Gazprom odmówił rezerwacji dodatkowej przepustowości ukraińskiego systemu przesyłowego na lipiec. Z tego powodu koszt niebieskiego paliwa w europejskich hubach osiągnął rekordowy poziom 415 dolarów USA za tysiąc metrów sześciennych. Zachodni analitycy są przekonani, że Rosja nie tylko stara się maksymalizować zyski, ale także tworzy sprzyjające tło dla uruchomienia „Nord Stream — 2” jak najszybciej, co sprawia, że Europejczycy będą bardzo zainteresowani nie tylko uruchomieniem gazociągu pod Bałtykiem, ale także dania mu pełnej wydajności.
W ciągu kilku miesięcy sytuacja na światowym rynku gazu wywróciła się do góry nogami. Jeszcze rok temu Rosja musiała handlować gazem ze stratą: ceny spotowe w Europie trzymały się poniżej progu rentowności „Gazpromu”. W niektóre dni rosyjski monopolista dostawał mniej niż 70 dolarów za tysiąc metrów sześciennych.
Załamanie rynku gazowego w 2020 roku było wynikiem fatalnego zbiegu okoliczności. Rekordowe rezerwy gazu w europejskich podziemnych magazynach, zgromadzone z powodu obaw o zatrzymanie ukraińskiego tranzytu, wyjątkowo ciepła zima, niskie zapotrzebowanie na surowce energetyczne ze względu na kwarantanne... Dostawcy LNG, który dosłownie zapchały Europę swoimi produktami, dolali oliwy do ognia.
Dzisiaj sytuacja jest odwrotna. Koronawirus jeszcze nie został pokonany, ale światowa gospodarka już wychodzi z kryzysu. Ożywia się działalność gospodarcza i produkcyjna, rośnie zużycie węglowodorów: ropy, gazu i węgla.
Z danych operacyjnych wynika, że w pierwszych pięciu miesiącach bieżącego roku zapotrzebowanie na gaz w Europie wzrosło o ponad 17%.
Pogoda też sprzyja „Gazpromowi”. Dla jego zachodnich partnerów sezon grzewczy 2020/2021 charakteryzował się wyjątkowo niskimi temperaturami.
Wiosną Europa — nie bez zaskoczenia — odkryła, że jej obiekty PMG są znacznie bardziej wyczerpane niż rok wcześniej. Przygotowania do następnej zimy musiało się zacząć od „niskiego startu”.
Na tym nieprzyjemne niespodzianki dla importerów rosyjskiego gazu się nie skończyły. Po mrozach nastąpiły straszne upały. Zmusza to zakłady przemysłowe do wydawania dużej ilości energii na klimatyzację. Elektrownie pobierają paliwo, które w innej sytuacji byłoby wpompowane do podziemnych magazynów.
W końcu okrutny psikus z Europą zrobili ci, których powszechnie uważa się za jej dobroczyńców – dostawcy skroplonego gazu ziemnego.
Na tle zmian w koniunkturze cenowej po raz kolejny siegnęli do regionu Azji i Pacyfiku (APR). Tam, gdzie konsumenci są gotowi zapłacić znacznie więcej niż Europejczycy.
Wolumen obrotu LNG w Europie zaczął spadać jeszcze w zimie, i ten trend pozostaje niezmienny: wszyscy próbują zarobić na azjatyckim rynku Premium.
Tym samym kraje UE znalazły się w niezwykle trudnej sytuacji. Nowy sezon grzewczy zbliża się wielkimi krokami, a napełnianie podziemnych magazynów gazu przebiega zbyt apatycznie i na wolnych obrotach. Obecny poziom zapasów odbiega od średniej z ostatnich pięciu lat o ponad 14%. Niemieckie magazyny były na koniec czerwca wypełnione na 41%, a austriackie — tylko na 29%.
Ponieważ nie ma nadziei na trejderów LNG, Europa w tym roku szczególnie oczekuje gazu rurociągowego z Rosji.
Tak się złożyło, że rzekomo niewiarygodny „Gazprom” w rzeczywistości cieszy się reputacją niezawodnego dostawcy. Wypełniając zobowiązania wynikające z kontraktów długoterminowych, zawsze gotów jest dostarczyć klientom dodatkowe ilości paliwa. Przynajmniej Europejczycy są do tego przyzwyczajeni.
Typowa historia z ostatnich lat: pod koniec zimy „Gazprom” gwałtownie zwiększa dostawy do Niemiec, Francji, Włoch i tak dalej.
Ale obecnie rosyjski monopolista zachowuje się inaczej.
Zachodni analitycy z irytacją zauważają, że Rosji nie spieszy się z zaspokojeniem rosnącego zapotrzebowania na gaz w Europie. Realizują sie tylko zobowiązania umowne.
29 czerwca okazało się, że „Gazprom” nie będzie rezerwował dodatkowej przepustowości ukraińskiego systemu przesyłowego na lipiec. Ale przecież to w tym miesiącu planowane są prace remontowe na innych gazociągach eksportowych. Od 6 do 10 lipca będzie zawieszony „Jamał — Europa”, od 13 do 23 lipca dokończone zostanie układanie drugiej nitki „Nord Stream”.
W związku z tym Thomas Marsek-Manser, analityk służby śledzenia rynków towarów podstawowych ICIS, zauważa, że trejderzy liczyli na wzrost tranzytu przez Ukrainę. Gdy tak się nie stało, spotowe ceny gazu w Europie osiągnęły 415 dolarów za tysiąc metrów sześciennych.
Niektórzy eksperci uważają, że „Gazprom” kieruje się wyłącznie logiką ekonomiczną. Menedżerowie kompanii postanowili trzymać Europę na głodnych racjach gazowych, aby zmaksymalizować swoje zyski.
Ale inna wersja wydaje się bardziej prawdopodobna.
Rosja naciska na Merkel i otoczenie, żeby jak najszybciej uruchomić „Nord Stream —2”.
„Wielu uważało, że Rosja dostarczy więcej gazu przez Ukrainę, ale tak się nie dzieje. Wynika to częściowo z powodów politycznych: Rosja wysyła sygnał do Brukseli, że nie potrzebuje tranzytu gazu przez Ukrainę ” — mówi Trevor Sikorski, szef departamentu ds. gazu ziemnego i transformacji energetycznej konsultingowej kompanii Energy Aspects.
„„Nord Stream — 2” będzie miał znaczący wpływ w krótkoterminowej perspektywie, ponieważ Unia Europejska stoi obecnie w obliczu wyjątkowo niskich rezerw gazu” — zgadza się z nim Sarah Behbehani, dyrektor wykonawczy BEnergy Solutions DMCC. — „Gdyby nasze zapasy były większe, trejderzy nie zwracaliby takiej uwagi na ten projekt”.
Tę wersję pośrednio potwierdza Elena Burmistrowa, dyrektor generalny „Gazprom Export”. Stwierdziła, że dodatkowe wnioski o dostawy rosyjskiego gazu zostaną spełnione po uruchomieniu „Nord Stream — 2”.
Zakończenie budowy gazociągu stało się kwestią czasu. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy będą miały do niego zastosowanie normy zaktualizowanej unijnej dyrektywy gazowej. Dla Rosji fundamentalnie ważne jest, aby zachodni partnerzy nie ograniczali sztucznie przepustowości drugiej nitki „Nord Stream”.
Zapewne dlatego „Gazprom” prowokuje sytuację, w której sama Europa będzie chciała w nadchodzącej zimie maksymalnego obciążenia nowo wybudowanej rury.
Fizyczny niedobór gazu jej nie zagraża: konsumenci nie zamarzną, przemysł też się nie zatrzyma. Ale dyrektor handlowy niemieckiej kompanii „Uniper” Nik den Hollander ostrzega, że „jeśli te napięcia będą się utrzymywać, a nadchodząca zima okaże się naprawdę mroźną, czekają na nas bardzo szokujące ceny”.
Czyli 415 dolarów USA za tysiąc metrów sześciennych — to jeszcze nie koniec. Czy Europa jest gotowa na taki rozwój wydarzeń?