Gospodarka Gospodarka

Bierz lub płać: Polska dostała pozew sadowy od „Gazpromu”

 

Polskie państwowe przedsiębiorstwo naftowo-gazowe PGNiG otrzymało od przedstawiciela „Gazpromu” wezwanie do Arbitrażu Sztokholmskiego. Jest to zapisane w komunikacie, opublikowanym na oficjalnej stronie internetowej kompanii. Strona rosyjska oczekuje, że sąd na mocy wstecznej przeliczy koszty gazu, który Polska otrzymała w ramach tzw. kontraktu Jamalskiego.

„Biorąc pod uwagę, że negocjacje handlowe w celu zmiany ceny zgodnie z wymogami „Gazprom Export” nie doprowadziły do ​​osiągnięcia porozumień, kompania rosyjska, zgodnie z warunkami umownymi, przekazała te spory do rozwiązania przez trybunał arbitrażowy” – informuje Spólka z o.o. „Gazprom Export”.

Warszawa potwierdziła, że ​​została powiadomiona o rozpoczęciu nowego procesu sądowego. PGNiG otrzymało wezwanie 14 stycznia i od razu przepowiedziało sobie kolejne zwycięstwo: Żądanie podwyższenia ceny kontraktowej zawarte w wezwaniu „Gazpromu” jest całkowicie bezzasadne. Jesteśmy przygotowani, aby wykazać to przed Trybunałem Arbitrażowym”.

Przedmiotem sporu jest kontrakt Jamalski, zgodnie z którym Polska rocznie kupuje od Rosji około 10 miliardów metrów sześciennych gazu (w tym 8,7 miliardów na zasadzie „take or pay” (bierz lub płać)). Konkretne szczegóły dokumentu, w tym formuła cenowa, nie zostały ujawnione.

Wiadomo tylko jedno: zarówno „Gazprom”, jak i PGNiG regularnie korzystają z prawa do inicjowania negocjacji w celu rewizji warunków umowy.

Na przykład wnioski o obniżenie cen zakupu od polskiej firmy wpłynęły 1 listopada 2017 roku oraz 1 listopada 2020 roku. „Gazprom” każdorazowo odbijał piłeczkę i odpowiadał również pozwem (z dnia 8 grudnia 2017 roku oraz z dnia 9 listopada 2020 roku). Równolegle prowadzone były postępowania sądowe wszczęte przez Warszawę. W marcu 2020 roku ten sam Arbitraż Sztokholmski uwzględnił roszczenie PGNiG. „Gazpromowi” nakazano po pierwsze zmianę formuły cenowej w kontrakcie Jamalskim, a po drugie – zapłacenie Polakom kary w wysokości 1,5 miliardów dolarów (to co niby przepłacili za dostawy gazu po „nieuczciwych” cenach).

Strona rosyjska zastosowała się do obu decyzji. Ale Polsce wydawało się to za mało: w listopadzie 2020 roku ona ponownie inicjuje negocjacje w sprawie rabatu na gaz, a rok później rozważnie koryguje swój wniosek. Powodem tego zostały rekordowo wysokie ceny na „niebieskie paliwo”.

Chodzi o to, że Polska poprzez arbitraż dążyła do powiązania kontraktu Jamalskiego z giełdą, a nie z pakietem naftowym, jak to było wcześniej.

Więc otrzymała to, o co walczyła: kiedy Sztokholm spełnił wymagania PGNiG, giełdowe ceny gazu dosłownie „zerwały się z łańcucha”. Oczekiwany zysk zamienił się w dużą stratę.

„Polakom należy pogratulować, dążyli do zmiany formuły ceny na powiązanie spotowe i teraz „czerpią korzyści pełnymi garściami”. Sytuacja na rynku rzeczywiście się zmieniła, ale w tych warunkach możemy mówić tylko o marży, a nie rabacie – konstatuje Aleksiej Griwacz, zastępca dyrektora Narodowego Funduszu Bezpieczeństwa Energetycznego (FNEB).

Oczywiście, że Rosja jest zadowolona z obecnych warunków współpracy gazowej z Polską. Griwacz uważa, że ​​przed zakończeniem kontraktu Jamalskiego PGNiG zapłaci „Gazpromowi” znacznie więcej, niż otrzymało jako odszkodowanie na podstawie decyzji arbitrażu sztokholmskiego (o ile, oczywiście, umowa nie zostanie ponownie zmieniona). Ale Moskwa nadal uważa poprzednią decyzję sądu za niesprawiedliwą. Wcześniej skorzystała z prawa odwołania się od niej i złożyła apelację, a teraz podejmuje kolejny „szturm” Sztokholmu.

Innymi słowy, „Gazprom” i „Gazprom Export” proszą o zmianę kontraktu Jamalskiego z mocą wsteczną.

Zainicjowali odwołanie do międzynarodowego arbitrażu „w sprawie retrospektywnej rewizji warunków cenowych umowy kupna-sprzedaży gazu”. A u Polaków jest odwrotnie: nie są zadowoleni z ceny, po jakiej obecnie importują gaz.

„W ostatnim czasie byliśmy świadkami bezprecedensowego wzrostu cen gazu ziemnego na europejskim rynku hurtowym. Ta nadzwyczajna sytuacja daje podstawy do rewizji warunków cenowych, na jakich kupujemy gaz w ramach kontraktu Jamalskiego – zauważył prezes PGNiG Paweł Majewski w październiku ubiegłego roku, gdy jego kompania przesłała „Gazpromowi” zmienioną ofertę.

Różnica polega również na tym, że „Gazprom” wszczął pełnoprawną sprawę w Arbitrażu Sztokholmskim. Natomiast roszczenia Polaków wciąż pozostają na poziomie negocjacji korporacyjnych, ale oczywiste jest, że też się pospieszą.

Niewykluczone, że i tym razem zadziała zasada lustrzanej odpowiedzi – PGNiG również poda pozew na „Gazprom”.

Wtedy arbitraż będzie zmuszony rozpatrzyć ten sam kontrakt Jamalski w ramach dwóch odrębnych postępowań. Perspektywy obu procesów są jednak bardzo niejasne. Rosja raczej nie znajdzie ważkich argumentów, by zmienić poprzednią decyzję Sztokholmu. Natomiast Polska w ogóle okaże się w całkowicie idiotycznej sytuacji: stara się o rewizję warunków, które sama wywalczyła z „Gazpromem” niespełna dwa lata temu.

Nie można powiedzieć nic bardziej konkretnego na temat meritum tej sprawy, ponieważ wszystko, co jest ważne, jest tajemnicą handlową. Tylko pracownicy „Gazpromu” i PGNiG wiedzą, jakie środki podejmą na udowodnienie swojej racji.

Na tle sporów sądowych między obiema kompaniami prawdopodobnie rozpoczną się negocjacje w sprawie przedłużenia kontraktu Jamalskiego, który kończy się 31 grudnia 2022 roku.

Polska uporczywie naciska, że ​​jest gotowa do całkowitego wycofania się z rosyjskiego gazu poprzez import LNG i uruchomienie gazociągu „Baltic Pipe”. Ze strony technicznej jest to możliwe. Otwarte pozostaje jednak pytanie, jakie ilości gazu Polacy faktycznie będą mogli otrzymać z norweskiego szelfu. I jaką cenę będą musieli za to zapłacić.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: