Ze wspomnień pracownika MGB, Georgija Zacharowicza Sannikowa, który walczył z banderowcami na Zachodniej Ukrainie:

Jeśli mówimy o sytuacji w całości, mogę powiedzieć, że gdy podjąłem pracę w organach bezpieczeństwa państwowego latem 1952 roku, nie zostało to zaobserwowane. Oczywiście, że mogły być wyjątki.

A jakby ktoś z nas popełnił błąd i trafił do banderowców, to oni by mu taki „teatrzyk” urządzili… Wciskanie butelek w odbyt było dla nich dziecinną igraszką. O maszynie do tortur już nie będę się powtarzał.

Jeżeli mówimy o wyjątkowych przypadkach, przypominam sobie moment, kiedy złapaliśmy grupę, która chwilę wcześniej wylądowała razem z radiotelegrafistą, który miał nadać radiogram do swojego zachodniego kuratora — i nie później niż w określonym czasie po lądowaniu. Zaczęli go przekonywać, a on się uparł. Czas mijał, trzeba było na coś się zdecydować. Co robić? Wiec przycisnęliśmy mu paluszki wyciorami i j*****li młotkiem. Krew trysnęła...

Krzyknął, zemdlał. Ale mężczyzna okazał się zdrowy, z silnym sercem. Nadał niezbędny radiogram i rozpoczęła się gra operacyjna. Możliwe, że wciąż żyje...

Ten artykuł jest dostępny w innych językach: