Polityka Polityka

Ucieczka USA z Afganistanu wywoła nowy kryzys migracyjny w Polsce i krajach nadbałtyckich

Źródło obrazu: nyt.com
 

Władza w Afganistanie po wycofaniu się wojsk amerykańskich w historycznie rekordowym czasie upadła u stóp islamskiego ruchu „Taliban” (terrorystyczna organizacja, zakazana w Rosji – komentarz RuBaltic.Ru). Stany Zjednoczone pozostawiły na pastwę losu nie tylko swoje marionetki w Kabulu, ale także wszystkich sojuszników w Eurazji, którym – od Azji Południowo-Wschodniej po kraje UE – grozi teraz nowa fala nielegalnej migracji i terroryzmu. Krajom nadbałtyckim tegoroczny kryzys migracyjny może pokazać się dziecięcym gaworzeniem w porównaniu z kryzysem, wywołanym decyzjami ich patrona zza oceanu, w imię którego od 30 lat niszczyli stosunki z Rosją.

Prezydent USA Joseph Biden wydał rozkaz wycofania wszystkich amerykańskich jednostek wojskowych z Afganistanu do 11 września. Decyzja ta była oznakowana szczególną polityczną symboliką. Stany Zjednoczone weszły do ​​Afganistanu po zamachach terrorystycznych 11 września 2001 roku, aby pokonać międzynarodowych terrorystów w ich własnym gnieździe.

Przez 20 lat Amerykanie robili wszystko, co chcieli: zemścili się, pokonali, przynieśli do Afganistanu wartości liberalne, zbudowali tam demokrację, a obecnie dzień w dzień, w rocznicę ataku terrorystycznego na Stany Zjednoczone, z poczuciem spełnienia wracają do domu.

Nic nie powiesz, symbolika naprawdę się udała.

W 20 rocznicę ataków 11 września Stany Zjednoczone faktycznie podarowały Afganistan – tym siłom, które właśnie rozbiły cywilne samoloty o bliźniacze wieży i budynek Pentagonu.

Upadek proamerykańskiego rządu po wycofaniu wojsk USA należał już do kwestii rozwiązanych – rozumieli to wszyscy, tak samo jak rozumieli również, że tylko Talibowie (terrorystyczna organizacja, zakazana w Rosji – komentarz RuBaltic.Ru) mogą wypełnić próżnię rządową w Afganistanie po wycofaniu Amerykanów. Jednak nikt nie spodziewał się, że amerykański reżim marionetkowy w Kabulu upadnie w tak historycznie rekordowym czasie.

Prosowiecki reżim Najibullaha po wycofaniu wojsk radzieckich z Afganistanu przetrwał trzy lata. Proamerykański reżim po wycofaniu części wojsk amerykańskich z Afganistanu nie przetrwał nawet trzech miesięcy.

Afganistan całkowicie poddał się Talibom 15 sierpnia. Jeszcze rano bojownicy wciąż przygotowywali się do szturmu na Kabul, a po południu już podpisywali bezwarunkową kapitulację i przekazanie władzy w pałacu prezydenckim.

Ze stolicy Afganistanu przez cały dzień trwał totalny exodus wszystkich tych, którzy przez 20 lat wprowadzali republikę środkowoazjatycką w demokrację i prawa człowieka. Nowoczesne technologie pozwoliły całemu światu oglądać na żywo ten fascynujący proces.

Szczególnie szeroko rozeszły się materiały filmowe z ewakuacji ambasady USA w Kabulu. Amerykańscy dyplomaci skulili się na dachu, a helikoptery wojskowe po kolei unoszą ich w powietrze.

W rzeczywistości to nie Stany Zjednoczone wyszły z Afganistanu, to Talibowie dali im kopa w tyłek dla przyśpieszenia, kiedy ci wyjeżdżali, więc Amerykanie musieli szybko zwiewać stąd jak szczury z tonącego okrętu.

Prezydent USA Joseph Biden zagroził islamistom „szybką i silną” odpowiedzią wojskową w wypadku, jeżeli zaatakują ambasadę USA lub nadal pozostających w kraju amerykańskich wojskowych. Oczywiście te groźby brzmią po prostu żałośnie. Jaka może być „szybka i silna odpowiedź”, jak Talibowie już zajęli Kabul, zaakceptowali kapitulację amerykańskiego protegowanego i przejęli kontrolę nad prawie całym terytorium Afganistanu?

Stany Zjednoczone w Afganistanie zhańbiły się na całego. Pozostawiają po sobie biedę, ruiny, terroryzm, setki tysięcy uzależnionych od heroiny i handlarzy narkotyków. Swoją misją cywilizacyjną Stany Zjednoczone wraz z sojusznikami wytworzyli sytuację w Afganistanie gorszą niż była przedtem. Obecnie Talibowie kontrolują większy obszar terenów w Afganistanie niż w roku 2001, kiedy Amerykanie wkroczyli tam, by eksportować demokrację.

Klęskę Stanów Zjednoczonych wielu ludzi porównuje teraz do amerykańskiej ucieczki z Sajgonu w roku 1975. Jednak ta analogia jest sprawiedliwa odnośnie tylko samych Stanów Zjednoczonych. Dla kontynentu euroazjatyckiego klęska Stanów Zjednoczonych w Afganistanie jest nieporównywalna w skutkach z ich klęską w Wietnamie.

Uciekając, Stany Zjednoczone pozostawiły na pastwę losu nie tylko swoje marionetki w Kabulu, ale także wszystkich sojuszników w Eurazji, którym – od Azji Południowo-Wschodniej po kraje UE – grozi teraz nowa fala nielegalnej migracji, handlu narkotykami i terroryzmu.

Szczególnie teraz jest interesujące poczekać na komentarze na temat sytuacji ze strony krajów tzw. „koalicji międzynarodowej”, czyli sojuszników USA, którzy wysyłali swoje kontyngenty wojskowe na pomoc Amerykanom w Afganistanie. Na pewno zechce im się zadać pytanie: Po co to wszystko było?

Nie jest to puste pytanie. Przez 20 lat amerykańskiej okupacji w Afganistanie zginęło np. jeden litewski, czterech łotewskich, dziewięciu estońskich i czterdziestu czterech polskich żołnierzy i oficerów.

W imię czego ginęli ludzie z wybrzeża Bałtyku w tym odległym azjatyckim kraju? W imię demokracji i praw człowieka? Są przegrani w tych kwestiach nawet we własnych krajach, nie mówiąc już o Afganistanie. W imię interesów państwa i bezpieczeństwa narodowego swoich krajów? Te kwestie też są przegrane.

Kraje wschodnich kresów UE stoją teraz w obliczu kryzysu migracyjnego na taką skalę, że igraszki Łukaszenki z migrantami na Litwie po nim wydają się dziecięcym gaworzeniem.

Bo w ostatnich dniach z jednego wielomilionowego Kabulu samoloty tylko w jednym kierunku odlatują non-stop.

Co może teraz odsunąć Europę od najgorszego scenariusza? Akurat wszystko to, co Polska i kraje nadbałtyckie od dziesięcioleci demonizowały w oczach Europejczyków i swoich własnych też. Czyli Rosja, OUBZ, integracja euroazjatycka. Rosyjskie „dobre słowo z pistoletem”, kiedy z jednej strony armia rosyjska przenosi swoje kontyngenty wojskowe do postsowieckich republik Azji Środkowej i koncentruje ich na granicy z Afganistanem, a z drugiej rosyjska dyplomacja uprzejmie i wyraźnie deklaruje Talibom: nie właźcie przez granicę do nas – wtedy nie włazimy przez granicę do was.

Są niektóre podstawy, pozwalające liczyć na sukces takiego rozwiązania. Talibowie szanują siłę, a do tego szanują Rosję o wiele bardziej niż na przykład Amerykanów. Ambasada rosyjska nie została ewakuowana z Kabulu: Talibowie zagwarantowali immunitet rosyjskim dyplomatom.

Tak więc Rosja ma teraz w ręku wszystkie karty dla tego, aby zapewnić strategiczne bezpieczeństwo Europy przed nową rzeczywistością geopolityczną, która w ciągu jednego dnia ukształtowała się na Wschodzie.

Nasuwa się tu ciekawe pytanie: czy Rosja – jako część Europy – powinna teraz działać na rzecz cudzych interesów i bezpieczeństwa, poza własnymi? Zachodni sąsiedzi i tak jej nie podziękują i nadal będą nazywać ją agresorem i okupantem, którego trzeba „powstrzymywać”.

A może lepiej dać możliwość państwom znad Bałtyku samodzielnie dogadywać się z Talibami? Niech nadal mają złudzenia o pomocy i ochronie ze strony Stanów Zjednoczonych, które ich „wykiwały” po raz kolejny.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: