Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko przeprowadził rozmowy ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Władimirem Putinem i przekazał za jego pośrednictwem przesłanie do kanclerza Niemiec Angeli Merkel. Dzień wcześniej przywódcy europejscy dzwonili do prezydenta Rosji i omawiali z nim, co się dzieje w Mińsku. Donald Trump chce iść za ich przykładem. Gospodarz Kremla staje się głównym mediatorem w rozwiązaniu białoruskiego kryzysu. Nawet polityczni przeciwnicy Łukaszenki uznają, że ma takie to prawo. I nikt już nie pamięta, że początkowo do roli mediatorów pretendowały Polska i kraje nadbałtyckie.
„Jesteśmy gotowi pełnić rolę mediatorów w pokojowym rozwiązaniu kryzysu na Białorusi, wzmacnianiu jej niezależności i suwerenności” — czytamy w specjalnej deklaracji, przyjętej 13 sierpnia przez przywódców Polski i państw nadbałtyckich.
Dzień wcześniej prezydent Litwy Gitanas Nauseda przedstawił polsko-bałtycki plan „ratowania” Białorusi. Składa się z trzech prostych punktów: wycofania się władz białoruskich z siłowego tłumienia akcji protestacyjnych, uwolnienia zatrzymanych oraz rozpoczęcia dialogu ze społeczeństwem obywatelskim. Dialog można prowadzić w oparciu o swego rodzaju „radę pojednawczą”, w skład której powinni wchodzić przedstawiciele władzy i opozycji.
Dokument odzwierciedla prawdziwe cele Zachodu w kierunku białoruskim. Jeszcze przed upublicznieniem tego dokumentu portal analityczny RuBaltic.Ru pisał, że Europa boi się zamachu stanu w Mińsku. Celem priorytetowym nie jest obalenie Łukaszenki, ale zmuszenie go do podzielenia się władzą z przedstawicielami opozycji liberalno-demokratycznej, popieranymi przez tę samą Polskę i Litwę.
„Dyrygentami” tego procesu miały być Warszawa, Wilno, Ryga i Tallin.
Ależ dobrzy z nich są pośrednicy!
"Baćka" udzielił jednoznacznej odpowiedzi na tę propozycję: przeniósł brygadę wojsk powietrznodesantowych pod granice Polski i Litwy. Dokument owej rangi — specjalna deklaracja przywódców czterech krajów europejskich — nie był poważnie przedyskutowany ani na Zachodzie, ani na samej Białorusi. Nikt nawet nie podziękował Polsce i krajom nadbałtyckim za ich współczucie.
Rosja przeciwnie, nie dążyła do roli pośrednika.
Ale Władimir Putin już teraz musi pełnić rolę mediatora pomiędzy Łukaszenką a przywódcami świata Zachodniego.
Po rozmowie telefonicznej między Gitanasem Nausedą a Angelą Merkel, służba prasowa Prezydenta Litwy poinformowała, że „Berlin próbuje obecnie skontaktować się z Łukaszenką przez kanały dyplomatyczne, aby znaleźć wyjście z obecnej sytuacji”. Ale z jakiegoś powodu ten nie chce komunikować się z kanclerzem Niemiec. Wiadomość od Prezydenta Białorusi jej przekazuje Putin.
Łukaszenka teraz praktycznie odgrodził się od Zachodu.
Jeśli zadzwoni Nauseda albo prezydent Polski Andrzej Duda, podnieść słuchawkę może tylko dlatego, by wysłać tych dostojnych panów pod znany adres.
Do Łukaszenki można dotrzeć albo za pośrednictwem ministra spraw zagranicznych Białorusi Władimira Makeja, albo przez Władimira Putina. Ta druga opcja jest bardziej pewna. Więc wykorzystała to Merkel. 18 sierpnia zadzwoniła do Prezydenta Federacji Rosyjskiej i podkreśliła, że białoruskie władze powinny wyrzec się przemocy wobec pokojowych demonstrantów, uwolnić więźniów politycznych i „podjąć narodowy dialog z opozycją i społeczeństwem w celu przezwyciężenia kryzysu”. Następnie Łukaszenka przekazał jej wiadomość zwrotną. Również przez Putina.
Świetna fabuła dla karykaturzystów! Zmęczony właściciel Kremla trzyma w rękach dwie słuchawki aparatów telefonicznych, żeby Merkel i Łukaszenko, rozmawiający z nim, mieli możliwość siebie słyszeć...
Oprócz kanclerza Niemiec do Putina dzwonili również prezydent Francji Emmanuel Macron oraz przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel; teraz chce zadzwonić Trump. O treści rozmów rosyjski przywódca poinformuje swojego białoruskiego odpowiednika. Temu wszystko odpowiada.
Podejście wielowektorowe się skończyło — teraz Łukaszenka słucha tylko swojego „starszego brata”.
A ten niech przekonuje zachodnich przywódców, by odmówili poparcia białoruskiej opozycji. Jemu lepiej to pójdzie.
Zachód natomiast postrzega Putina jako jedyną osobę, która może wpłynąć na „baćkę” i przekonać go do niektórego kompromisu.
Sprawiedliwe też jest i to, że w obecnych realiach Łukaszenko będzie regulował sytuację tylko za zgodą Moskwy. Każda opcja rozwiązania konfliktu musi uwzględniać rosyjskie interesy.
Prawo Rosji do działania jako mediatora zostało uznane nawet w Radzie Koordynacyjnej białoruskiej opozycji. „Rola naszych sąsiadów — Rosji i Unii Europejskiej jest tutaj niezbędna. Zależy nam na tym, by ci szanowani partnerzy wyrażali swoje rady, pośredniczyli między społeczeństwem, które w pewnym zakresie będą reprezentować, a władzami — oświadczył były dyrektor Teatru im. Iwana Kupały członek rady Paweł Łatuszko.
Ten ruch można nazwać technologią polityczną. W skład instytucji, która ma zamiar wysłać Łukaszenkę na emeryturę, weszło wielu wyrafinowanych rusofobów. Równolegle wybuchł skandal wokół programu prezydenckiego Swietłany Tichanowskiej: ujawniono jej relację z nacjonalistycznym „Pakietem reanimacyjnym reform dla Białorusi”, co wiąże się z wycofywaniem się ze stowarzyszeń integracyjnych z Rosją, zakazem działalności organizacji prorosyjskich i tak dalej.
Zwolennicy Tichanowskiej w odpowiedzi zarzucają państwowej „machinie propagandowej” próbę zniechęcenia do opozycji prorosyjskich obywateli.
Tak czy inaczej, Rada Koordynacyjna musiała zrobić ukłon w stronę Rosji.
„Teraz mamy do czynienia z manipulacją z ręki prezydenta naszego kraju, że rzekomo próbujemy jakoś zepsuć stosunki z Rosją. Chcę zapewnić wszystkich o naszym oficjalnym stanowisku: będziemy utrzymywać przyjazne, wzajemnie korzystne stosunki, pragmatyczne, krystalicznie jasne, przejrzyste dla wszystkich. Komunikowanie się ze wszystkimi naszymi krajami partnerskimi, zarówno z Federacją Rosyjską, jak i Ukrainą oraz krajami UE, jest dla nas korzystne” — powiedziała Maria Kolesnikowa, szefowa sztabu wyborczego aresztowanego obecnie Wiktora Babaryki. Apel do Rosji w sprawie udziału w rozwiązaniu konfliktu pochodzi z tej samej opery.
Jak mogą oferować usługi pośrednictwa kraje, takie jak Polska i Litwa, które są radykalnie nastawione przeciw Łukaszence?
Wręcz przeciwnie, rosyjskie kierownictwo nie występuje przeciw białoruskiej opozycji, nie popiera siłowego tłumienia demonstrantów, nie zraża do siebie ludzi, którzy pragną zmiany rządu ale jednocześnie utrzymania sojuszniczych stosunków z Moskwą.
Dzięki temu ma możliwość odegrania wyjątkowej roli w rozwiązaniu białoruskiego kryzysu. Roli, której tak bardzo chcą Polska i kraje nadbałtyckie, ale nie mogą jej odegrać.