Polityka Polityka

Nie czekamy na Putina: czym Polska odróżnia sie od Europy Zachodniej

Źródło obrazu: inshaua.com
 

Prezydent Rosji Władimir Putin nie weźmie udziału w uroczystych wydarzeniach w Polsce, poświęconych 80j rocznice rozpoczęcia II wojny światowej. Warszawa otwarcie przyznaje, że przy wyborze gości kieruje się względami celowości politycznej. Takie zachowanie Polski ostro kontrastuje z działaniami krajów Europy Zachodniej, które w szczytowym okresie kryzysu ukraińskiego, wbrew koniunkturze politycznej, zaprosiły czołowe kierownictwo Federacji Rosyjskiej na swoje okolicznościowe wydarzenia.

Oficjalne zaproszenia na uroczystości 1 września w Warszawie zostały wysłane przez polskie kierownictwo do państw członkowskich NATO, UE oraz Partnerstwa Wschodniego. „Kraje, które nie są członkami tych trzech organizacji, nie zostaną zaproszone”, — podkreślili w służbie prasowej Prezydenta RP Andrzeja Dudy.

Do niedawna kwestia udziału Putina w uroczystościach nie znalazła się w porządku obrad. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Polski powiedziało, że poleca prezydenckiej kancelarii zaprosić rosyjskiego przywódcę.

Stanowisko MSZ podzielił także sekretarz prasowy prezydenta Polski Błażej Spychalski. Powiedział, że zaproszenia zostaną wysłane przede wszystkim do przedstawicieli tych krajów, które uczestniczyły w II wojnie światowej. Byłoby dziwnie nie zobaczyć wśród nich gości z Rosji.

 „Dla nas jest ważne, żeby było jak najwięcej przedstawicieli dużych krajów z całego świata, żeby mieszkańcy naszej planety pamiętali, że największy w historii konflikt rozpoczął się własnie tutaj” — powiedział Spychalski.

To znaczy, jeszcze w ubiegłym miesiącu, w przeddzień wysyłania zaproszeń, polski establishment kierował się logiką historyczną. Dobrym przykładem był dla niego prezydent Francji Emmanuel Macron.

W listopadzie zeszłego roku próbował przekształcić obchody z okazji setnej rocznicy zakończenia Pierwszej wojny światowej w swoj własny benefis, ale uczestników zbierał zgodnie z zasadą „im więcej, tym lepiej”. W rezultacie ponad 80 szefów państw i rządów zostało zaproszono na uroczystość w Paryżu. Kwestia koniunktury Macrona nie obchodziła. Czy Twój kraj uczestniczył w wojnie? Jesteś mile widziany!

Francuski prezydent próbował również załagodzić i uprościć kontekst historyczny. Jeśli 100 lat temu Niemcy zostały uznane za jedynego sprawcę wojny, to podczas uroczystych wydarzeń w 2019 roku Macron podkreślił, że nie powinniśmy szukać winnych. Wręcz przeciwnie, pamięć o Pierwszej wojnie światowej powinna zjednoczyć narody i pomóc im przezwyciężać rozbieżności w poglądach.

Chyba tego i należało spodziewać się od Macrona jako kandydata na przywódcę zjednoczonej liberalno-demokratycznej Europy.

Jednak ta narracja jest wyraźnie obca polskim władzom. Budują swoją tożsamość narodową na podstawie sprzeczności.

Dlatego też, zatwierdzając ostateczną listę gości, Andrzej Duda postanowił nie włączać do niej prezydenta Rosji.

Ale po prostu odrzucić „macronowską” koncepcję przeprowadzenia uroczystości tez nie jest możliwe. Nie tylko Rosjanie, ale także społeczność światowa będą chcieli wiedzieć: na jakiej zasadzie Duda wysyła zaproszenia?

Odpowiedź jest bardziej niż oczywista. Wszelkie próby Warszawy wykręcać się i odwoływać się do historii w tym przypadku są skazane na niepowodzenie. A pokusa jest wielka! Polscy i Rosyjscy eksperci są wciąż daleki od wypracowania jednego punktu widzenia na temat roli Związku Radzieckiego w wydarzeniach z 1939 roku. Polacy wierzą, że 17 września, kiedy ich armia nadal stawiała opór hitlerowskim najeźdźcom, Moskwa uderzyła ich w plecy.

Na pierwszy rzut oka doskonały powód, by „odepchnąć” Putina.

Ale wtedy nie jest jasne, jak postępować z Niemcami i tymi krajami, które w 1939 roku były jej satelitami.

Przecież w każdym razie muszą być zaproszeni, tak jak rownież dawne republiki radzieckie, które dziś dryfują w kierunku Zachodu.

Polskim władzom powinno się jest oddać hołd –  oni szczerze przyznają, że organizując wydarzenia, będą kierować się zasadą  tzw. celowości politycznej.

Zaproszenia są wysyłane „w oparciu o współczesne, a nie historyczne realia”.

 „Te dramatyczne wydarzenia będą obchodzone przez Polskę wraz z krajami, z którymi dziś ściśle współpracujemy na rzecz pokoju w oparciu o zasady poszanowania prawa międzynarodowego. Należą do nich kraje — członkowie NATO, UE i Partnerstwa Wschodniego — powiedzieli w Pałacu Prezydenckim.

Jednak historii wciąż nie zabrakło. Kiedy rosyjski MSZ uznało za dziwne, że kraj – prawny następcą Związku Radzieckiego, który wniósł największy wkład w zwycięstwo nad faszyzmem, nie jest zaproszony na uroczystości z okazji rozpoczęcia II wojny światowej, Warszawa pospiesznie odszczeknęła. „Odniesienie do historycznej logiki rosyjskiego MSZ w kontekście września 1939 r. wydaje się nam problematyczne” — powiedział przedstawiciel polskiego prezydenta Krzysztof Szczerski.

Ciekawe, gdzie dokładnie on zobaczył problem?  W podpisaniu notorycznych tajnych protokołów do ​​paktu Ribbentrop— Mołotow? Tak więc Związek Radziecki na początku upadku potępił pakt o nieagresji z nazistowskimi Niemcami. Odpowiednia decyzja została podjęta na Drugim kongresie ludowych deputowanych w 1989 roku. Później Duma Państwowa Federacji Rosyjskiej odmówi jej rewizji, a sam Putin na uroczystościach z okazji 70j rocznicy wybuchu II wojny światowej potwierdzi, że pakt Ribbentrop—Mołotow „można z uzasadnionego powodu potępić”.

Spory o celowości zawarcia umowy z Niemcami nie zmniejszyły się do tej pory — jest to naturalne. Ale fakt pozostaje faktem: nie na poziomie wypowiedzi poszczególnych polityków i historyków, ale na poziomie najwyższego organu ustawodawczego Rosja bierze na siebie część odpowiedzialności.

W przeciwieństwie do innych krajów, które po dojściu Hitlera do władzy, karmili go Saarą i Nadrenią, Austrią, Sudetami i wspólnie dzielili Czechosłowację...

Na pole historii polskiemu przywództwowi lepiej nie włazić. Ono i nie włazi, przezornie ostrzegając społeczeństwo, że decyzja o nie zaproszeniu Putina jest polityczna.

Taka polityka nie tylko nie upiększa Polski —  ona wyraźnie pokazuje, jak „Stara Europa” różni się od „Nowej”.

Wystarczy przypomnieć, jak przywódcy zachodnich demokracji zachowywali się w podobnej sytuacji.  Mówimy o obchodach rocznicy lądowania wojsk alianckich w Normandii w czerwcu 2014 roku. Pierwsze miesiące „okupacji” Krymu, początek wojny w Donbasie, bezprecedensowa histeria rusofobiczna – wszystko to chwilowo zeszło na drugi plan. Putin został zaproszony nawet wbrew naciskom Amerykanów, którzy w sposób przejrzysty sugerowali, że rosyjskiemu przywódcy nie ma po co tam jechać.

Cóż, po raz kolejny „błędy” swoich europejskich przyjaciół naprawia Polska. Rozlicza się za wszystkich! I gaz amerykański kupuje, i budżet obronny zwiększa, i Putina na uroczystości nie zaprasza.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: