
Owszem rozmawia, i całkiem nie źle jej to idzie, czego dowodem były negocjacje Putina z Bidenem w Genewie, a także niedawna wizyta w Moskwie zastępcy sekretarza stanu USA Victorii Nuland.
Co do tego, że do NATO wchodzi Polska i kraje nadbałtyckie, których militaryzacja na samej granicy Rosji powoduje wzrost zaniepokojenia Moskwy, to w tych kwestiach Rosja tym bardziej będzie rozmawiać nie z NATO ani nawet z samymi krajami, ale z USA.