Polskie media doniosły, że Pentagon odmówił Warszawie rozmieszczenia amerykańskiej bazy wojskowej w Polsce. Jeżeli ta informacja jest prawdziwa, to nie tylko polityka zagraniczna rządu „Prawa i Sprawiedliwości” zawiodła, ale także doszło do miażdżącego ciosu dla Europy Wschodniej. Amerykanie swoim wycofaniem się z chęci budowy Fortu Trump w Polsce, udowadniają, że ten region nie interesuje już ich jako „strefą buforową” oddzielającą Rosję od Europy Zachodniej, a Stany Zjednoczone nie będą inwestować w bezpieczeństwo Polski, Ukrainy czy państw nadbałtyckich.
„Polski rząd nie zdołał przekonać Stanów Zjednoczonych do budowy stałej bazy w naszym kraju. Chodzi tylko o niewielki wzrost obecności wojskowej. Co więcej, Pentagon zredukuje wydatki na wschodniej flance NATO o 10%”, — pisze polska Gazeta Wyborcza.
Jedna z najbardziej wpływowych gazet w kraju odnosi się do pracowników polskiego MSZ. Według bezimiennych dyplomatów na początku marca polskie Ministerstwo Obrony Narodowej otrzymało odpowiedź Pentagonu na propozycję rozmieszczenia stałej bazy wojskowej USA na terytorium Polski. Waszyngton powiadomił Warszawę, że nie planuje zastąpienia wymiennej obecności wojsk amerykańskich stałym kontyngentem i znacząca ekspansja amerykańskiej obecności w Polsce nie nastąpi.
Jeśli źródła Gazety Wyborczej mówią prawdę, projekt Fort Trump jest „zamknięty”, a to największy cios dla polskiej partii rządzącej „Prawo i Sprawiedliwość” (PiS) w przededniu jesiennych wyborów do Sejmu.
Amerykańska baza wojskowa w Polsce była kwintesencją polityki międzynarodowej PiS. Cała strategia polityki zagranicznej obecnego rządu doprowadziła do błagania USA o tą bazę.
Polska jest głównym i najbardziej lojalnym sojusznikiem Amerykanów w Europie. Sojusz Polski z USA jest kluczem do wyrwania się z upokarzającej pozycji peryferii Europy Zachodniej w gospodarce i podwójnej peryferii Rosji i Niemiec w polityce. Aby zwiększyć swoją wartość w sprawach światowych, Warszawa musi polegać na Stanach Zjednoczonych i świadczyć Amerykanom małe i duże usługi geopolityczne, aby zapewnić ich interesy w Europie.
W tym celu polskie kierownictwo w zeszłym roku zaproponowało amerykańskim kolegom rozmieszczenie na swoim terytorium stałej dywizji czołgowej USA. Za buddowę niezbędnej infrastruktury Warszawa była gotowa zapłacić z własnej kieszeni: polski premier Mateusz Morawiecki obiecał zapłacić do 2 miliardów dolarów za bazę wojskową.
Z Pentagonu wymagano tylko czołgów oraz personelu wojskowego — Amerykanie niemal za darmo mieli stałą obecność wojskową w Europie Wschodniej.
Jednak cały ubiegły rok Biały Dom dawał jasno do zrozumienia, że Amerykanie nie potrzebują stałej obecności wojsk w Europie Wschodniej nawet za darmo.
Kiedy polski prezydent Andrzej Duda po raz pierwszy poleciał za ocean ze swoją „ofertą, której nie można było odmówić”, Donald Trump po prostu z nim się nie spotkał.
Polskie władze już wtedy musiały zrozumieć, że coś poszło nie tak, ale wolały jeszcze bardziej płaszczyć się i klękać na kolana przed Amerykanami. Oprócz pieniędzy, Duda postanowił zagrać na narcyzmie amerykańskiego prezydenta i zaproponował nazwę dla przyszłej bazy wojskowej — Fort Trump. Byłoby lepiej, gdyby tego nie robił, ponieważ długo oczekiwane spotkanie z prezydentem USA zamieniło się w widoczne upokorzenie.
Donald Trump nie powiedział ani „tak” ani „nie” dla Fortu Trump.
Ponadto prezydent USA nie zaproponował polskiemu koledze, żeby usiadł do podpisania strategicznej umowy o współpracy między Polską a Stanami Zjednoczonymi, natomiast zmusił Dudę do podpisania na stojąco, pochyliwszy się nad jego biurkiem.
Po takiej hańbie, oficjalnej Warszawie należałoby zapomnieć o Forcie Trump: na samą jego wzmiankę okoliczni ludzie zaczynali się dusić śmiechem, wizualizując sobie Andrzeja Dudę w skurczonej pozycji nad biurkiem Trumpa. Ale PiS uparł się i zaczął blefować, zapewniając wyborców i partnerów międzynarodowych, że porozumienie z Amerykanami w sprawie stałej bazy wojskowej już jest osiągnięte.
Przygnębiającym było to, że ze strony amerykańskiej jednoznacznego „tak” dla stałej obecności wojskowej na terytorium Polski nikt w Waszyngtonie nie powiedział. Wszyscy powtarzali wyświechtane sformułowanie Donalda Trumpa dotyczące „rozważenia możliwości rozszerzenia współpracy wojskowej z Polską”, a władze w Warszawie zainterpretowały to w taki sposób, że zostało osiągnięte porozumienie w sprawie Fortu Trump.
Gazeta Wyborcza — to główny liberalny periodyk w Polsce, która jest rzeczniczką polskiej opozycji. Oczywiście zależy jej na rozpowszechnianiu informacji, że „genialny” projekt polityki zagranicznej „Prawa i Sprawiedliwości” zawiódł. Istnieje jednak niezaprzeczalny fakt — na temat Fortu Trump w ostatnich tygodniach nie ma żadnego słwa.
Jeśli Amerykanie faktycznie odmówili Warszawie bazy wojskowej — w najlepszym przypadku mogą osłodzić PiSowi w przeddzień wyborów do Sejmu i powiedzieć, że Stany Zjednoczone preferowały alternatywne metody rozszerzenia swojej obecności wojskowej w Polsce. W najgorszym przypadku po prostu powiedzą, że „potrzebny jak diablu ogarek”: z prostackiego zachowania Donalda Trumpa oraz jego przedstawicielki w Warszawie Georgette Mosbacher widać, że Amerykanie plują na uczucia polskich sojuszników.
Stany Zjednoczone jasno dają do zrozumienia, że nie są już zainteresowane całą Europą Wschodnią i nie jest ona im do niczego potrzebna. Ameryka nie zainwestuje w bezpieczeństwo sojuszników w tym regionie i tym samym nie zwiększy ich wpływu na arenie międzynarodowej.
Pentagon redukuje wydatki na Europejską Inicjatywę Powstrzymywania — czyli na walkę z „rosyjskim zagrożeniem” dla wschodnioeuropejskich sojuszników NATO. W przyszłym roku budżet Europejskiej Inicjatywy Powstrzymywania ma zostać zmniejszony z 6,5 do 5,9 miliardów dolarów.
I redukcja ta ma miejsce na tle ogólnego wzrostu amerykańskich wydatków wojskowych.
Paradoks? Nie. Stany Zjednoczone wydają więcej na wojsko, tylko te pieniądze są wydawane na region Azji i Pacyfiku. Tam w XXI wieku przeniosło się centrum świata.
Północny Atlantyk stopniowo zamienia się w peryferie. A Polska, kraje nadbałtyckie, Ukraina — to są peryferia peryferii, której usługi w tworzeniu „strefy buforowej” od „rosyjskiego zagrożenia” nie są interesujące dla nikogo poza ich własnymi rusofobami, którzy próbują zaistnieć w tym życiu kosztem Rosji. Niech sami sobie budują Fort Trump.