Niemiecka Federalna Agencja ds. Sieci zawiesiła certyfikację „Nord Stream – 2” na czas nieokreślony. Wiadomość o tym spowodowała gwałtowny wzrost cen na giełdach europejskich. Służba prasowa „Nord Stream – 2 AG” nie komentuje decyzji niemieckiego regulatora, a dla „Gazpromu” nic nie stało się złego. Wręcz przeciwnie: chodzi o rejestracji nowej spółki, która spełni kryteria niezależnego operatora „Nord Stream – 2”. Za jej pomocą gazociąg można będzie odciąć od norm unijnego Trzeciego pakietu energetycznego, który był kiedyś lobbowany przez Polskę i kraje nadbałtyckie, by wypchnąć Rosję z rynku gazowego Europy.
Certyfikacja „Nord Stream – 2” rozpoczęła się ponad dwa miesiące temu. Ani Federalna Agencja ds. Sieci, ani Ministerstwo Gospodarki i Energii (BMWi) Republiki Federalnej Niemiec nigdy nie prognozowały terminu zakończenia tego procesu, który poprzedza rozpoczęcie fizycznych dostaw jakimkolwiek magistralnym gazociągiem z krajów trzecich.
Ale Klaus Ernst – przewodniczący Komisji ds. gospodarki i energetyki w Bundestagu – powiedział niedawno, że „Nord Stream – 2” w bieżącym roku raczej nie rozpocznie pracę. Według niego regulator może opóźnić rozpatrzenie wniosku „Nord Stream – 2 AG” (spółki-operatora projektu) aż do początku stycznia, a po tym weryfikację rozpocznie Komisja Europejska. Może to odroczyć uruchomienie gazociągu o kolejne cztery miesiące.
Ten sam obraz nakreśliła agencja „Bloomberg”: przedstawiciele Federalnej Agencji ds. Sieci powinni podjąć decyzję o certyfikacji „Nord Stream – 2 AG” do 8 stycznia, potem Komisja Europejska zweryfikuje projekt pod kątem zgodności z prawodawstwem europejskim. Na to jej dano dwa miesiące, ale w niektórych przypadkach procedura może zostać przedłużona. W taki sposób wyznaczono termin uruchomienia „Nord Stream – 2” – 8 maja 2022 roku.
Po zawieszeniu certyfikacji „Nord Stream – 2 AG” te obliczenia prawdopodobnie nie są już aktualne.
Rynek natychmiast zareagował na decyzję niemieckiej Federalnej Agencji ds. Sieci: na giełdzie TTF cena kontraktów futures przekroczyła 1100 USD za tysiąc metrów sześciennych po raz pierwszy od 20 października. Traderów, podobno, nie satysfakcjonują stwierdzenia o tym, że polityka nie ma z tym nic wspólnego.
Na pierwszy rzut oka rzeczywiście może się wydawać, że Niemcy sztucznie stwarzają trudności dla „Nord Stream – 2”, posługując się ku temu przyczynami formalnymi.
Co więcej, dzieje się to na tle kryzysu migracyjnego w pobliżu polskiej granicy, za który unijne „jastrzębie” domagają się ukarania zarówno Białorusi, jak i Rosji.
Dlaczego nie zasugerować, że niemiecki regulator jest używany jako dźwignia nacisku na Moskwę?
Oliwy do ognia dolewa, między innymi, Wadim Rabinowicz, deputowany Rady Najwyższej Ukrainy z partii „Opozycyjna Platforma – Za Życie”.
„Tutaj jest kwestia „Nord Stream”, który trzeba powstrzymać. Aby jego powstrzymać, rozkręca się teraz sytuacja z migrantami, rozkręca się fabuła z wojną (Rosji i Ukrainy – komentarz RuBaltic.Ru). Już dzisiaj pojawiło się oświadczenie Stanów Zjednoczonych, że konieczne jest nałożenie sankcji i zatrzymanie „Nord Stream – 2”. Ponieważ muszą tu dostarczać zasoby energetyczne wyłącznie jako monopolista – mówi Rabinowicz.
Nieco inaczej na sytuację patrzy przedstawiciel partii „Alternatywa dla Niemiec” (AfD), Albert Breininger. Uważa, że formalnie niezależny regulator chce po prostu doczekać się na powstanie nowej koalicji rządzącej.
„To nie jest takie proste, trudno powiedzieć na pewno, który komponent dominuje – polityka czy niemiecka biurokracja” – buduje wnioski Breininger. – Prawdopodobnie regulator znalazł powód do odmowy certyfikacji. Koalicja póki jeszcze nie powstała, więc regulator chce zyskać na czasie dopóki ta kwestia nie będzie rozwiązana… Oczywiście jest element polityczny, ten projekt był upolityczniony od samego początku.”
W każdym razie Breininger jest również skłonny dostrzegać polityczne tło w tym, co się dzieje.
Jednak komentarze samej niemieckiej Federalnej Agencji ds. Sieci, a także reakcja Moskwy i Kijowa sugerują coś innego.
Niemiecki regulator tłumaczy, że problem wiąże się z procesem ponownej rejestracji struktury organizacyjnej projektu. „Nord Stream – 2 AG” ma utworzyć odrębną spółkę zależną do zarządzania niemieckim odcinkiem „Nord Stream – 2”. Dlaczego? Chodzi o to, że „Gazprom” poprzez swoją spółkę zależną dążył do uzyskania statusu niezależnego operatora gazociągu i ominięcia norm Trzeciego pakietu energetycznego UE, które sztucznie ograniczają przepustowość rury.
To właśnie i jest główną intrygą certyfikacji „Nord Stream – 2”: czy Niemcy pozwolą załadować rurę pełną mocą?
Prawdopodobnie w trakcie badania dokumentów regulator doszedł do wniosku, że „Nord Stream – 2 AG” nie spełnia kryteriów niezależnego operatora. Ale jeśli założyć osobną spółkę dla niemieckiego odcinka rury (i uwzględnić zalecenia niemieckich urzędników), problem zostanie rozwiązany. Nie będzie stanowiło to przeszkód w uruchomieniu „Nord Stream – 2”.
Wręcz przeciwnie, Federalna Agencja ds. Sieci Niemiec wskazuje „Gazpromowi” algorytm działań, który pozwoli mu ominąć normy Trzeciego pakietu energetycznego UE.
Dokładnie w ten sposób jest to postrzegane na Kremlu. Sekretarz prasowy prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow powiedział, że nie uważa decyzji niemieckiego regulatora za upolitycznioną: „W tym przypadku rzeczywiście istnieją pewne protokoły, normy europejskiego ustawodawstwa w tym zakresie. A kompania-operator jest gotowa do spełnienia wszystkich wymagań obowiązujących przepisów, aby jak najszybciej uruchomić ten ważny dla wszystkich projekt”.
Ale jeszcze bardziej odkrywcza jest reakcja Kijowa. Podczas gdy „swidome” media karmiły swoją publiczność kolejną fałszywą „klęską” Rosji, szef „Naftohazu” Jurij Witrenko wezwał swoich rodaków, aby nie otwierali z wyprzedzeniem szampana.
„Z dobrych wieści – certyfikacja „Nord Stream – 2” została zawieszona. Jednak wszystko nie jest takie proste. „Gazprom” stosuje sztuczki prawne. „Gazprom” poinformował niemieckiego regulatora o zamiarze utworzenia w Niemczech spółki zależnej, która będzie niby niezależnym operatorem gazociągu „Nord Stream – 2” i tylko dla tej jego części, która jest zlokalizowana w Niemczech. To kpina z przepisów europejskich. Nie odpowiada to ani duchowi, ani literze europejskiego ustawodawstwa, dotyczącego certyfikacji gazociągów” – napisał Witrenko i natychmiast wezwał Stany Zjednoczone do nałożenia sankcji na nowego (nawet jeszcze nie utworzonego!) operatora niemieckiego odcinku „Nord Stream – 2”.
Szefowi „Naftohazu” jednak warto byłoby dokonać jednego fundamentalnie ważnego wyjaśnienia: „Gazprom” nie podjął samodzielnie decyzji o utworzeniu spółki zależnej do zarządzania niemieckim odcinkiem gazociągu. Najpierw otrzymał rekomendację od Federalnej Agencji ds. Sieci Republiki Federalnej Niemiec.
Niemcy faktycznie asystują Rosji w tym, co Witrenko nazywa „sztuczkami prawnymi”. Dlatego nawet nie prosi Niemców o pomoc – z nimi wszystko jest jasne! Oczywiście, trzeba bezzwłocznie pisać donosy do „Waszyngtońskiego Obkomu”.
Otwarte pozostaje pytanie, czy „Nord Stream – 2” będzie w stanie wyjść spod Trzeciego pakietu energetycznego UE. Ale zawieszenie certyfikacji „Nord Stream – 2 AG” dla „Gazpromu” to raczej dobra wiadomość.
Przecież rosyjski monopolista nie martwi się teraz terminem uruchomienia projektu. Najważniejsze jest zniesienie ograniczeń na przepustowość „Nord Stream – 2” i tym samym stworzenie warunków do „wyzerowania” tranzytu przez Europę Wschodnią.