Prezydent Polski Andrzej Duda nazwał Polaków i Białorusinów obywatelami jednej Rzeczpospolitej, co nawiązuje do czasów I i II Rzeczpospolitej. Powiedział też, że uważa za swoje wielkie zadanie sprzeciwianie się próbom skłócenia Polaków i Białorusinów na gruncie historii. Tak polski prezydent zareagował na niedawną decyzję Łukaszenki o ogłoszeniu 17 września Dniem Jedności Narodowej. Przemówienie Dudy uzupełnia stanowisko polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które oskarża Mińsk nie mniej nie więcej o rehabilitację stalinizmu i hitleryzmu.
Dzień Jedności Narodowej został ustanowiony na Białorusi dekretem prezydenta kraju. Data 17 września została wybrana nie przypadkowo — to właśnie tego dnia 1939 roku Armia Czerwona wkroczyła na terytorium Polski, które do tego czasu zostało faktycznie zniszczone przez hitlerowskie Niemcy. W rezultacie do Białoruskiej i Ukraińskiej republik radzieckich dołączyły się nowe terytoria na Zachodzie.
„Dzień ten stał się aktem sprawiedliwości dziejowej dla narodu białoruskiego, podzielonego wbrew swojej woli w roku 1921 na mocy traktatu pokojowego w Rydze i na zawsze zakorzenionego w narodowej tradycji historycznej” — informuje komunikat służby prasowej prezydenta Łukaszenki. — Obecnie naród białoruski jest zjednoczony w obieraniu strategicznego kursu rozwoju silnego, suwerennego i zamożnego kraju. Ustanowienie Dnia Jedności Narodowej 17 września podkreśla ciągłość pokoleń, nienaruszalność i samowystarczalność narodu białoruskiego i państwowości białoruskiej”.
Logika, jak to się mówi, jest żelazna: Dzień Jedności Narodowej będzie obchodzony w tym samym dniu, w którym naród białoruski naprawdę się zjednoczył. Ponadto nikt nie kwestionuje integralności terytorialnej kraju. Obecne granice Białorusi stały się częścią powojennego ustroju Europy Wschodniej. Kiedy jeszcze świętować Dzień Jedności Narodowej, jeśli nie 17 września?
Warszawa oczywiście nie mogła nie zareagować na tę wiadomość. Polskie MSZ uznało dekret Łukaszenki za przejaw nieprzyjaznej polityki.
„Opieranie polityki historycznej Białorusi na dziedzictwie paktu Stalina i Hitlera jest całkowicie niezrozumiałe. Jest to gest wpisujący się w rosyjskie działania mające na celu reinterpretację niezwykle trudnej historii naszego regionu, który poważnie utrudni Białorusi dialog i porozumienie z państwami sąsiadującymi, a także państwami całej Europy” — czytamy na stronie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Całkiem przewidywalna reakcja. Zaskakujący jest tylko ten fragment: „Ustanowienie Dnia Jedności Narodowej dla uczczenia faktu włączenia Białorusi w skład Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich to gloryfikacja sowieckiego dziedzictwa oraz próba odcięcia Białorusi od jej prawdziwych korzeni. Najwyraźniej autor oświadczenia zabłąkał się w historycznych datach i wydarzeniach. Białoruska SRR stała się jednym z założycieli Związku Radzieckiego już w grudniu 1922 roku — co do tego ma Dzień Jedności Narodowej?
Komentarz MSZ, jak się później okazało, nie był jedynym przejawem „pańskiego” oburzenia. Prezydent Polski Andrzej Duda również postanowił zawstydzić Łukaszenkę. Podczas wizyty na Podlasiu spotkał się z przedstawicielami białoruskiej mniejszości narodowej i podkreślił, że wiele wydarzeń odbywa się dziś w celu „skłócenia naszych narodów”. Łatwo się domyślić, że Duda sugeruje odnośnie ustanowienia Dnia Jedności Narodowej w sąsiednim kraju.
A dalej polski przywódca wypowiedział zdanie, które wywołało wielki rezonans w mediach rosyjskich.
Dosłownie powiedział następne: „A przecież jesteśmy wszyscy razem obywatelami jednej Rzeczypospolitej”. Niektóre media proponują inne tłumaczenie: „Wszyscy jesteśmy obywatelami tej samej Rzeczpospolitej”. Łatwo się tu pomylić, skoro toponim „Rzeczpospolita” pojawił się w języku polskim w wyniku tłumaczenia słowa „republika” z łaciny.
Wszak jest oczywiste, że w tym przypadku Duda mówi o nowoczesnej Polsce, a nie o formacji państwowej, która przestała istnieć pod koniec XVIII wieku. Dlatego próby oskarżania Warszawy o roszczenia do ziem białoruskich i dążenie do odtworzenia Polski „od morza do morza” są tu nie na miejscu. Jako swoich rodaków Duda określił przedstawicieli białoruskiej mniejszości narodowej, mieszkających na Podlasiu.
Na pewno zasługuje na uwagę cytat Dudy: „Szukamy różnych możliwości, aby nas zbliżyć, przynajmniej na tle historycznym”. A sprzeciw wobec prób skłócenia narodów polskiego i białoruskiego nazwał swoim „wielkim zadaniem”. Albo „wielka misją” — takie tłumaczenie też jest możliwe.
Te słowa są zapewne skierowane również do prezydenta sąsiedniego kraju. Na spotkaniu z mieszkańcami Podlasia Duda potwierdził, że Polska jest gotowa prowadzić historyczne wojny nie tylko z Rosją.
Od tej pory wiele uwagi poświęci się zwalczaniu narracji oficjalnego Mińska. Oczywiście warto poczekać na aktywizację „nadwornych” polskich historyków i urzędników, którzy propagują polską wersję wydarzeń z września 1939 roku.
Ale co osiągną? Zintensyfikują tylko konfrontację z władzami sąsiedniego kraju, które od lat starały się budować polsko-białoruskie stosunki w oparciu o szacunek i obopólnie korzystną współpracę. Teraz te czasy, jak twierdzi historyk Przemysław Piasta, to już przeszłość.
„Jakoś żadnemu z wyżej wymienionych [oskarżających Łukaszenkę – komentarz RuBaltic.Ru] nie przyszło przez myśl, że to sami sobie zgotowaliśmy ten pasztet. Prezydent Łukaszenka odrzucony przez Polskę i Europę został pozbawiony pola geopolitycznego manewru. To nie on wybrał Moskwę, to nie on wybrał budowę tożsamości swojego narodu na sentymencie do Związku Radzieckiego. To my wybraliśmy za niego. Wiecznym ostracyzmem, telewizją Biełsat, cichym wspieraniem opozycji. Ostatnio zaś wprost współorganizując mający go obalić przewrót, do czego zresztą ostentacyjnie przyznajemy się, goszcząc w Polsce delikwentów pokroju Protasiewicza czy fetując Cichanouską. Tak oto ci, którzy wszędzie węszą agenturę Kremla sami wepchnęli Białoruś w braterskie objęcia Moskwy. A są to objęcia silne, z których trudno będzie się uwolnić, czy to Aleksandrowi Łukaszence czy też jego następcom — pisze Piasta na łamach popularnej polskiej gazety „Myśl Polska”.
Polacy zresztą patrzą na nowe święto na Białorusi wyłącznie przez pryzmat konfrontacji z Mińskiem. I to jest bardzo ważne, żeby Łukaszenko nie wpadł w tę pułapkę. Dzień Jedności Narodowej nie powinien zostać instrumentem politycznym służącym do rozliczenia się z nieprzyjacielem.
Białoruskie władze potrzebują całościowej i jednoznacznej koncepcji historii ojczystej, która nie tylko nazywa rzeczy po imieniu, ale także buduje prawidłowe przyczynowo-skutkowe relacje.
W tym kontekście trudno się nie zgodzić z białoruskim naukowcem, doktorem filozofii Lwem Krysztapowiczem: „Nasza polityka historyczna powinna opierać się na sojuszności — wtedy naprawdę gwarantujemy naszą suwerenność i naszą niezależność. Właśnie tego najbardziej wszystkiego obawiają się dziś wszyscy zachodni przeciwnicy Białorusi i Rosji, a przede wszystkim — szlachta polska”.