Polityka Polityka

Kryzys migracyjny: nielegalni migranci wydeptują sobie ścieżki z Białorusi do Polski i Łotwy

Źródło obrazu: ibtimes.com
 

Litwa ogłasza triumfalny wynik „wojny migracyjnej” z Łukaszenką: przez dwa dni na terenie republiki nadbałtyckiej nie zatrzymano ani jednego nielegalnego migranta, setki nieproszonych gości wróciły na Białoruś, a Irak zawiesza loty do Mińska. Niemniej jednak jest to za wcześnie, aby postawić kropkę w tej historii.

Kilka dni temu władze litewskie podjęły decyzję o wydalenie ze swojego kraju migrantów na terytorium Białorusi, skąd ci nielegalnie przekraczają granicę. W tym celu funkcjonariuszom organów ścigania pozwolono było stosować „środki presji psychicznej i fizycznej”. Jeśli migrant nie chce zrozumieć, że „zabłądził” podczas pieszej „turystycznej” wycieczki po Białorusi, wyjaśnia mu się to językiem policyjnej pałki, gazu łzawiącego, a nawet broni palnej.

Mińsk bezskutecznie próbuje zwrócić uwagę społeczności światowej na łamanie praw człowieka na Litwie. Na Zachodzie nie zwracają uwagi ani na nieludzkie warunki pobytu migrantów w obozach, ani na pobitego na śmierć obywatela Iraku ani na ocalałych uchodźców, którzy wracają na Białoruś z podskórnymi wylewami krwi, śladami po psich zębach i dziurami po ranach postrzałowych.

W tych warunkach Litwa nauczyła się skutecznie odpierać „agresję migracyjną”.

Liczba zatrzymanych nielegalnych imigrantów na jej terytorium kilkakrotnie spadła, a następnie całkowicie zanikła. Setki „turystów” z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu są zmuszane do powrotu na Białoruś.

Warto zauważyć, że 5 sierpnia Aleksander Łukaszenko nakazał zamknąć każdy metr granicy białorusko-litewskiej, aby zapobiec wydalaniu nielegalnych migrantów. Ta decyzja stworzyła niebezpieczeństwo starcia militarnego pomiędzy funkcjonariuszami obu nieprzyjaznych państw. Ale nie zgłoszono jeszcze żadnych niebezpiecznych incydentów. Jako jedyny wyjątek można nazwać komunikaty litewskich pograniczników, którzy słyszeli odgłosy strzałów od strony białoruskiej granicy. Mińsk wyjaśnił to przeprowadzeniem zaplanowanych ćwiczeń.

Z pewnością można powiedzieć, że ostatnie instrukcje Łukaszenki nie są realizowane. „Od dzisiaj żadna noga nie powinna postać na terytorium Białorusi z sąsiedniej strony, niezależnie czy z południa, czy z zachodu” – powiedział prezydent Białorusi 5 sierpnia. Zostaje się tylko domyślać, dlaczego setki migrantów, docierając na Litwę, wciąż wraca bez przeszkód.

Wreszcie głos zabrał Irak, główny „dostawca” nielegalnych migrantów do republiki nadbałtyckiej.

Początkowo władze tego kraju próbowały abstrahować od problemu, a nawet zaprzeczały temu faktowi, że większość uchodźców na Litwie – to są obywatele Iraku. Ponadto, na podstawie instrukcji ministra transportu Nassera al-Shibli, irackie linie lotnicze uruchomiły nowe połączenia do Mińska. Wiadomość ta pojawiła się zaraz po powrocie ministra spraw zagranicznych Litwy Gabrieliusa Landsbergisa z Bagdadu i wyglądała po prostu jakby zakpili z niego.

Wtedy najwyraźniej Unia Europejska jednak znalazła sposób na wywarcie presji na Irak. Administracja Lotnictwa Cywilnego Iraku, kierując się nowymi dyrektywami, bezterminowo odwołała wszystkie loty do Mińska. Rzecznik irackiego MSZ Ahmed al-Sahhaf wezwał swoich rodaków, aby przestali być tarczami strzeleckimi w procederze handlu ludźmi. Ambasador Iraku w Rosji Abdel Rahman al-Hasani powiedział na swoim Twitterze, że 10 sierpnia Iraqi Airlines zorganizują lot ewakuacyjny dla uchodźców, którzy utknęli na Białorusi. Na każdą z tych wiadomości litewscy politycy robią owację na stojąco.

Niemniej jednak na picie szampana jest dla nich za wcześnie.

Według informacji rozpowszechnianych przez kanał Telegrama Białoruskiego Związku Dziennikarzy „krótkie wytchnienie dla litewskiego reżimu na przyjmowanie uchodźców” skończy się już w poniedziałek 9 sierpnia.

Od tego dnia uchodźcy będą mogli skorzystać z dogodnych połączeń przesiadkowych do Mińska, które oferują przewoźnicy lotniczy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Turcji, Libanu, Gruzji, Rosji, Jordanii, Kataru i Arabii Saudyjskiej. Koszty lotów wzrosną, ale dla osób, które są zdeterminowane, aby rozpocząć nowe życie w Europie, raczej nie będzie to duży problem.

Informacje o nowych lotach rozchodzą się błyskawicznie na specjalnych czatach dla uchodźców. I nie jest to zaskakujące: biznes lotniczy zbiera swoje żniwo. Na ile wiadomo, bilety na samoloty z Basry do Mińska zostały wykupione do 26 sierpnia, a na samoloty z Irbilu – w ogóle do końca października. Dodajmy do tego jeszcze dwa miasta (Bagdad oraz As-Sulajmanijja) i otrzymamy ogromną liczbę ludzi, którzy są zdeterminowani, aby dostać się do stolicy Białorusi za wszelką cenę.

Alternatywni przewoźnicy bardo szybko się zorientowali i pospieszyli się z tego skorzystać. Wobec prawa są uczciwi: nikt nie może zabronić, na przykład, Turkom całkowicie legalnego sprowadzania obywateli Iraku do Mińska. Dalsze losy uchodźców nie obchodzą linie lotnicze, co więcej – i nie powinny obchodzić.

Tymczasem na samej Białorusi migranci angażują się w dywersyfikację dróg wjazdu na teren Unii Europejskiej.

W ciągu lata Litwa mniej więcej nauczyła się ograniczać napływ nielegalnych migrantów. Aby chronić granice, Litwini angażują wojsko i budują ogrodzenie z drutu kolczastego, straż graniczna pilnuje najbardziej problematycznych odcinków. Coraz trudniej przebić się przez nie każdego dnia. Czemu więc nie zwrócić uwagi na granice państwowe Białorusi z… innymi krajami UE?

Migranci właśnie to robią. Niedawno na Łotwie zatrzymano w ciągu jednego dnia 38 nielegalnych migrantów, którzy nielegalnie przekroczyli granicę ze strony Białorusi (wszyscy zostali umieszczeni w ośrodkach tymczasowego zakwaterowania cudzoziemców). Liczba ta jest oczywiście niewielka, ale wcześniejsi uchodźcy na ogół ignorowali kierunek łotewski.

Podobny problem dotknął również Warszawę. 4 sierpnia polska straż graniczna zatrzymała rekordową liczbę nielegalnych migrantów – 62 osoby. Już następnego dnia rekord został pobity. Wiceminister spraw wewnętrznych Rzeczpospolitej Polski Maciej Wąsik uważa, że ​​Łukaszenko celowo zwiększa napływ migracyjny do jego kraju – rzekomo mszcząc się za historię z lekkoatletką Krystyną Cymanouską. Ale za co w tym przypadku mści się również na Łotwie?

Jest to właśnie ten sam przypadek, kiedy nie trzeba szukać czarnego kota w ciemnym pokoju.

Im trudniej nielegalnym migrantom przekroczyć granicę białorusko-litewską, tym aktywniej będą oblegać Łotwę i Polskę.

Przezwyciężyć brak bezpośredniej komunikacji z Mińskiem pomogą im zagraniczne linie lotnicze. Dlatego na fetowanie zwycięstwa dla Litwy i jej sojuszników jest za wcześnie. „Hybrydowi agresorzy” nadal będą walczyć o swoje miejsce pod europejskim słońcem.

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: