Prezydent Rosji Władimir Putin po raz kolejny zwrócił uwagę na rolę Polski w rozpętaniu II wojny światowej. Wcześniej przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zagroziła Warszawie wygnaniem z UE. Nie jest jasne, które z tych dwóch oświadczeń silniej uderza w pozycje Polski na arenie międzynarodowej: dla polskich władz podwójny cios ze Wschodu i Zachodu może skojarzyć się z kolejnym podziałem Rzeczypospolitej między Rosjanami i Niemcami.
Prezydent Rosji powiedział, że rozumie „obecne polskie kierownictwo w sprawie wydarzeń 1939 roku” – ataku na Polskę przez hitlerowskie Niemcy i późniejszego oderwania od Polski oraz przyłączenia do ZSRR Zachodniej Ukrainy i Białorusi.
„Ale kiedy im mówisz: chłopcy, spójrzcie, co wydarzyło się trochę wcześniej. Toż braliście udział wraz z Niemcami w rozbiorze Czechosłowacji. Przecież to wy podpaliliście ten lont, wyciągnęliście ten korek, dżin wyleciał i już nie można było go tam zagnać” – powiedział Władimir Putin na posiedzeniu Międzynarodowego Klubu dyskusyjnego „Wałdaj”.
Dla Polski krytyczne jest nie tyle to, co mówi Putin, ile to, że to mówi właśnie Putin.
Rosyjski przywódca jest punktem odniesienia dla globalnej publiczności: potrafi jak nikt inny na świecie „podkreślić” dla Zachodu, a nie tylko Zachodu, niestosowną rolę Polski w podżeganiu do II wojny światowej.
Dokładnie z tym jest związany skandal sprzed dwóch lat, kiedy Putin nazwał ambasadora międzywojennej Polski w III Rzeszy „antysemicką świnią” za jego aprobatę dla planów Adolfa Hitlera przesiedlenia wszystkich polskich Żydów na wyspę Madagaskar.
„Antysemicka świnia” w ustach prezydenta Rosji wyprowadziła temat przyczyn II wojny światowej poza ramy stosunków polsko-rosyjskich i nadała mu międzynarodowy wydźwięk. Ludzie na całym świecie podjęli próby dowiedzieć, kogo tak przeklina Putin, więc poznali rosyjską wizję wydarzeń z roku 1939.
Wtedy szok oficjalnej Warszawy ze względu na skalę zdyskredytowania Polski był tak wielki, że w gabinecie prezydenta Andrzeja Dudy została pilnie zorganizowana operacyjna kwatera historyków, którzy mieli śledzić przemówienie prezydenta Rosji na Światowym Forum Holokaustu i szybko zareagować, a nawet natychmiast zaprzeczyć, jeśli Putin znów „przejedzie się” po Polakach.
W tym tygodniu nastąpiła recydywa tej skrajnie nieprzyjemnej dla polskiego kierownictwa historii.
Ogólnie ten ostatni tydzień był niezwykle trudny dla Warszawy.
W tym tygodniu po raz pierwszy na najwyższym europejskim szczeblu publicznie zagrożono Polsce wygnaniem z UE.
„Przede wszystkim możemy zaskarżyć w sądzie wyrok polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Inną opcją są instrumenty finansowe. Trzecią opcją jest procedura w ramach artykułu 7 [Traktatu o Unii Europejskiej]. To jest potężne narzędzie i musimy do niego wrócić” – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, przemawiając na sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego poświęconej „niestosownemu zachowaniu” Polski.
Artykuł 7 traktatu lizbońskiego przewiduje pozbawienie państwa członkowskiego UE prawa głosu w Radzie Europejskiej – najwyższym organie zbiorowym Unii Europejskiej. Tym środkiem Polsce zagrażają już od wielu lat. Jednak teraz szefowa Komisji Europejskiej posunęła się jeszcze dalej i wspomniała o możliwości uruchomienia procedury weryfikacji zgodności Polski ze statusem państwa członkowskiego UE.
Do tej pory Bruksela nie groziła Warszawie wypędzeniem z „przyjaznej europejskiej rodziny”.
Dla polskiego kierownictwa sytuacja, w której sama Europa sugeruje Polexit, jest tak samo opresyjna, jak słowa Putina o odpowiedzialności II Rzeczypospolitej za rozpętanie II wojny światowej.
Prawicowo-konserwatywne „Prawo i Sprawiedliwość”, obecnie rządzące w kraju, całkiem poważnie nazywa Polskę „Chrystusem Europy”. Niby że II Rzeczpospolita wzięła na siebie wszystkie grzechy Europejczyków i odpokutowała za nie, poświęcając się w II wojnie światowej.
Współczesna Polska robi mniej więcej to samo: poświęca się, broniąc Europy przed „rosyjską agresją” i migrantami Aleksandra Łukaszenki.
Co Polacy słyszą w odpowiedzi od „ratowanych” przez nich Europejczyków? Obelgi i groźby.
„Każdy, kto odrzuca zwierzchnictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, kto odrzuca Unię Europejską jako wspólnotę prawną, kto odrzuca niezależność sądownictwa, w rzeczywistości opuszcza Unię Europejską jako wspólnotę prawną” – powiedział przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej Manfred Weber do polskiego premiera Mateusza Morawieckiego, wskazując mu, że zachowanie Polaków „cieszy Putina”.
Nawiasem mówiąc, Manfred Weber jest Niemcem. Zresztą jak Ursula von der Leyen.
To jest cios z Zachodu.
Akurat po tym ten wstrętny książe ciemności Putin przypomniał światu, że Polska w swojej drodze krzyżowej do II wojny światowej, w przeciwieństwie do Chrystusa, nie była bezgrzeszna.
A to jest cios ze Wschodu.
Dla Warszawy obecna sytuacja jest jak kolejny podział Rzeczypospolitej między Rosjanami a Niemcami.
Analogię można zaobserwować również w tym, że „między niemieckim młotem a rosyjskim kowadłem” Polska jest znowu sama. W konflikcie z UE po jej stronie stały tylko Węgry – drugi parias integracji europejskiej. Wszystkie inne kraje UE albo potępiają, albo milczą, co również działa na korzyść tych, którzy potępiają.
Przypomnijmy, że obecne zaostrzenie relacji pomiędzy Brukselą a Warszawą jest spowodowane decyzją Trybunału Konstytucyjnego o nadrzędności ustawodawstwa krajowego ponad prawo unijne.
Nawet kraje nadbałtyckie nie poparły Polski w jej konflikcie z UE.
Niedawna wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Wilnie zakończyła się fiaskiem w najistotniejszym. Litwa nie poparła sojusznika: jej przywódcy nie zadeklarowali publicznie, że niedopuszczalne jest straszenie kraju wygnaniem z UE za dążenie do suwerenności i niepodległości.
Otóż z takimi „sojusznikami” jak Litwa, Polska musi szykować się na kolejną w swojej historii „heroiczną klęskę”.