Prezydent Litwy Gitanas Nausėda zażądał, aby przewodniczący Komisji Europejskiej osobiście zaangażował się w walkę o zapewnienie bezpieczeństwa Białoruskiej Elektrowni Jądrowej. To oświadczenie jest kolejnym z długiej serii dowodów, że w przeddzień uruchomienia Białoruskiej Elektrowni Jądrowej zachowanie Wilna staje się coraz bardziej histeryczne. Dochodzi do rozpętywania skandali w Brukseli z oskarżeniami, że za niebezpieczną elektrownię jądrową będzie ponosiła odpowiedzialność cała Unia Europejska.
„Na złudzenia, że elektrownia jądrowa zostanie zbudowana w innym miejscu lub nawet w ogóle zostanie zrównana z ziemią, prawdopodobnie nie możemy liczyć. Musiało to by się stać 11-12 lat temu; niestety nic nie zrobiliśmy w tym kierunku ” — powiedział prezydent Litwy w sprawie Białoruskiej Elektrowni Jądrowej.
Uznanie niemożności wstrzymania projektu budowy elektrowni jądrowej w Ostrowieckim rejonie Grodzieńskiego obwodu na Białorusi w żaden sposób nie oznacza, że przywódcy litewscy porzucili swoją „wielką walkę”. Gitanas Nausėda podtrzymuje stanowisko, że Litwa powinna wymagać od Białorusi spełnienia wymogów Unii Europejskiej w zakresie bezpieczeństwa energii atomowej.
Doświadczenia samej Litwy, którą Unia Europejska zmusiła do zamknięcia Ignalińskiej Elektrowni Jądrowej, pokazują, że europejskie wymogi bezpieczeństwa atomowego są zredukowane do eliminacji branży energetyki jądrowej.
Właśnie tego Litwa domaga się od Unii Europejskiej.
Wiadomość, że paliwo jądrowe dotarło do Ostrowieckiej Elektrowni Jądrowej, spowodowała wzrost gorączkowej aktywności oficjalnych kręgach Wilna.
W ostatnich tygodniach Litwa zażądała od Unii Europejskiej nałożenia sankcji na „Rosatom” (elektrownię jądrową buduje rosyjska firma). Złożyła kolejną skargę dotyczącą „niedopuszczalnej sytuacji” do Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). Postanowili skłonić zachodnich sojuszników do nałożenia sankcji na wszystkie firmy, które uczestniczą w tym przedsięwzięciu. Do tego poskarżyli się także na Białoruską Elektrownie Jądrową Stanom Zjednoczonym (też nie po raz pierwszy) i z jakiegoś powodu… Armenii, uzyskali od Kijowa zakaz importu białoruskiej energii elektrycznej na Ukrainę i wysłali do Mińska już chyba pięćsetną protest note.
Według wyników swojej durnej działalności litewska dyplomacja deklaruje, że jej stanowisko w sprawie Białoruskiej Elektrowni Jądrowej słyszą w Brukseli i krajach sąsiednich. Dlaczego mieliby nie słyszeć, gdy Wilno tak się drze! Inną sprawą jest to, że ten krzyk odniesie pożądany skutek.
Łotwa i Estonia na razie nie wypowiedziały się za całkowitym zakazem białoruskiej energii elektrycznej na rynku energii krajów nadbałtyckich. Komisja Europejska trzyma stronę Mińska, mowiąc Litwę, że wszystko jest w porządku.
„Białoruś zobowiązała się do kontynuowania współpracy z Urzędem Regulacji Bezpieczeństwa Jądrowego UE (ENSREG)”, — odpowiedzieli unijni komisarze ds. energii i kwestii międzynarodowych na skargę litewskiego Ministerstwa Energii. Oni przekonują Wilno, że Białoruś w przeddzień uruchomienia elektrowni jądrowej spełni wszystkie wymogi bezpieczeństwa atomowego.
W odpowiedzi Wilno zaczyna obwiniać wszystko i wszystkich i deklaruje podważenie zaufania do organizacji międzynarodowych.
„Zaufanie do energii jądrowej i MAEA jako organizacji zależy obecnie wyłącznie od własnych działań MAEA i prawidłowej reakcji na niedopuszczalną sytuację na Białorusi”, — te słowa z ust litewskiego ministra energii Žygimantasa Vaičiūnasa towarzyszą skardze do Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej na białoruski program atomowy.
To znaczy, że reputacja MAEA zależy bezpośrednio od tego, czy wystąpi przeciw Białorusi i Rosatomowi, czy nie. Jeśli nie wystąpi, Litwa jej zaserwuje taka czarną polewkę, której nie będzie w stanie przełknąć.
„Wciąż podkreślamy, że nieprzestrzeganie wszystkich wymogów bezpieczeństwa atomowego dla projektu elektrowni jądrowej na Białorusi obciąży odpowiedzialnością nie tylko Białoruś, ale także instytucje UE, zaangażowane w ten proces” — mówi ten samy Žygimantas Vaičiūnas na temat odsunięcia się komisarzy europejskich.
Wszyscy już zrozumieli, że według Litwy Białoruska Elektrownia Jądrowa z definicji nie może spełnić wszystkich wymagań bezpieczeństwa atomowego. Więc co, Litwa będzie przeprowadzała „krucjatę” przeciwko Brukseli też, kiedy elektrownia jądrowa wreszcie zacznie pracować?
Może teraz wystosuje pozew na Komisję Europejską do Sądu Europejskiego, a może nawet zagrozi jej wystąpieniem z UE?
Zarzuty na takim poziomie, jak oskarżenia o podważanie swojego bezpieczeństwa narodowego nie tylko Rosji i Białorusi, ale także Unii Europejskiej, są pewnym znakiem, że przywódcy litewscy stracili resztę adekwatności w walce z Białoruską Elektrownią Jądrową. Wcześniej też nie było jej tam zbyt dużo, ale z powodu fiaska wieloletnich prób powstrzymania budowy elektrowni jądrowej, oficjalne Wilno jest gotowe dostać szału w miarę zbliżania się „godziny X”.
Niezależnie od tego, jakimi racjonalnymi względami mogły być kierowane władze Litwy — a na pewno były kierowane — podejmując decyzję o walce do samego końca z elektrownią jądrowej w sąsiednim kraju, ich irracjonalność w posunięciach od dawna przyćmiła racjonalność. Rządzą emocje, a nie ewentualne zyski, a tym bardziej wartości.
W moment uruchomienia Białoruskiej Elektrowni Jądrowej litewskie emocje będą już nie mówić, ale krzyczeć do zdarcia gardła.
Litwa w walce z tym projektem na tyle podniosła stawki, że zbliżająca się klęska, związana z uruchomieniem elektrowni jądrowej, spowoduje zbiorowy amok wśród kierownictwa republiki. W tym stanie Wilno będzie zdolne do wszystkiego.