Prezydent USA Joseph Biden oświadczył, że skończyła się era amerykańskich prób zmieniania świata na siłę, i tym samym zreasumował zarówno ucieczkę amerykańskiego wojska z Afganistanu, jak i nieudaną wizytę do Waszyngtonu prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Działalność amerykańskich agentów wpływu w Europie Wschodniej mająca na celu „eksport demokracji” do byłych republik radzieckich obecnie jest zdewaluowana. „Promocja demokracji” nie ma już oficjalnego zwierzchnika.
„Jest jedna krytyczna uwaga: świat się zmienia. Obecnie poważnie konkurujemy z Chinami, stoimy przed wyzwaniami w wielu dziedzinach, które dotyczą Rosji, cyberataków, broni jądrowej, musimy pokazać konkurencyjność Stanów Zjednoczonych w tej walce XXI wieku. Grałoby to tylko na rękę Rosji i Chinom, gdyby Stany Zjednoczone utknęły na dziesięciolecie lub więcej w Afganistanie. Ta decyzja w sprawie Afganistanu dotyczy nie tylko Afganistanu, chodzi o zakończeniu ery prób przebudowy innych krajów na siłę” – powiedział Joseph Biden w telewizyjnym wystąpieniu do narodu w sprawie wycofania ostatnich jednostek wojska USA z Afganistanu.
Wcześniej prezydent USA już komentował wycofanie się z Afganistanu otwartym kłamstwem, że Amerykanie wkroczyli do tego kraju wyłącznie po to, by bronić swoich interesów i nigdy nie stawiali sobie za cel angażowanie się w budowanie tam państwa (nation building). Teraz Biden zrobił oficjalne podsumowanie.
Stany Zjednoczone więcej nie będą już nieść demokrację światu i określać, jaką powinna być wewnętrzna struktura innych państw.
Zwłaszcza dla tych, którzy mogliby uchwycić się za słomkę i powiedzieć, że te słowa powinno się odbierać nie ogólnie, ale tylko w kontekście Afganistanu, Biden uszczegółowił: „Decyzja w sprawie Afganistanu dotyczy nie tylko Afganistanu”. Chodzi ogólnie o politykę międzynarodową USA.
Ta oficjalnie potwierdzona strategiczna decyzja Stanów Zjednoczonych wyjaśnia wiele rzeczy. Na przykład fiasko wizyty ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w Waszyngtonie.
Przecież już oczywiste jest, że wizyta się nie powiodła, i jakby Kijów nie starał się ukrywać tego faktu za pustymi hasłami protokolarnymi, prawda wciąż wychodzi na jaw.
Weźmy na przykład oświadczenie Zełenskiego, że „zapomniał” zaprosić Joe Bidena na Ukrainę. Ogólnie rzecz biorąc, zaproszenie kraju goszczącego do złożenia rewizyty w swoim kraju jest integralną częścią etykiety dyplomatycznej. Okazuje się, że Zełenskiemu łatwiej powiedzieć, że dał plamę na najwyższym poziomie i skompromitował ukraińską dyplomację, niż przyznać, że strony rozstały się tak niezadowolone sobą, że nie było nawet mowy o zaproszeniu do rewizyty.
Delegacja ukraińska poleciała do Waszyngtonu, zgodnie z tradycją, z wyciągniętą ręką po jałmużnę. „Plan Marshalla” dla Ukrainy, rekompensata dla Kijowa za zgodę Amerykanów na budowę „Nord Stream – 2”, zmuszenie Rosji przez Amerykanów do opuszczenia Donbasu i Krymu, nowe linie kredytowe na programy reform…
Otrzymała – guzik z pętelką. Cały atut – to jest program doposażenia armii ukraińskiej za 60 mln dolarów i zapewnienie zaangażowania Stanów Zjednoczonych w integralność terytorialną Ukrainy. I to wszystko. Nawet obietnice ze strony UE nie zostały złożone, a Zełenski na koniec przyznał, że negocjacje toczyły się „nie zawsze w słonecznej atmosferze”.
Jak można wytłumaczyć tą klęskę w kontekście słów „skończyła się era amerykańskich prób przebudowy innych krajów”? Bardzo prosto.
Waszyngtonowi całkiem pasuje współczesna Ukraina jako nieuleczalny ropień na ciele Rosji, a do stworzenia z niej historii sukcesu i wzorcowej nowej demokracji Stany Zjednoczone nie uważają się za zobowiązane.
Niech Ukraina i dalej będzie skorumpowaną, rozpadającą się i wyludnioną. Głównie należy się na czas od niej odsunąć – i wszystkie problemy Ukrainy będą problemami Rosji, a to jest korzystne dla Stanów Zjednoczonych. Co prawda, jeszcze będą problemami dla krajów UE, ale sojusznicy w Europie są dorosłymi facetami, sami sobie poradzą. Jak coś, to Ameryka wyrazi wobec nich głębokie zmartwienie.
Więc jaki tam „Plan Marshalla”? Jakie wsparcie finansowe dla reform proeuropejskich? Już nie zajmujemy się budowaniem demokracji. Możecie udławić się w błocie, głównie – szczekajcie na Rosję, jak to ujął szef rosyjskiego MSZ. Dla Ameryki tego będzie wystarczająco.
Nowa rzeczywistość będzie okrutna nie tylko dla jednej Ukrainy. Dziesiątki krajów na całym świecie zadeklarowały kurs na budowanie i promowanie demokracji głównie nie po to, by budować i szerzyć demokrację, ale po to, by otrzymać amerykańską pomoc na te szlachetne cele – wojskową, finansową i polityczną.
Polska czy Litwa, które od dziesięcioleci angażują się w projekty „demokratyzacji” przestrzeni postsowieckiej, mają teraz podcięte skrzydła.
Cóż za niezdrową działalność rozwinęła Litwa w tym roku na pograniczu Rosji! Wizyty najwyższych urzędników na Ukrainie, do Mołdawii, Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu; zorganizowanie wycieczek gastrolowych „elekcyjnej prezydentki” Białorusi Swietłany Cichanouskiej, których kulminacją było spotkanie z Josephem Bidenem w Białym Domu.
I wszędzie to samo: prawa człowieka, wartości liberalne, europejski wybór. Wszyscy, łącznie z samą Litwą, rozumieją, że ona sama nie ma nawet najmniejszych możliwości, by komukolwiek promować te cudowne rzeczy. Daj Boże samym litewskim ministrom i posłom pokryć koszty podróży służbowych do krajów „Partnerstwa Wschodniego”.
To było oczywiste, że osiągnięcie upragnionych celów jest dla Wilna nierozerwalnie związane ze wsparciem amerykańskim. Przynajmniej z utrzymaniem uwagi ze strony eminentnej osoby, ale lepiej z późniejszym finansowaniem.
Analogicznie jest w Polsce, tylko tam oczywiście skala jest inna. Niemniej jednak głównym adresatem polityki wschodniej Warszawy zawsze był ten sam – Stany Zjednoczone. Jeśli Polska, poprzez swoją sieć wpływu na społeczeństwo białoruskie osiągnie zmianę reżimu w Mińsku i ustanowi demokratyczny prozachodni rząd na Białorusi – czy nie jest to wówczas główny strategiczny partner Waszyngtonu w Europie?
A teraz Stany Zjednoczone pozbawiły Polskę, Litwę i innych swoich wasali samej ideologii, potrzebnej do ingerowania w sprawy innych krajów.
Nie oznacza to, że nie będą się dalej wtrącać. W końcu demokracja i wartości progresywne – to tylko dymna zasłona do przeciwdziałania Rosji w Europie Wschodniej. Rosja nigdzie nie znika, zatem zadanie jej zwalczania pozostaje niezmiennym.
Dlatego ta sama Litwa będzie kontynuować swoją durną działalność w Mołdawii, Białorusi i innych krajach. Będzie tłumaczyła to nawet z inercji jako walkę o demokrację, bo nowej ideologicznej zasłony lokalni przywódcy nie są w stanie wymyślić.
Tylko ze strony Stanów Zjednoczonych działalność ta nie zakłada już żadnych gwarancji ochrony czy jakiejkolwiek pomocy.
Joseph Biden przybył do Białego Domu ze słowami „Ameryka wróciła”. Rozumiało się – do spraw światowych.
Kilka miesięcy po inauguracji Bidena, Ameryka oficjalnie odeszła.
Dalej – tylko samodzielnie.