Polska aktywnie bierze udział we wspieraniu protestów po wyborach prezydenckich na Białorusi. Wiadomości polskiej telewizji w ostatnich tygodniach zaczynają się od relacji o sytuacji na Białorusi, a we wszystkich mediach prezydent Aleksander Łukaszenko jest nazywany nie inaczej jak „dyktator”, „uzurpator” i „satrapa”. Jednocześnie Polska ze wszystkich sił stara się zagrać wiodącą rolę w obalaniu „dyktatury” w sąsiednim kraju, wierząc, że to pomoże nie tylko podnieść międzynarodowy prestiż państwa, ale także uzyskać preferencje gospodarcze, wynikające z „demokratyzacji” Białorusi.
„Obecna rewolucja otwiera przed Warszawą nowe i duże możliwości, aby stać się ważnym graczem. Należy jednak wyciągnąć wnioski z polskiego zaangażowania na Ukrainie w 2014 roku. Ostatecznie nic to nam nie dało, a kluczowym partnerem dla Kijowa stały się Niemcy” — podsumowuje artykuł na portalu telewizji państwowej TVP INFO, który jest rzecznikiem obecnego polskiego rządu.
Mimo wyrażonej powyżej chęci zostania „głównym graczem” Polska już dawno przestała prowadzić niezależną politykę na arenie międzynarodowej, będąc tam jedynie instrumentem amerykańskim.
I w tym przypadku Waszyngton, teraz zajęty swoimi problemami wewnętrznymi, po prostu przekazał wasalom z Europy Wschodniej, takim jak Polska i Litwa, upoważnienie do zorganizowania kolorowej rewolucji na Białorusi.
Nie oznacza ten fakt jednak, że polskie elity nie realizują własnych interesów, biorąc czynny udział w wydarzeniach w sąsiednim kraju.
Na przykład portal Bizblog.pl, zajmujący się kwestiami biznesowymi, zamieścił artykuł „Białoruski kryzys szansą na polską ekspansję gospodarczą?”, którego autor Piotr Maciążek jest uznawany za eksperta w dziedzinie energetyki i obronności. Według Maciążka „dojrzałe państwo, jakim niewątpliwie zostaje Polska”, musi szybko zaktualizować swoje plany w przypadku „ewolucji bądź upadku obecnego antycznego reżimu w Mińsku”, a polski biznes może stanąć przed „wielka wyprzedażą białoruskich sreber rodowych”.
W szczególności ekspert przypomina Białoruską Elektrownię Atomową, której budowie Polska wcześniej kategorycznie sprzeciwiała się, uznając ją za „niebezpieczną”. Warszawa zapowiedziała, że nie będzie kupowała energii elektrycznej produkowanej przez Białoruską Elektrownię Atomową, a także zakazała jej tranzytu przez swoje terytorium.
Jednak z punktu widzenia Maciążka, w przypadku ewentualnego odejścia Łukaszenki, wszystko mogłoby w sposób cudowny się zmienić.
„Białoruska Elektrownia Atomowa z transparentną strukturą właścicielską (m.in. bez zapisów umożliwiających rosyjskiemu Rosatomowi dysponowanie produkowanymi wolumenami energii na poczet ewentualnych długów) mogłaby stać się źródłem transgranicznej współpracy — taniej i czystej energii dla sąsiadów Białorusi i źródłem pieniędzy dla nowych władz w Mińsku, które chciałyby ustabilizować lokalną gospodarkę po ostatnich wstrząsach” — pisze.
W rzeczywistości Maciążek sugeruje, że Polska zamierza przejąć udział w Elektrowni Atomowej w Ostrowcu, aby w przyszłości uzyskać dostęp do źródła taniej energii elektrycznej.
Jednocześnie, zdaniem eksperta, odejście lub osłabienie Łukaszenki wpłynie na proces dywersyfikacji dostaw ropy na Białoruś, co pozwoli Polsce zarobić na tranzycie, przesyłając duże ilości ropy z terminalu w Gdańsku przez rurociąg „Przyjaźń” do tego kraju.
„Natomiast rodzima spółka Unimot może stać pośrednikiem w dostawie surowca z USA do białoruskich rafinerii. Te zakłady są kluczowe dla stabilności gospodarczej państwa białoruskiego, odpowiadając za około 1/5 wpływów do budżetu centralnego. Niestety dziś ich produkcja jest uzależniona od dostaw ropy z Rosji” — zauważa.
W ten sam sposób — dodaje autor — w przypadku osłabienia wpływów Gazpromu na Białorusi polskie firmy będą mogły zarabiać na rewersie gazu przez Gazociąg Jamalski.
Maciążek uważa również, że zmiany polityczne w Mińsku mogą doprowadzić do dużej reprywatyzacji, gdyż trudna sytuacja finansowa państwa może zmusić władze do „rozpoczęcia procesu przynajmniej częściowej wyprzedaży sreber rodowych”.
I w takiej sytuacji dla Polski mogą pojawić się ciekawe opcje.
„Chodzi o potencjalne przejęcie (być może wspólnie z jakimś zachodnim koncernem) udziałów przez polską firmę w nowoczesnych rafineriach białoruskich. Przy drożnym rewersie systemu Przyjaźń mogłaby to być ciekawa inicjatywa ukierunkowana na sprzedaż produktów na chłonnym rynku ukraińskim. Ciekawy byłby także polityczny aspekt tego przedsięwzięcia (duży wpływ na politykę Białorusi zależnej od wpływów podatkowych z petrochemii) — przewiduje.
Zdaniem eksperta, budowanie takich „fantastycznych scenariuszy ma głęboki sens” i „powinny one zalegać w szufladach i czekać na dogodny czas”.
„Obecne zawirowania na Białorusi to właśnie taki moment. Mam nadzieję, że polski rząd posiada bogaty wachlarz tego typu dokumentów i nie zawaha się ich użyć. Taka strategia będzie wymagać wizji, sterowności spółek skarbu państwa — od petrochemicznych po bankowe — oraz decyzyjności. Druga taka szansa może się szybko nie powtórzyć” — reasumuje.
Portal internetowy Business Insider dostrzega kolejny „plus” w sytuacji w sąsiednim kraju, zauważając, że „niepokoje na Białorusi mogą wspomóc polski rynek pracy”.
Artykuł informuje, że firmy rekrutujące, które przyciągają do Polski pracowników ze Wschodu, od kilku miesięcy dostrzegają oznaki zmian.
„Fatalna sytuacja gospodarcza na Białorusi wyraźnie zwiększyła liczbę chętnych do pracy w Polsce, a teraz, jeśli nastąpi pewne odmrożenie polityczne, może być ich jeszcze więcej” — przewiduje Mateusz Matysiak, szef agencji EMT HRC.
Z kolei główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej Piotr Soroczyński uważa, że Polska może zostać „kołem zamachowym białoruskiej gospodarki”.
„Polskie firmy mogą wspomóc białoruską gospodarkę w podobny sposób, jak naszą gospodarkę wsparły niemieckie firmy, inwestując nad Wisłą przed 20 laty.” — powiedział agencji PAP.
Ekspert zapomniał nadmienić, że takie „wsparcie” obróciło się dla Polski w sprzedaż za grosze majątku państwowego, zrabowaniem własności narodowej i skończyło się niemiecką kolonizacją gospodarczą.
Najwyraźniej dokładnie taki scenariusz planuje powtórzyć polski kapitał teraz już na Białorusi.