Gospodarka Gospodarka

Polska otrzymała możliwość zablokowania „Nord Stream – 2”

Źródło obrazu: wykop.pl
 

Polskie przedsiębiorstwo naftowo-gazowe PGNiG i jego zależna spółka filialna PGNiG Supply & Trading GmbH wezmą udział w certyfikacji operatora gazociągu „Nord Stream 2”. Prawo to zostało jemu przyznane przez niemiecką Federalną Agencję ds. Sieci. Póki co jeszcze nie wiadomo, jaką rolę w tym procesie przypisuje się Warszawie, ale ona nie ukrywa, że dołoży wszelkich starań, aby spowalniać realizację projektu.

Polacy zdecydowali się na udział w certyfikacji operatora „Nord Stream 2” na początku sierpnia. Na ten moment prezydent USA Joseph Biden i kanclerz Niemiec Angela Merkel już zawarli „zdradzieckie” porozumienie w sprawie losu gazociągu, jego uruchomienie wydawało się kwestią czasu. Ale Warszawa postanowiła chwycić się za ostatnią iluzoryczną okazję do zablokowania projektu.

„PGNiG i PGNiG Supply & Trading złożyły wniosek o udział w procedurze certyfikacji operatora gazociągu „Nord Stream 2”. Wynik postępowania zadecyduje, czy właściciel gazociągu otrzyma uprzywilejowaną pozycję na europejskim rynku gazu” – poinformował serwis prasowy polskiego koncernu naftowo-gazowego.

W sprawie drugiej nitki „Nord Stream” Niemcy i Polska zajmują diametralnie przeciwstawne stanowiska. Tym bardziej dziwi ten fakt, że niemiecka Agencja ds. Sieci jednak zatwierdziła wniosek PGNiG.

Teraz Polacy będą mieli prawne możliwości przeciwstawienia się „Nord Stream – 2 AG”.

Idealnie byłoby, gdyby postarali się znaleźć mechanizmy, które całkowicie zablokują działanie rurociągu, ale jest to mało prawdopodobne. Minimalnym zadaniem jest uniemożliwienie „Gazpromowi” i jego niemieckim partnerom obchodzenia norm zaktualizowanej unijnej dyrektywy gazowej, która sztucznie ogranicza przepustowość „Nord Stream – 2”.

„W postępowaniu certyfikacyjnym będziemy również dążyć do tego, aby właściciel „Nord Stream – 2” nie mógł uniknąć stosowania wymogów rozdziału własności, dostępu stron trzecich i przejrzystych taryf uwzględniających koszty całego gazociągu. Będziemy konsekwentnie udowadniać, że spółka „Nord Stream – 2 AG” nie spełnia wymogów formalnych i merytorycznych, stawianych operatorowi gazociągu, w szczególności dotyczących bezpieczeństwa dostaw i struktury korporacyjnej spółki” – oświadczył Paweł Majewski, szef PGNiG.

To dlaczego Niemcy zdecydowały się zaspokoić polskie ambicje? Na to pytanie nie ma prostej i logicznej odpowiedzi. Być może udział PGNiG w certyfikacji „Nord Stream – 2” Berlin postrzega jako „siatkę bezpieczeństwa” przed pozwami ze strony Warszawy. Polska już groziła, że użyje tego narzędzia, jeśli „rura Putina” zostanie uwolniona od norm Trzeciego pakietu energetycznego.

Oryginalną (choć nieco spiskową) wersję zaprezentowała deputowana rosyjskiej Dumy Państwowej Elena Panina: Niemcy celowo podsunęły „Gazpromowi” „konia trojańskiego”.

„Moskwa nie jest zobowiązana do minimalizowania wpływu negatywnych czynników, handlując gazem na własną szkodę. Ale wydaje się, że próbują ją zmusić do takiej decyzji. Możliwe jest, że Berlin chce to zrobić „polskimi rękami”? Jeśli tak, to tylko zniszczy atmosferę zaufania, jaka powstała podczas realizacji „Nord Stream – 1” oraz „Nord Stream – 2”, co źle wpłynie na przyszłe projekty gospodarcze i dialog polityczny między Niemcami a Rosją – pisze Panina.

Opóźniając certyfikację obwodnicowego gazociągu, Niemcy będą zmuszały Rosję do aktywnego korzystania z ukraińskiego GTS.

Karta ta może być również wykorzystana w negocjacjach w sprawie zawarcia nowego kontraktu tranzytowego pomiędzy „Gazpromem” a „Naftohazem”, w którym jako pośrednik występuje Unia Europejska.

O taki właśnie rozwój wydarzeń zabiega w Niemczech Partia Zielonych. Jej przedstawiciel, Reinhard Bütikofer, apelował niedawno, aby nie cieszyć się z zakończenia budowy „Nord Stream – 2”, ponieważ procedura certyfikacji nadal jest przed operatorem projektu. Sam proces może trwać wiele miesięcy i nie jest faktem, że skończy się sukcesem dla „Nord Stream – 2 AG”.

Za wcześnie jednak na wyciąganie wniosków. Nie ma odpowiedzi na główne pytanie – jaką rolę będzie odgrywała spółka PGNiG w procedurze certyfikacji „Nord Stream 2 AG”?

„Udział PGNiG w certyfikacji oznacza, że argumenty tej spółki przeciwko „Nord Stream 2 AG” usłyszy niemiecki regulator. Według PGNiG projekt ten zagraża bezpieczeństwu energetycznemu, a „Nord Stream 2 AG”, w całości należący do rosyjskiego „Gazpromu”, nie może być operatorem. Jeśli te argumenty zostaną usłyszane na jakimkolwiek etapie certyfikacji, to prawdopodobnie dojdzie do zmiany modelu zarządzania „Nord Stream 2” na taki, który będzie zgodny ze standardami europejskimi i będzie mniej szkodliwy z polskiego punktu widzenia – komentuje sytuację ekspert ds. energetyki i stosunków międzynarodowych, redaktor naczelny portalu BiznesAlert.pl Wojciech Jakubik.

Jeśli iść za jego logiką, PGNiG nie będzie miało decydującego głosu przy podejmowaniu decyzji o certyfikacji „Nord Stream – 2”. Zadaniem Polaków jest obserwowanie procesu i doradzanie niemieckiej Agencji ds. Sieci. Do tego samego wniosku skłania się Stanisław Mitrachowicz, ekspert Rosyjskiego Narodowego Funduszu Bezpieczeństwa Energetycznego (NESF).

Tak czy inaczej, Polska z pewnością nie przegapi okazji, aby opóźnić proces, a tym samym odroczyć uruchomienie „Nord Stream – 2”.

W ruch pójdą wszystkie możliwe narzędzia biurokratyczne, które PGNiG otrzymuje jako partner niemieckiej Agencji ds. Sieci. Sugerują to sami Polacy, ostrzegając Berlin przed pospiesznym uruchomieniem gazociągu.

„Obydwie spółki (PGNiG SA i PST GmbH – komentarz RuBaltic.Ru) podkreślają, że oddanie gazociągu do eksploatacji przed otrzymaniem ostatecznej decyzji certyfikacyjnej stanowiłoby naruszenie prawa jak niemieckiego tak i unijnego. Praca bez ostatecznej decyzji certyfikacyjnej będzie dyskryminować inne kompanie energetyczne i zakłócać konkurencję na wewnętrznym rynku gazowym. Z tego powodu PGNiG SA i PST GmbH zastrzegają sobie prawo do zastosowania wszelkich środków prawnych w celu przeciwdziałania takiemu zachowaniu „Nord Stream – 2 AG” – mówi się w komunikacie polskiego koncernu naftowo-gazowego.

Szanse na uruchomienie „Nord Stream – 2” przed nowym rokiem gwałtownie maleją.

Dla „Gazpromu”, który realizuje swoje produkty po „kosmicznych” cenach, nie będzie to poważny problem. Przetrzymanie nowego rurociągu w stanie „suchym” może być nawet korzystne dla Rosji z komercyjnego punktu widzenia.

Problemy będą mieli sami Europejczycy, w tym Polacy. Gazeta „Rzeczpospolita” pisze, że Polacy obawiają się rozpoczęcia sezonu grzewczego: „Ceny mogą wzrosnąć o 100%, a PGNiG w styczniu wystawi odpowiednie rachunki. Dla konsumentów będzie to szokiem”.

W styczniu „Nord Stream – 2” mógłby zniwelować brak równowagi między podażą a popytem na unijnym rynku gazowym. Ale samo PGNiG zrobi wszystko, żeby temu zapobiec. A Rosja i tak będzie winna.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: